
Szwedzki zespół powermetalowy powstały w 1999 w Göteborgu. Swoją nazwę wziął od utworu Dio z 1987 (na początkową nazwę Dragonslayer zgody nie wyrazili szefowie wytwórni Century Media w obawie, że nowa formacja zostanie potraktowana jako "kolejny dumny band ze smokiem w nazwie"). Producent i multiinstrumentalista Fredrik Nordström podczas pobytu w Grecji spotkał młodego gitarzystę Kostasa Karamitroudisa. Był to muzyk jeszcze wówczas nieznany i dopiero czekający na swoją szansę. Nordström uruchomił swoje rozległe znajomości i pozyskał do składu wokalistę Isfeldta z Pure X, którego poznał w czasie nagrywania chórków na debiut Hammerfall w 1997 (Nordström produkował Glory To The Brave). W końcu Fredrikowi udało się przekonać do nowego projektu słynnego Snowy`ego Shawa, który nie miał ochoty angażować się we współpracę z nieznanymi szerzej muzykami i ostatecznie zgodził się zagrać na prawach muzyka sesyjnego oraz wspomóc grupę na ewentualnej trasie promocyjnej. W znacznej mierze całe przedsięwzięcie miało charakter muzycznego żartu i kpiny z eksplodującego z ogromną siłą w Europie melodyjnego powermetalu. Część kompozycji była już gotowa wcześniej, a nad produkcją czuwał sam Nordström. Kiedy [1] ukazał się 20 lipca 2002, krążek "znikąd" nagle zawojował serca szerokiej rzeszy miłośników melodyjnego power i niemal z dnia na dzień zyskał popularność, o jaką inni zabiegali latami.
Sukcesu tej płyty należałoby upatrywać w atrakcyjności samych kompozycji, umiejętnym wyważeniu metalowej mocy, rockowej przebojowości i starannej produkcji. Dodatkowym atutem Dream Evil okazały się luz i swoboda - nad wszystkim dominowała bowiem atmosfera metalowej prywatki. Jednocześnie w tym dystansie Szwedzi czerpali w znakomity sposób z metalowej tradycji w zakresie ognistych refrenów i rycersko-epickich motywów. Mimo braku oryginalności, debiut okazał sie kopalnią metalowych hitów. Paradę otwierał heavymetalowy Chasing The Dragon ze wspaniałym nośnym rockowym refrenem, podanym z metalową ekspresją, gdzie najlepsze tradycje szwedzkiego grania łączyły się z nowszymi trendami o komercyjnym zabarwieniu. Niczym akustyczna ballada zaczynał się In Flames You Burn, ale przekształcał się w powermetalowy wymiatacz ze smakowitym refrenem. Mocne bębny rozpoczynały pełen ostrych riffów i bojowych męskich chórków Save Us, udowadniający, iż Dream Evil czuli się doskonale równiez w średnich tempach. Gus G. - bo taki przydomek przyjął gitarzysta - jako kompozytor pokazywał się z dobrej strony w zgrabnie zrobionym The Prophecy z power/speedowymi echami neoklasycznymi i lżejszym refrenem. Tempo wyhamowywało w The Chosen Ones, w którym przeważały ciepła melancholia i zaduma, a element fantasy wsparto dawką symfoniki i wyjątkowo udanymi chórkami. Szkoda, że w Losing You i The 7th Day zabrakło nośnych refrenów. Słabym ogniwem był też toporny Heavy Metal In The Night, który próbował ratować świetnym śpiewem Istfeldt. Zespół rehabilitował się w niszczącym Heavy Metal Jesus - stworzonym prostymi, ale wybuchowymi patentami. Wszystko kończył bardzo dobry Hail To The King z wyśmienitym refrenem i nie przeszkadzał fakt, że riff przewodni podrabiał Heroes Of This Time Grave Digger. Ostatecznie Outro stanowiło 15-sekundowy dowcip stanowiący fragment strojenia instrumentów przez sekcję smyczkową Orkiestry Symfonicznej z Göteborga, która miała swój udział w nagraniu albumu. Isfeldt zaprezentował się na albumie znakomicie - facet posiadał głos niemal stworzony do takiej muzyki. Gitara Gusa wycinała różnorodne solówki, a w sferze riffów Grek zaserwował granie dynamiczne i pełne inwencji. Nawet Shaw bębnił z zaskakująco dużym zaangażowaniem jak na muzyka sesyjnego.
