Amerykański zespół powstały w 1991 w Tampa na Florydzie. Wówczas 17-letni Thomas Youngblood (ur. 29 maja 1974) wziął na siebie ciężar komponowania muzyki, a perkusista Warner - pisania tekstów. Młodzieńcy dali ogłoszenie do lokalnego magazynu, na które zareagował wokalista Mark Vanderbilt. Wysłał taśmę z próbkami swoich możliwości i został przyjęty. Kiedy basistą został Sean Christians, Amerykanie nagrali trzyutworowe demo, z którego Warbird trafił cztery lata później na debiutancki album, a dwa pozostałe kawałki - Crossing Two Rivers oraz Birth Of A Hero - na [2]. Po dojściu basisty Glena Barry`ego zrealizowano kolejne promo "Demo 1993" - trzy kompozycje (Proud Nomad, Eternity i ponownie Warbird) spodobały się na tyle ludziom z Noise Records, że postanowili mieć grupę w swoich szeregach w 1994. Debiut zawierał muzykę ambitną - melodyjny heavy połączony z progresywnymi zapędami. Całość przypominała dokonania Crimson Glory, Queensryche, Drive, Screamer, Recon, Lethal czy Zions Abyss. Głos Vanderbilta przypominał skrzyżowanie tonacji Midnighta, Geoffe`a Tate`a, Steve`a Plocicy z Apocrypha oraz Davida Wayne`a z Metal Church. Tytułowy Eternity rozpoczynał pompatyczny symfoniczny wstęp, później intrygująca solówka oraz częste zmiany tempa nie pozwalały jednoznacznie zdefiniować tego kawałka. Świetny Black Tower cechowała większa dynamika i refren skutecznie odsiewał późniejszych miłośników Khana. Równie intrygująco wypadł Call Of The Sea, w którym na czoło wysuwały się przebojowość oraz budowanie napięcia charakterystyczne dla wczesnego Queensryche. Świetny riff na początku Proud Nomad, improwizowana i jednocześnie melodyjna solówka nie pozostawiały wątpliwości co do umiejętności technicznych i kompozytorskich młodego Youngblooda. Szybszy Red Sands stanowił niejako kontynuację tego co Helloween zapoczątkował na swoich Keeperach. Ekipa z pewnością wzorowała się na szkole rytmicznego grania spod znaku Iced Earth w przejmującym Fire Within, a oprócz wszystkich tych monumentalnych utworów na krążku znalazło się również miejsce dla ballady What About Me oraz etiudy na gitarę klasyczną Etude Jongleur. Wsparty subtelnymi klawiszami nowego członka grupy - klawiszowca Dave`a Pavlicko - Kamelot rozpoczął swoją drogę od dobrego albumu, dla którego czas okazał się łaskawy. Autorką okładki była pierwsza żona gitarzysty - Rachel Youngblood.
[2] był łagodniejszy - nie dało się ukryć, że większą rolę zaczęły odgrywać gitara basowa i klawisze, co z kolei spowodowało odważniejsze wychylenie się w stronę progresu (instrumentalny Creation). Vanderbilta trzymał się teraz średnich rejestrów - frontman nie silił się na wyciąganie długich fraz i starał się być bardziej naturalny w swojej roli. Krążek jakby narodził się z dobrej idei, jednak wykonanie pozostawiało wiele do życzenia. Muzycy Kamelot niewątpliwie postanowili przemyśleć dalszy kierunek rozwoju. Youngblood i Berry podziękowali za współpracę Vanderbiltowi, który przestał zajmować się graniem muzyki i został hydraulikiem na Florydzie. Nowym perkusistą został uzdolniony Casey Grillo (ur. 16 października 1976), nauczyciel gry na perkusji. Tymczasem w tym samym roku miał też swoją premierę album Flow Conception, której to grupy wokalista Roy Khan (właśc. Roy Khantatat) przyznawał w wywiadach, iż nie był zbyt zadowolony z nowego produktu, gdyż muzyka na nim zawarta różniła się od dotychczasowych dokonań Conception. Słaba promocja, a do tego odwołanie koncertów Conception cztery dni przed trasą ze Stratovarius, spowodowały rozpad tej grupy. Kiedy Youngblood dowiedział się o tym, zareagował błyskawicznie - zadzwonił do Roy`a z propozycją dołączenia do Kamelot. Thomas zdawał sobie sprawę, że oprócz śpiewania, Khan potrafił grać na klarnecie i pianinie, więc postanowił wykorzystać jego kompozytorskie umiejętności na przyszłych płytach.
