Szwedzka grupa powermetalowa założona w Göteborgu w 1999. W 2000 wydano demo "Storming Across Heaven", którego nakład został wyczerpany w ciągu trzech dni. Debiut zrealizowano w studio w Los Angeles przy współpracy z Andy`m La Roque. Na płycie dosyć nietypowo funkcję wokalisty i perkusisty jednocześnie pełnił Jonas Heidgert, a sam materiał okazał się mieszanką stylu skandynawskiego i włoskiego z kręgu Rhapsody. Uważne zapoznanie się z utworami ukazywało wyśmienite wykonanie, o klasę przewyższające większość zespołów grających podobną muzykę wówczas w Europie. Duża liczba udanych celtyckich ozdobników i drobnych kombinacji podnosiła wartość kompozycji, melodyjnych i osadzonych w nurcie rycersko-baśniowym. Znakomicie wyważono wbudowanie w całość elementów neoklasycznych, uwagę zwracały gitarowo-klawiszowe solówki. Choć nie był to koncept, krążek sprawiał wrażenie ciekawie opowiedzianej historii. Jedynym słabszym momentem był Storming Across Heaven z irytującym chwilami wokalem i miałkim motywem przewodnim. Wysmakowany i dostojny A Last Farewell wzbogacał duet wokalny i pięknie poprowadzona melodia. Nieźle wypadły też nietuzinkowo opracowane szybkie Ride For Glory oraz The Battle Of The Ivory Plains, za udany należało także uznać spokojniejszy A Secret Unveiled. Zachwycał symfoniczny rozmach The Orcish March o cechach epickiego power i tylko urocza ballada Graveheart traciła z powodu zbyt egzaltowanego wokalu, wpadającego tutaj w płaczliwość. Brawurowo wręcz odegrany Marsz Turecki Mozarta należał do jednej z najlepszych przeróbek muzyki klasycznej jaka kiedykolwiek znalazła się na metalowym albumie. Krążek posiadał znakomite brzmienie, z dopieszczonymi efektami specjalnymi oraz grzmiącą sekcją rytmiczną. Można było czepiać się jedynie głosu Heidgerta w wysokich rejestrach, które niejednokrotnie drażniły.
[2] ukazał się w okresie największego rozkwitu odradzającego się heroicznego powermetalu w całej Europie. Album sadowił się w głównym nurcie melodyjnego power z klawiszami - ekipa zagrała zdecydowanie i z ogromną energią, co udowadniał Majesty Of The Mithril Mountains ze zmasowanymi klawiszami Holmlinda. Epicko i potoczyście, ale grupa grała także z pewnymi inklinacjami lekko progresywnymi, odnoszącymi się do stylu Blind Guardian. W Through Elven Woods And Dwarven Mines słychać nieśmiałe, ale jednak próby uzupełniania kompozycji o elementy symfoniczne. Klawisze zdecydowanie dodawały smaku i rozszerzały muzyczną przestrzeń w szybkim Holy War - zwiewnym i eleganckim jak muzyka Rhapsody z tego okresu. Jonas Heidgert śpiewał prawie cały czas wysoko, naśladując dramatyczną manierę frontmanów włoskich - tyle, że oni posiadali w większości lepsze głosy. Te drobne niedostatki słychać w wykonaniu Calm Before The Storm, łagodnej i melancholijnej pieśni minstrela - kompozycji na takich płytach w zasadzie obowiązkowej, ale w tym przypadku tylko dobrej. Oczywiście część instrumentalna była znakomita - rozbudowana i wyrafinowana w zróżnicowaniu aranżacji. The Return To The Ivory Plains zawierał pewne motywy z 1999, uwagę zwracało skomasowanie wszystkich instrumentów na małej przestrzeni. Byłoby to zapewne jeszcze lepsze, gdyby refren był bardziej wyrazisty, a śladowe ilości neoklasyki zostały albo usunięte, albo bardziej wyeksponowane. Z dużym pietyzmem zaaranżowano romantyczny Forever Walking Alone z pianinem i pięknymi ornamentami akustycznymi. W Blazing Hate zespół zwracał się w kierunku symfonicznego metalu w manierze włoskiej, z odcieniami progresywnymi i podchodząc mocno pod Vision Divine. A Thousand Points Of Light powracał do melodyjnego powermetalu skandynawskiego w dialogach gitarzystów i klawiszowca, które zrobiono tu fantastycznie i aż szkoda, że nie trwały dłużej. Płytę kończył nieco tajemniczy i elegijny One with All, a do zremasterowanej wersji z 2014 dorzucono cover Limahla The Neverending Story. Krążkowi nadano bardzo dobre brzmienie, choć zastoswano echa mixu i masteringu metalu symfonicznego z Włoch czy Francji - głównie w sposobie realizacji planów klawiszowych i ustawieniu gitar względem klawiszy. Szwedzki pozostawał dźwięk samych gitar i tu zachodziła zgodność z dokonaniami Morfiade czy Zonata. Dragonland w pewnym stopniu wypełnił lukę pomiędzy włoskim flower powermetalem a szwedzkim heroicznym melodyjnym power, jednak na kolejnych płytach nie zdecydował się kontynuować tego stylu.
