Włoski zespół powstały w 2011 w Trieście, po "niby-przyjacielskim" rozłamie, jaki nastąpił na łonie Rhapsody Of Fire. Fabio Lione i Alex Staropoli pozostali w macierzystej kapeli, natomiast Luca Turilli, Dominique Leurquin i Patrice Guers postanowili stworzyć nowy projekt. Aby było jeszcze śmieszniej perkusista Alex Holzwarth otrzymał etat w obu kapelach. Zatrzymując przy sobie oryginalne logo zespołu, Luca spowodował, że współistniały dwie grupy o niemal tej samej nazwie i niemal identycznym stylu. Turilli zawsze był wybornym instrumentalistą i kompozytorem, a przede wszystkim człowiekiem o duszy lidera. Szybko skompletował nową ekipę, podejmując z nią próby będąc jeszcze członkiem Rhapsody Of Fire. Efektem okazał się krążek stylistycznie mało odległy od dawnych dokonań, tyle że za mikrofonem zabrakło Lione. To właśnie jednak Alessandro Contiego należało uznać za najjaśniejszą gwiazdę - jego wokal nadał całemu przedsięwzięciu nowej jakości. Frontman operował szeroką tenorową skalą i mógłby z powodzeniem podjąć karierę w operze. Przy okazji zamieniono miecze i smoki na tematykę dotyczącą zjawisk duchowych, mistycznych i historycznych. Tytułowy Ascending To Infinity zgrabnie godził ze sobą świat metalu z uniwersum opery, przy okazji udowadniając, że od zawsze było im do siebie blisko. Kawałek nawiązywał do klasycznych galopad Rhapsody, a w ponad sześciu minutach spinał ze sobą wszystkie cechy niejednej niepotrzebnie rozwlekłej suity. Duże wrażenie robił również Dante`s Inferno z efektownie klasycyzującymi wątkami, smyczkami w tle i potężnym chórem. Z kolei w kapitalnym przeboju Excalibur umiejętnie wpleciono fragment jednego z dzieł Franza Schuberta. Te akcenty muzyki klasycznej wyczuwało się na każdym kroku, choć w ponad 16-minutowym nudnym Of Michael The Archangel And Lucifer`s Fall zdecydowanie z tym przesadzono. Za to na pochwały zasługiwał patetyczny Clash Of The Titans, powstały pod wrażeniem filmu "Zmierzch Tytanów". W końcu na miano gniota zasługiwała Luna, brzmiąca jak główny motyw niedopieszczonej należycie arii. Conti zaśpiewał tą bezpłciową serenadę po włosku, w towarzystwie niemieckiej divy Sassy Bernert. Z małymi potknięciami powstała płyta ostatecznie spójna i przebojowa. Na limitowaną edycję albumu dorzucono udany cover Helloween March Of Time.
Wielu fanów - nie usatysfakcjonowanych Dark Wings Of Steel Rhapsody Of Fire - czekało z niecierpliowścią na drugi album Turilliego. Czekał ich jednak wielki zawód. [2] brzmiał jakby był zainfekowany cukierkowym powermetalem: gitary ugrzeczniono, a palmę pierwszeństwa oddano syntezatorom (w wielu momentach przesłodzonych). Utworom zabrakło werwy i w niczym nie pomogły neoklasyczne solówki (Rosenkreuz, Anahata) czy pewien psuedo-progresywny posmak. Mnóstwo interesujących przejść z użyciem basu, wyszukanych recytacji czy kotłów przytłaczała w negatywny sposób. Tak jakby brak przewodnich pomysłów próbowano zamaskować przepychem użytych środków. Interesujące teksty (inspirowany historią Śródziemia One Ring To Rule Them All czy opowiadający o mitycznym drzewie Yggdrasil) po prostu przemykały niczym kometa i ginęły, nie wyhaczane przez słuchaczy w tym dźwiękowym chaosie. Największą bolączką krążka była zbytnia operowość i można się było zastanawiać czy przy przyjętej konwencji gitary i perkusja były Turilliemu w ogóle potrzebne (Il Tempo Degli Dei, Prometheus, Notturno). Przy tej arcysymfonice zespół po prostu zatracił metalową moc, która pojawiała się tylko raz - w kończącym całość coverze Riot Thundersteel. Jedynym jasnym punktem albumu był King Solomon And The 72 Names Of God - orientalna podróż przez tajemnicze krainy atonalnych solówek i niestandardowych wokali (nie przeszkadzał nawet odchył w postaci niedogłośnionych gitar). W tej płycie kryły się wielkie możliwości, lecz zostały kompletnie zaprzepaszczone z powodu zbytniego przerostu orkiestralnej formy nad metalową treścią. Instrumentalne bogactwo, wielojęzyczność (angielski, włoski, łacina oraz hebrajski) i niby-progres (zbyt często łamane tempo i wielokrotne zmiany motywów muzycznych) były unicestwiane przez nazbyt ugrzecznioną manierę produkcji studyjnej. Jedno z największych rozczarowań roku 2015.
W późniejszych latach Luca podjął ponowną współpracę z Fabio Lione w Turilli / Lione Rhapsody. Alessandro Conti śpiewał w Lione/Conti (Lione/Conti w 2018).

ALBUM ŚPIEW GITARA, KLAWISZE GITARA BAS PERKUSJA
[1] Alessandro Conti Luca Turilli Dominique Leurquin Patrice Guers Alex Holzwarth
[2] Alessandro Conti Luca Turilli Dominique Leurquin Patrice Guers Alex Landenburg

Alessandro Conti (ex-Trick or Treat), Luca Turilli / Dominique Leurquin / Patrice Guers (wszyscy ex-Rhapsody Of Fire),
Alex Holzwarth (ex-Sieges Even, ex-Paradox, ex-Avantasia, Rhapsody Of Fire, Serious Black),
Alex Landenburg (ex-Axxis, Mekong Delta, 21Octayne)


Rok wydania Tytuł
2012 [1] Ascending To Infinity
2015 [2] Prometheus: Symphonia Ignis Divinus

  

Powrót do spisu treści