Wydany 28 lipca 1998 [3] ozdobiła świetna okładka autorstwa Dereka Goresa. Pierwszy utwór Providence niewiele mówił o muzyce w dalszej części płyty poza faktem, że głos Khana znacznie różnił się od swojego poprzednika. Nowy frontman dysponował śpiewem bardziej teatralnym, zupełnie niekojarzącym się z klasycznymi śpiewakami w muzyce heavymetalowej. Do końca jednak Khan do siebie nie przekonywał - jego niewątpliwe sukcesy w Conception jakoś się tu nie przełożyły na występ w muzyce mniej nastawionej na ekspresyjną progresję, a bardziej na melodię w opcji melodyjnego powermetalu. Inna rzecz, że Thomas Youngblood stworzył materiał zachowawczy, poniekąd zrywający z dotychczasową filozofią metalu z charyzmatycznym frontmanem jakim niewątpliwie był Vanderbilt. Neoklasyczny motyw w Millennium zagrany na klawiszach i progresywno-powerowe tempo w stylu Symphony X ujawniły zmiany stylistyczne. Te same motywy powtórzono w Expedition oraz Parting Visions. Khan nie czuł potrzebnej mu wolności wokalnej w studiu nagraniowym, ponieważ swoje partie musiał dostosować do już skomponowanego materiału. W trakcie rejestracji krążka były kolega Khana z Conception, Tore Ostby, akurat koncertował z Randy Covenem. Pojawił się pomysł, aby gitarzysta pojawił się gościnnie na płycie - wynikiem współpracy muzyków był instrumentalny Siege, w którym pojawiła się świetna solówka Ostby`ego wykonana na gitarze klasycznej. Krążek wypełnił ostatcznie epicki prog/power podany w przystępnej postaci. Utwory generalnie zagrano w średnich tempach, a sam album wyważono pod względem instrumentalnym, bez dominacji żadnego z instrumentów. Na krążku dominowała poprawność konstrukcji utworów obdarzonych rysem progresywnym, ale pozbawionych chwytliwości i klimatu. Chlubny wyjątek to otwierający Providence z melodią przepiękną, ale ekspozycja tego w zasadzie była rzemieślnicza i Khan śpiewał jakby gdzieś z boku. Roy zaśpiewał tutaj jakby bez wiary w ostateczne powodzenie, innym razem dostawał po prostu za mało miejsca jak we wspaniałym w melodii dostojnej i poetyckiej Where I Reign. Nowy skład jeszcze się w pełni nie dotarł, na szczęście całość miała soczyste brzmienie nad którym czuwał sam Youngblood.
Punktem zwrotnym w karierze grupy okazał się [4], wydany 22 grudnia 1999. Thomas Youngblood doszedł do wniosku, że powinien bardziej skupić się na komponowaniu muzyki, a produkcję zostawić komuś bardziej doświadczonemu. Dlatego w czasie sesji nagraniowej nad tym procesem czuwali ex-gitarzysta Heavens Gate Sascha Paeth oraz Miro Rodenberg, który zresztą zagrał na klawiszach. Grupa zaprosiła do nagrań kwartet smyczkowy Fallersleben String. Khana wsparł mistrzowski głos w wokalach pobocznych czyli Thomas Rettke z Heavens Gate oraz głosy żeńskie Rannveig Sigurdardottir i Cinzii Rizzo. Intro New Allegiance zostało oparte na motywach Zaćmieniu Rene Dupre. Już od pierwszych dźwięków następującego po nim powermetalowego The Fourth Legacy słychać zmianę stylu na melodyjniejszy i pełen patosu. Wcześniej w zasadzie Kamelot nie nagrywał tak wyrazistych i łatwo zapadających w pamięć kompozycji. Dumny symfoniczny podkład stanowił o nowym obliczu ekipy, a jednocześnie materiał cechowała niezwykła elegancja z gustownymi orkiestracjami Miro. Tak było w pełnym dramatycznego romantyzmu