[3] był bardziej zróżnicowany - muzycy z równą swobodą operowali w tempach szybszych (As Madness Took Me, Starfall), jak i średnich, czasami sięgając także po zwolnienia (The Dream Seeker). Takie numery jak The Shores Of Our Land ze znakomitym, klawiszowym otwarciem i ciekawą kobiecą wokalizą, dynamiczny As Madness Took Me czy też To The End Of The World po prostu musiały się podobać. Słychać było, że zespół powoli okrzepł, a Heidgert za mikrofonem nabrał pewności siebie - tym bardziej, że Dragonland wreszcie zatrudnili bębniarza z prawdziwego zdarzenia. Całkiem osobnym tematem był kończące płytę trzyczęściowy The Book Of Shadows. Ponad 11-minutowe nagranie oszałamia rozmachem w stylu muzyki ilustracyjno-filmowej. Czuć było niemal klimaty "Gladiatora" czy "Władcy Pierścieni". W interesujący sposób Szwedzi sięgnęli po elementy Orientu w podniosłej części drugiej oraz w granie a la Joe Satriani w części trzeciej. Podczas nagrywania płyty swoje "trzy grosze" do produkcji oraz samych nagrań dołożyli muzycy Evergrey - Tom Englund oraz Henrik Danhage.
[4] udowadniał po raz kolejny, że Dragonland opuścili nie tylko klimaty fantasy, ale i zasadniczy obszar nakreślony przez ramy gatunkowe melodyjnego power metalu, kierując się ku muzyce bardziej złożonej, progresywnie nastawionej i nie zawsze poddającej się klasyfikacjom używając metalowych wzorców - za to z pewnością symfonicznej i rozległej jak przestrzenie kosmosu. Czysty wysoki wokal Heidgerta łączył się subtelnie z nowoczesnymi elektronicznymi syntezatorami i fantazyjnymi solówkami Nicklasa Magnussona. Był to w znacznej mierze album instrumentalistów, ale partie wokalne starannie dopracowano, tu i ówdzie uzupełniając je partiami żeńskimi Elise Ryd, znanej m.in. z chórków w Falconer i Amaranthe. Łagodnie, choć zdecydowanie metalowo rozpoczynał się Supernova, ale zdecydowanie lepszy był mocniej zagrany Cassiopeia z uroczystym klimatem i gościnną solówką Mariosa Iliopoulosa z Nightrage. Szybszy Contact był bliższy temu co zespół grał wcześniej, choć nowoczesne partie klawiszowe umiejscawiały kawałek w specyfice stylu całego albumu. W Antimatter zaskakiwało połączenie poweru z melodyjnym deathem w göteborskim stylu, a obok czystego wokalu harshem popisywał się następny członek Nightrage - Jimmy Strimmell. Od tego momentu krążek nabierał innego charakteru - symfonicznego i niemetalowego pod względem instrumentalnym. Beethoven`s Nightmare orbitował wokół neoklasyki w stylu progresywnym, ale wyrastającej z tradycji Meduza i Majestic. Kontrowersyjne delikatne solo gitarowe i fortepian świadczyły o bogactwie kompozycji. Przesłodzony Too Late For Sorrow oparto na progresywnym rocku z rozbudowanymi wielogłosowymi partiami wokalnymi, a trzyczęściowy instrumentalny The Old House On The Hill łaczył muzykę z pogranicza rocka i słuchowiska, która przy większej masywności przez niektórych uznana byłaby zapewne jako metal symfoniczny. Utworu słuchało się z niekłamaną przyjemnością, nawet jeśli tego metalu było wyjątkowo mało. [4] był płytą inną niż poprzednie i poniekąd eksperymentalną w łączeniu stylów i gatunków.