Silent Goddess oraz kapitalnym heroicznym The Shadow Of Uther - ten drugi wzorcowo nasycono rycerskim klimatem i rozegrano z zachwycającą swobodą. Grupa śmiało sięgnęła po motywy orientalne w Nights Of Arabia, prowadzonym spokojnie przez Khana wspomaganego przez Cinzię Rizzo i pewnie manewrującego w lekko progresywnie brzmiącej melodii (szczególnie w środkowej partii), jakże delikatnej w smyczkowym otoczeniu. Elementy Orientu pojawiały się jeszcze w majestatycznym The Inquisitor, opowiedzianym ekscytująco przez Khana, a na uwagę zasługiwała też niesamowita melodia zwrotek. Za teorią, że Kamelot byli twórcami "arturiańskiego metalu" przemawiała pieśń barda Glory - wysmakowana niemal niczym ogniskowe numery Blind Guardian. Ujmowała za serce także druga baśniowa ballada z gitarą akustyczną A Sailorman`s Hymn ze śpiewem Rannveig, choć realnie był to na pewno utwór mało metalowy. W klimacie stanowił wstęp do Alexandria, który był jedynym potknięciem na płycie. Ten utwór o cechach zdecydowanie progresywnych nijak się prezentował przy przepysznych utworach z większą dawką symfonizacji i powermetalu. Na koniec nowocześnie progresywny Lunar Sanctum, na swój sposób zwiastujący przyszły (na tamten moment jeszcze odległy) kierunek muzyki Kamelot. Misterne i pełne treści zagrywki Youngblooda pozwoliły rozwinąć skrzydła Khanowi, który rozkwitł po prostu w tym poetyckim repertuarze. Wokalista był nie do zatrzymania - hipnotyzowałswoim ekstatycznym i ekspresyjnym głosem. Z perspektywy czasu może zastosowano brzmienie nieco pastelowe, ale nie przeszkadzało to calkowicie w odbiorze. Zespół zaryzykował nieoczekiwany zwrot i się to opłaciło. Amerykanie niemal z dnia na dzień stali się sławni, będąc równocześnie oryginalni i nietypowi. Wnosząc powiew świeżości w melodyjny metal stali się w tym zakresie nową nadzieją fanów metalu.
W 1999 Kamelot nagrał cover Flight Of Icarus na tribute-album dla Iron Maiden Slave To The Power. Utwór ten razem z muzykami Kamelot wykonał Ian Parry, znany z występów w Elegy i Vengeance. Po nagraniu [4] muzycy pojechali na trasę "The New Allegiance", obejmującą osiem europejskich krajów. Grupa postanowiła zarejestrować swoje występy w Niemczech i Grecji (grali z Crimson Glory) z myślą o wydaniu albumu koncertowego. Europejska wyprawa Kamelot zakończyła się wydaniem [5], na której formacja zabrzmiała naprawdę potężnie. Szczególnie Roy Khan czuł się na scenie bardzo pewnie, zachęcając publiczność do aktywnego uczestnictwa w koncercie. Nawet kiedy wykonywał partie Marka Vanderbilta z debiutu w Call Of The Sea, nie sprawiły mu one żadnej trudności. Do tego zestawu dodano jeszcze trzy kawałki zarejestrowane w studiu. Pierwszy z nich to stricte epicki instrumentalny We Three Kings z sesji [3], drugi - ballada One Day będąca swego czasu japońskim bonusem do [3] oraz nagrany w nowej potężniejszej wersji We Are Not Separate z [2]. 10 lipca 2001 ukazał się [6], na której Sascha Paeth i Miro odegrali takie same role jak na [4]. Dodatkowo wystapił Farouk Asjadi, odpowiedzialny za partie japońskiego fletu zwanego shakuhachi w balladzie Temples Of Gold. Partie chóralne stworzyła ekipa ściśle związana z Turillim - Olaf Hayer, Cinzia Rizzo, Robert Hunecke-Rizzo i Miro. Album był rozwinięciem muzycznych pomysłów z [4], jednak w dojrzalszy sposób. Wspaniały Forever zdradzał fascynacje Youngblooda muzyką poważną i był oparty na "Pieśni Solveigi" ze Suity nr 2 op. 55 Edwarda Griega. W podobnej konwencji odegrano przebojowy Across The Highlands. Khan czuł się swobodnie, świetnie radząc sobie w mieszanych partiach wokalnych (The Spell) i stałych w repertuarze Kamelot balladach (Don`t You Cry). Interesującą rytmikę posiadały wyśmienite Wings Of Despair oraz tytułowy Karma. Ostatnie trzy kompozycje poświęcono postaci Elizabeth Bathory. W drugiej i trzeciej części tej opowieści pojawiały się operowe wstawki Liv Niny Mosven z Norwegii, której anielski śpiew stanowił jedynie dodatek do historii snutej przez Khana. Na albumie zawarto mnóstwo świetnych kompozycji i grupa na przyszłość postawiła sobie poprzeczkę naprawdę wysoko. Istotą płyty okazał się romantyczny powermetal o cechach symfonicznych, z wysmakowanymi aranżacjami i prawdziwym wokalnym kunsztem. Forsowanie głosu Khana okazało się zabiegiem ze wszech miar słusznym, bo to on nadał całości koloryt i głębię artystyczną. Wszystko podkreśliła wyborna produkcja - lepsza niż poprzednio i w pewnym stopniu wyprzedzająca swój czas w bogactwie niuansów, ustawieniu poszczególnych instrumentów i wspaniałym masteringu każdego z instrumentów.
Od lewej: Casey Grillo, Thomas Youngblood, Roy Khan, Glen Barry
Ekipa Kamelot nie spoczęła na laurach i zabrała się za pisanie materiału na następną płytę. Ponieważ sprawdzonych metod się nie zmienia, do studia zaproszono Miro, Paetha, Guntera Werno oraz małżeństwo Rizzo. Wydany 13 stycznia 2003 [7] przedstawiał Kamelot z mroczniejszej perspektywy, choć zachowano wszelkie elementy dawnego stylu. Luca Turilli zagrał gościnnie solówkę w Descent Of The Archangel, ale odnosiło się ogólne wrażenie, że duch solowej twórczości włoskiego gitarzysty unosił się nad całą płytą, luźno opartą na "Fauście" Goethego. W przypadku tego krążka można już było mówić o metalowej symfonii, czego dowodem był wspaniały Center Of The Universe. Skorzystano także z usług Fabricio Alejandro, który wykonał partie bandaneonu (harmonii ręcznej, której brzmienie było podobne do dźwięków wydobywających się z akordeonu). Bandaneon wprost idealnie wkomponował się w metal grany przez formację, czyniąc z Lost And Damned prawdziwe metalowe tango. Anielskie partie wokalne wykonała Mari z zespołu Masqueraid (solowa partia w Helena`s Theme). Delikatne modyfikacje w stylu Kamelot oznaczały tyle, że ich muzyka nie zawierała już tylu progresywnych fragmentów co na wcześniejszych albumach. Oczywiście nadal stawiano na symfoniczny powermetal z elementami epickiej melodyjności. Wydawało się jednak, że Kamelot na [7] przybrał postać starannie oszlifowanego diamentu, gdyż ekipa stworzyła ambitną próbę opowieści, w której uczestniczyły siły niebiańskie i piekielne. Zespół pokazał, że można grać tak genialnie jak Rhapsody i jednocześnie robić to w swoim stylu. Pojawił się jednakże nowy element: kilka numerów jakby usilnie usadowiono w świecie melodyjnego metalu środka - uporządkowanym i wygładzonym, tak jakby pojęto się świadomie tworzenia doskonale skrojonej muzyki dla każdego. Płyta zaraz po premierze odniosła wielki sukces, co pozwoliło grupie pojechać na większą trasę po Europie, Japonii, Meksyku i USA.