[5] stanowił trzeci i ostatni akt trylogii zapoczątkowanej na debiucie. Co ciekawe drugą gitarę objął dotychczasowy perkusista Jesse Lindskog. O ile dwa poprzednie krążki przejawiały wyraźne zainteresowania Szwedów elementami progresywnymi, to nowe dzieło oparto na wykwintnym epicko-symfonicznym powermetalu. Była to opowieść ciepła i spokojna, a wyważone partie wokalne Heidgerta i zaproszonych gości rozpisano na role, układając logiczny ciąg zdarzeń sagi. Instrumentalne podniosłe intro Ilmarion wprowadzało w neoklasycznie zaakcentowany Shadow Of The Mithril Mountains. Niezbyt szybki i ugrzeczniony The Tempest posiadał gustownie zaaranżowaną partię smyczków i pełną ekspresji gitarową solówkę Olofa Mörcka. Intrygowała mocno zachowawczość w tworzeniu chwytliwych melodii na tym krążku, lecz rewanżowała to kapitalnie zastosowana elegancka symfonika. Oprawa w wątkach pobocznych często była lepsza niż w warstwie samych refrenów, co udowadniał pełny wojennych bębnów i dysput wokalnych Fire And Brimstone. Żywsze tempo nadano galopującemu The Black Mare z ciekawymi partiami klawiszy, wciągającymi i budującymi klimat w wystudiowany sposób. W po części folkowo-balladowym Lady Of Goldenwood gościnnie zaśpiewała znów Elise Ryd, z kolei mroczne rozpoczęcie Durnir`s Forge atakowało wolniejszym graniem epickim na powermetalową modłę. Po nieco przeciętnym The Trials Of Mount Farnor w stylu włoskiego power-flower, Dragonland uderzali mocarnym tytułowym Under The Grey Banner z monumentalnym wstępem, uroczystym klimatem całości, świetnym prowadzącym śpiewem Heidgerta oraz neoklasycznie brzmiącą partią symfoniczną z brutalnym wokalem Andreasa Solveströma z Amaranthe. Historię kończył ponowny występ Elise Ryd w Ivory Shores, pastelowo wyciszając wydźwięk sagi. Zespół nagrał swoją najlepszą płytę, pełną rozmachu i prawdziwych emocji - dokładnie takich, jakie powinny towarzyszyć każdej epickiej opowieści. Śpiew Heidgerta gdzieś zatracił teatralny posmak znany z dwóch poprzedników, ale zyskał rasową tonację powermetalowego krzykacza. Uwagę zwracały również bardzo dobre partie perkusji Mortena Sorensena. Wzorcowy pod względem formy album i pełen treści przedstawionej w porywający sposób, zachwycający tak samo przy każdym kolejnym przesłuchaniu.