Po wykonaniu koncertowych zobowiązań, muzycy wzięli się za komponowanie materiału na siódmy album studyjny, który w pierwotnym zamierzeniu miał nosić tytuł "Epica 2". Roy Khan chciał kontynuować historię opartą na "Fauście", zaznaczając w ten sposób ciągłość lirycznego konceptu. Koniec końców najnowsze dzieło ukazało się 15 marca 2005 jako [8] - oryginalna opowieść dotyczyła walki dobra ze złem, ale zmagania te były wielopłaszczyznowe i trudne w interpretacji. Muzycy postanowili połączyć dzieło literackie z własną wizją. Pewnym zaskoczeniem był otwierający album March Of Mephisto - dość spokojny i łamiący zasadę szybkich utworów. W kawałku tym gościnnie wystąpili Shagrath (wokalista Dimmu Borgir) oraz Jens Johansson (klawiszowiec Stratovarius). Udział Shagratha w tym kawałku oraz Memento Mori wniósł niewiele i na dobrą sprawę wcale mogłoby go nie być. Co innego Johansson, który zagrał jeszcze w When The Lights Are Down - jego brzmiące "niczym skrzypce" klawisze wniosły do kawałków pewien upiorny klimat. Przystępność tego numeru była tylko iluzją, gdyż refreny stanowiły swoiste kontrapunkty dla grania posępnego w progresywno-modern stylu. Nadającym się idealnie na singiel był The Haunting (Somewhere In Time), w którym partnerką Khana została Simone Simons z holenderskiego Epica. Odgłosy małej dziewczynki w Soul Society należały do córki Thomasa Youngblooda, Annelise. Ten utwór wypadł prościej na tle innych z tego krążka i był punktem wytchnienia przez dalszym brnięciem przez progresywny mrok. W mało wnoszącym Abandoned oraz znacznie ciekawszym Memento w roli Heleny pojawiła się znana już Mari - profesjonalna sopranistka, w USA kojarzona z musicali. Miro i Sascha Paeth sprawdzili się we wcześniejszych rolach i nie wcielili się w żadną postać. Krążek zawierał zdecydowanie więcej progresji i tylko dwa typowe kawałki powermetalowe - Nothing Ever Dies oraz bezbarwny progresywny Serenade. Do stylu wkradł się jednak niepokojący mrok, który do tej pory nie był kojarzony z arturiańko-pozytywnym obliczem zespołu i miejscami był przytłaczający. Do powermetalu ta płyta nie wnisoła niczego, gdyżtakiego metalu tutaj Kamelot nie grał, do metalu progresywnego w melodyjnej odmianie także niedużo - to była po prostu rzetelna zachowawcza muzyka doświadczonej ekipy, ale mało tym razem odkrywczej. Krytycy pisali: "Dwa poprzednie albumy zrobiły tak ogromne wrażenie, że w tym przypadku zespół nie jest w stanie już niczym zaskoczyć". Pomimo mieszanych uczuć fanów i branży muzycznej, krążek został wybrany albumem miesiąca w japońskim magazynie "Burrn!", norweskim "Scream" i w kilku innych. Do March Of Mephisto i The Haunting z udziałem Simone Simons i Shagratha powstały profesjonalne videoklipy. W tym celu muzycy udali się specjalnie do Szwecji i zatrudnili profesjonalnego reżysera Patrika Ullaeusa, który wcześniej współpracował z Dimmu Borgir i Lacuna Coil.
Po rejestracji krążka muzycy udali się na trasę po USA, Europie, Japonii i Brazylii. Występy zespołu zostały zarejestrowane z myślą o wydaniu podwójnego DVD i koncertowej płyty audio w "Rockefeller Music Hall" w Oslo. Całe przedsięwzięcie zostało wyreżyserowane i wyprodukowane przez sprawdzonego człowieka i specjalistę w tym temacie - Patrika Ullaeusa. Sama ekipa filmowa liczyła sobie 16 osób, do tego około 10 fotografów, dźwiękowiec, oświetleniowiec, czterech technicznych, dwie charakteryzatorki, poza tym specjaliści od efektów pirotechnicznych, podpór scenicznych, świateł, specjalnych podnośników, transportu, kostiumów i innych akcesoriów. Ponadto na scenie pojawiała się gromadka gości: Simone Simons, Mari Youngblood, Elisabeth Kjarnes, Sascha Paeth, Snowy Shaw, Liv Nina Mosveen i Cinzia Rizzo. W ten sposób powstał [9], wydany ostatecznie 30 października 2006. Muzycy całkowicie zrezygnowali z grania kawałków z pierwszych trzech albumów, skupiając się głównie na [8] (8 utworów) oraz [7] (trzy), [6] (3) oraz jednej kompozycji z [4]. Ponownie Roy Khan zagrzewał publikę do udziału w koncercie, zarówno po norwesku, jak i angielsku. Kamelot "na żywo" wypadł po prostu jak dobrze naoliwiona maszyna, wykonująca melodyjny prog/power na międzynarodowym poziomie. Fani, pragnąc poszerzyć wrażenia słuchowe o wizualne, mogli sięgnąć po dwupłytowe DVD, na którym znalazł się cały zapis koncertu z Oslo oraz dodatki w postaci wywiadów, sylwetek obecnych muzyków, obu wideoklipów oraz galerii zdjęć. W 2006 Casey Grillo zrobił sobie przerwę, bębniąc na debiucie Almah.
Od lewej: Sean Tibbetts, Thomas Youngblood, Tommy Karevik, Oliver Palotai, Jo Nunez
Największy wpływ na mroczny szlif całości [10] miał klawiszowiec Oliver Palotai. Niby wszystko zazębiało się klimatycznie, a jednak na całej płycie czuć rozdźwięk - jakby ambicje przekroczyły tym razem granice możliwości. Orkiestracje smyczkowe i (mające tu mniejsze znaczenie niż w przeszłości) kobiece partie wokalne nie były w stanie przykryć wszechogarniającej dekadencji. Muzykę dopieszczono w szczegółach, uczyniono formalnie bogatą i okraszoną progresywnymi smaczkami, ale przy tym wszystkim zatracono dawnego ducha zespołu i ta ewolucja wielu dawnych fanów odrzuciła. Orientalny Rule The World zaczynał to wszystko niczym tunezyjski Myrath. Na tle romantycznych melodii znakomicie zaśpiewał Khan i do niego trudno było mieć jakiekolwiek pretensje. Klimat z krążka poprzedniego wymieszano z łagodnym ciepłem i w rezultacie nie osiągnięto odpowiedniej atmosfery. Historię zatopienia niemieckiego krążownika Blucher w czasie inwazji na Norwegię przedstawiono z alianckiego punktu widzenia, w dodatku mdły refren dziwnie przedzielał progresywne zwrotki. W onirycznym Love You To Death Roy`a wsparła Amanda Somerville, tworząc uroczy melodyjny metal zabarwiony progresją. Do mroku znanego z [8] powracano w Up Through The Ashes i ten refren mógł wciągać, ale nie tak mocno jak w przeszłości. Gotycki wstęp do Mourning Star rozwijano dzięki nowoczesnemu planowi drugiemu, lecz duet z Amandą nie zachwycał i ta melancholia przelewała się uszami. Pieśń Anthem przybierała postać muzyki filmowej, za to zakończenie w postaci EdenEcho bardzo dobre - lekko posępne i refleksyjne, wzbogacone zamaszystym refrenem. Ten mocny akcent nadchodził jednakże na tej płycie zdecydowanie za późno. Jedynym pocieszeniem było znakomite brzmienie, uzyskane przez Saschę Paetha w Wolfsburgu - cechowały je: ogromna przestrzeń, głębokie brzmienie instrumentów, plany dalsze łączące nowoczesne cechy elektroniki Palotaia i symfonizacje Miro. Fanom wysublimowanych zagywek z albumów przeszłych nowy materiał mógł wydać się zbyt prosty i oczywisty, ale fani w Europie, Ameryce Południowej i Japonii oszaleli na punkcie tej pozycji. Wydany w tym samym 2011 roku [11] był retrospektywną kompilacją zawierającą niepublikowane wersje utworów z całego okresu działalności.
[12] wzbudzał ambiwalentne odczucia - niby wszystko w porządku, niby muzyka zabrzmiała sprawnie i przejmująco, ale jednak coś było nie tak. Kompozycje wydawały się sztuczne, miałkie i napisane na siłę. To już nie był pełen ornamentów progresywny power - to był raczej efekt długo pielęgnowanego efektu poszukiwań w kierunku progresywnym. Rzecz jasna wciąż pojawiały się majestatycznych zagrywki, ale już w zdecydowanie cięższym gatunkowo sosie. Gitara Youngblooda brzmiała ostrzej, ale nie wnoisła jakiejś nowej werwy. Khan śpiewał jak zawsze kapitalnie, trzy lata kształcenia operowego zrobiło swoje. Kiedy Khan odszedł, na jego miejsce zatrudniono Tommy`ego Karevika. Nie próbował on nawet śpiewać po swojemu, tylko przybrał tonację poprzednika. Niestety, płyta brzmiała jałowo i na jedno kopyto.