Po jedenastu latach ekipa powróciła z nowym perkusistą i [6] ukazał się nakładem AFM Records w październiku 2022. Tematyka kosmiczna w ujęciu science-fiction pojawiła się w tak wyraźnym ujęciu po raz pierwszy i podjęto konceptualną opowieść o kosmicznej wyprawie ludzi poszukujących swojego nowego domu w niegościnnym wrogim wszechświecie. Muzycznie to praktycznie powtórka albumu poprzedniego - wykonanie wyborne i do tego grupa już zdążyła przyzwyczaić i inaczej po prostu być nie mogło. Do finezyjnych solówek gitarowych i wysmakowanych pasaży klawiszowych Holmlida doszło kreatywne bębnienie Nuneza. W porównaniu z [5] zabrakło jednak realnego dramatyzmu, stopniowania napięcia, budowania klimatu prawdziwego widowiska z przygodami i epickim zwieńczeniem. Nacisk na progresywny styl aranżacji poszczególnych kompozycji był nieustannie słyszalny, wieloplanowość namacalna, ale to taka trochę sztuka dla sztuki. Byłoby to zapewne bardziej przekonujące i wiarygodne, gdyby sama warstwa liryczna miała charakter poetycko-filozoficzny, a nie wyrażony w stylu fantastycznej przygody przemierzania galaktyki. Zabrakło również mocy i to wynikało także z pastelowego w sumie brzmienia - czy też nadmiernie złagodzonego i przypominającego najstarsze nagrania The Storyteller czy Insania w połączeniu z miękka muzyczną retoryką Reinxeed. Nikt nie wymagał, by Szwedzi tworzyli jakieś bombastyczne konstrukcje w stylu greckim czy amerykańskim, ale to wszystko brzmiało za grzecznie i układnie, a w opcji samych powermetalowych melodii po prostu nad wyraz wtórne. Od znanego niegdyś z niekonwencjonalnych pomysłów muzycznych Dragonland można by oczekiwać więcej niż powszednich melodii o miękkich refrenach. Kilka wokalnych brutalizacji (A Threat From Beyond The Shadows) raczej obnażało nudne wypolerowanie melodii całości, niż tworzyło interesujący kontrapunkt. Od połowy ten album zaczynał nużyć, a był długi (ponad 76 minut muzyki). Może też dlatego tak ważny dla koncepcji artystycznej płyty był najdłuższy ponad 9-minutowy Journey`s End, przechodzący jednakże jakoś bez echa. Tytułowy The Power Of The Nightstar stanowił świadectwo umiarkowanej bezradności kompozytorskiej zespołu w tworzeniu atrakcyjnej melodii w obrębie powermetalu europejskiego. Zapewne najlepszy był umieszczony na samym końcu Oblivion. Krążek przyjmował formę dojrzałą i wysmakowaną, ale o treści miałkiej lub co najwyżej neutralnej jak na power pozbawiony chwytliwych refrenów czy godnych zapamiętania melodii zwrotek. Powstała przygoda udawana i markowana. Nawet generalnie coś dla fanów prog-rocka by się tu znalazło, gdyby nie nasycenie bardzo ogranymi motywami melodii szkoły szwedzkiej. Jacob Hansen jako inżynier dźwięku zrobił co do niego należało i czego od niego oczekiwano, ale płyta nie była jego wielkim osiągnięciem, szczególnie w opcji masteringu. Dragonland powrócił po ponad dekadzie, ale nie zachwycił.

Członkowie zespołu występowali też w innych grupach:

ALBUM ŚPIEW PERKUSJA GITARA GITARA KLAWISZE BAS
[1-2] Jonas Heidgert Nicklas Magnusson Olof Mörck Elias Holmlid Christer Pedersen
[3-4] Jonas Heidgert Jesse Lindskog Nicklas Magnusson Olof Mörck Elias Holmlid Christer Pedersen
[5] Jonas Heidgert Morten Lowe Sorensen Olof Mörck Jesse Lindskog Elias Holmlid Anders Hammer
[6] Jonas Heidgert Johan Nunez Olof Mörck Jesse Lindskog Elias Holmlid Anders Hammer

Elias Holmlid / Anders Hammer (obaj ex-Disdain), Jesse Lindskog (ex-Nostradameus),
Jo Nunez (ex-About:Blank, ex-Nightrage, ex-Suicide Of Demons, Firewind, ex-Meridian Dawn, ex-Kamelot, Lords Of Black)

Rok wydania Tytuł TOP
2001 [1] The Battle Of The Ivory Plains
2002 [2] Holy War
2004 [3] Starfall
2006 [4] Astronomy
2011 [5] Under The Grey Banner #7
2022 [6] The Power Of The Nightstar

          

Powrót do spisu treści