W końcu na [15] zespołowi z nowym frontmanem w końcu udało się w pełni rozwinąć skrzydła. Album był idealnie wyważony – pełen zarówno ambitnych struktur, jak i zapamiętywalnych przebojów. Pod względem tekstów, Thomas Youngblood zanurzał się w dystopijnej rzeczywistości zdominowanej przez media, technologię oraz sztuczną inteligencję. Wszystko nieco przypominało zaangażowane próby łączenia filozofii transhumanizmu z mistycyzmem. Odszedł niestety Casey Grillo, będący etatowym perkusistą Kamelot od 1998. O grze Alexa Landenburga nie dało się jednak powiedzieć nic złego, po prostu udanie wpasował się w muzykę grupy. Lwią część płyty zajęły symfoniczno-metalowe szlagiery nie różniące zanadto się od tych, które można było usłyszeć na poprzednich albumach z Karevikiem. Phantom Divine (Shadow Empire) nasuwał skojarzenia z Sacrimony (Angel of Afterlife) z [13], ale był od niego znacznie ciekawszy. W podobnym tonie brzmiały Amnesiac, Kevlar Skin oraz Static. Choć przez większość czasu nie wychodził poza utarty schemat, Burns To Embrace zaskakiwał finezyjnymi partiami chóru dziecięcego w finałowych fragmentach. Solidnie prezentował się również singlowy RavenLight z popisami Youngblooda i Palotaia. Na szczególną uwagę zasługiwały Vespertine (My Crimson Bride) oraz The Proud And The Broken – dwa przestrzenne utwory z nadzwyczaj zróżnicowanymi aranżacjami i imponującymi partiami wokalnymi. Nie zawodziła również ballada In Twilight Hours zaśpiewana przez Karevika w duecie z Jennifer Haben z Beyond The Black i nawet pompatyczny finał poprzedzający solówkę Youngblooda wybrzmiał tutaj naturalnie i bez fałszywych emocji. Stories Unheard uderzał już bardziej w akustyczne tony. Jedyne potknięcie zaliczono w hybrydowym MindFall Remedy z tandetnym refrenem i nie do końca psującym growlingiem Lauren Hart z groove-metalowego Once Human. Jako bonusy do wersj. Mi digipak dorzucono instrumentalne wersje niektórych utworów oraz bonus w postaci The Last Day Of Sunlight - nośny i energiczny kawałek przypominający Moonlight z [8]. Pod kątem technicznym krążek był jak zwykle wzorcowy, a niektóre rozwiązania melodyczne okazały się dość oryginalne. Materiał przypadł do gustu wiernym fanom formacji, którzy nie chcieli większej ewolucji i pragnęli muzyki przewidywalnie przyswajalnej.
[17] przynosił jasne odpowiedzi na pewne pytania. Wedle niektórych z Karevikiem Kamelot nagrywał albumy z dosyć snobistycznym melancholijno-sentymentalnym progresywnym symfonicznym metalem, który za power można było uznać tylko warunkowo. Ci marudni krytycy i fani zarzucali grupie hermetyzm oraz za mało zaangażowane granie progresywnie, a przede wszystkim, że to Karevik to nie Khan. Nowy krążek również spotkała fala krytyki, ale ich zarzut "produktu" był chybiony. Zespół przedstawił melodyjny i bogato zaaranżowany Opus Of The Night w swoistej aranżacji - zadziwiali zarówno Karevik, jak i Palotai. Naturalnie, na płytę trafiły kawałki po prostu "dobre" jak The Great Divide i takich gładkich numerów w melodyjnym symfonicznym metalu nie brakowało jako tylko ocierających się o przebojowość, ale potoczystości w delikatnym stylu nie sposób było odmówić Eventide z wybornym refrenem. Kolejnym fałszywym zarzutem była prostota, a przecież nic tu nie było proste, gdyż to przecież Kamelot i mało oczywista przebojowość One More Flag In The Ground hipnotyzowała w dewastującym refrenem. Inaczej podano także melancholię w poetyckim wydaniu i nieprogresywnie zabrzmiał z dodatkiem prawdziwych smyczków Midsummer`s Eve. Symfonicznemu z elementami orientalnymi Bloodmoon można było zarzucić jedynie, iż był powtórzeniem pewnych pomysłów z płyt poprzednich, ale na pewno nie w stosunkowo lekko potraktowanym rozległym refrenie. W Nightsky dostojny mrok i szkoda, że tego numeru nie wydłużono. Za to niepotrzebny był nieco przesłodzony The Looking Glass, brzmiący niczym Nightwish z Tarją. Melissa Bonny pojawiała się w gustownym duecie z Karevikiem w New Babylon, była też Simone Simons z Epiki - w rezultacie formacja zbliżała się do "mainstreamowego" melodyjnego symfonicznego metalu. Sporo dawniejszego Kamelot z Karevikiem było na pewno w Willow i na pewno tutaj mogło byc lepiej. Pompatycznie i symfonicznie w My Pantheon (Forevermore) z chwytliwym melodyjnym refrenem. Ostatecznie wokalista nie był sentymentalnie zasmucony i zatroskany jak to bywało zazwyczaj wcześniej, opierając się bardziej na rockowym fundamencie.
Oliver Palotai założył Sons Of Seasons. Miro Rodenberg grał w Aina, Avantasii i Trillium. Casey Grillo bębnił u Pameli Moore (Behind The Veil w 2016) i w Queensryche, Jo Nunez w zreaktywowanym Dragonland, a Alex Landenburg w Philosophobia (Philosophobia w 2023).
ALBUM | ŚPIEW | GITARA | KLAWISZE | BAS | PERKUSJA |
[1-2] | Mark Vanderbilt | Thomas Youngblood | Dave Pavlicko | Glenn Barry | Richard Warner |
[3] | Roy Khan | Thomas Youngblood | Dave Pavlicko | Glenn Barry | Casey Grillo |
[4] | Roy Khan | Thomas Youngblood | Miro Rodenberg (gość) | Glenn Barry | Casey Grillo |
[5] | Roy Khan | Thomas Youngblood | Gunter Werno | Glenn Barry | Casey Grillo |
[6-8] | Roy Khan | Thomas Youngblood | Miro Rodenberg (gość) | Glenn Barry | Casey Grillo |
[9-10] | Roy Khan | Thomas Youngblood | Oliver Palotai | Glenn Barry | Casey Grillo |
[12] | Roy Khan | Thomas Youngblood | Oliver Palotai | Sean Tibbetts | Casey Grillo |
[13-14] | Tommy Karevik | Thomas Youngblood | Oliver Palotai | Sean Tibbetts | Casey Grillo |
[15] | Tommy Karevik | Thomas Youngblood | Oliver Palotai | Sean Tibbetts | Jo Nunez |
[16-17] | Tommy Karevik | Thomas Youngblood | Oliver Palotai | Sean Tibbetts | Alex Landenburg |
Roy Khan (ex-Conception), Miro Rodenberg (Luca Turilli), Oliver Palotai (Doro, Circle II Circle), Tommy Karevik (ex-Seventh Wonder),
Jo Nunez (ex-About:Blank, ex-Nightrage, ex-Suicide Of Demons, Firewind, ex-Meridian Dawn, Lords Of Black)
Rok wydania | Tytuł | TOP |
1995 | [1] Eternity | #25 |
1996 | [2] Dominion | |
1998 | [3] Siége Perilous | #23 |
1999 | [4] The Fourth Legacy | #16 |
2000 | [5] The Expedition (live) | |
2001 | [6] Karma | #7 |
2003 | [7] Epica | #9 |
2005 | [8] The Black Halo | #21 |
2006 | [9] One Cold Winter`s Night (live) | |
2007 | [10] Ghost Opera | |
2007 | [11] Myths & Legends Of Kamelot (kompilacja) | |
2010 | [12] Poetry For The Poisoned | |
2012 | [13] Silverthorn | |
2015 | [14] Haven | |
2018 | [15] The Shadow Theory | |
2020 | [16] I Am The Empire: Live From The 013 (live) | |
2023 | [17] The Awakening |