Członkowie grupy nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Dzięki kapitalnemu startowi, zamiast muzycznego żartu na scenie pojawił się nagle mocny gracz, łączący fanów power i melodyjnego heavy na wysokim poziomie. Zaskoczony tym Shaw pozostał w składzie i wsparł grupę jako kompozytor na następnej płycie, a dla Gusa Dream Evil stał się odskocznią do dalszej kariery. Na [2] częściowo porzucono powermetalową zadziorność na rzecz mocy znanej choćby z płyt Lost Horizon (Break The Chains, Live A Lie), choć nadal powielano schematy z płyty poprzedniej. Obok naprawdę udanych kompozycji jak By My Side czy ballada The End, trafiały się koszmarki w stylu Made Of Metal czy Children Of The Night. Dream Evil poprawili pewne aspekty techniczne - Gus nie wychylał się ze swoimi potężnymi ścianami gitar i samolubnymi popisami, wybornie zabrzmiała także perkusja Shawa. O słabym powodzeniu krążka zadecydował brak pomysłów na zabójcze refreny. Przykładowo cięższy Fight You `Till The End obnażał niedopasowanie Isfeldta do takiego stylu. Zdecydowanie lepiej wypadał on w numerach spokojniejszych i refleksyjnych jak Evilized, który był udaną próbą odejścia od zaraźliwego heavy metalu z debiutu i próbą zagrania czegoś innego. Z drugiej strony skrojony na klasyczną modłę Invisible wywoływał więcej radości. Od połowy album siadał, jakby z ekipy uszło powietrze, a heavy metal zaczynał ustępować miejsca około-hardrockowym klimatom, a nawet lekko pop-metalowym (mdła ballada Forevermore). Krążek pozostawiał uczucie niedosytu - nie był do końca przemyślany, być może wypuszczony za szybko i z nadzieją, że to co słabsze umknie uwadze słuchaczy. [3] zawierał bonusy z japońskich edycji albumów - Dragonheart z [1] i Betrayed z [2].
[4] niewiele zmienił w obliczu zespołu, wciąż było to klasyczne metalowe łojenie oparte na mistrzach. Tym razem jednak muzyki słuchało się naprawdę z przyjemnością. Krążek wypełnił energiczny rasowy heavy - warto wspomnieć tytułowy The Book Of Heavy Metal oraz tryskający pozytywną energią i rockowym czadem No Way, w którym Isfeldt idealnie podrobił manierę wokalną Ozzy'ego Osbourne`a. [5] rozpoczynał się dokładnie tam, gdzie skończył poprzednik, czyli kolejnym metalowym dynamitem - Fire! Battle! In Metal!. Potem następowała masa dziarskich riffów i melodii, chóralnie odspiewanych refrenów oraz kilka dynamitów wymieszanych z wolniejszymi fragmentami. Markus Fristedt bezproblemowo zastąpił Gusa na gitarze. Szwedzi sławili metal z zachowaniem żartobliwego dystansu do tego typu rzeczy. Tym razem ciężaru nie zabrakło, jak w po części mrocznym United, rozjaśnionym w refrenie. Szybki i rytmiczny Blind Evil udowadniał, że grupa wyspecjalizowała się w prostym, radosnym i przyjemnym graniu. Bojawa melodia wzbogaciła również Kingdom At War z mocną gitarą i potężnymi bębnami Patrika Jerkstena. Love Is Blind to z kolei pchanie się zespołu w rejony heavy/power, co wyszło zaledwie poprawnie. Lepiej zaprezentował się powermetalowy Falling, zagrany lekko i z rozmachem. Dobremu Doomlord do świetności brakowało lepszego rozwinięcia po kapitalnym otwarciu, do tego irytowała część recytowana. Na koniec wrzucono przeciętny cover My Number One urodzonej w Szwecji młodej Greczynki Eleny Paparizou (słychać w nim gitarę Gusa i perkusję Shawa). Tego ostatniego nie brakowało, gdyż Jerksten postarał się o atrakcyjne, dynamiczne i sprawnie zagrane partie, wniósł też większe ożywienie do muzyki grupy niż poprzednik. Dream Evil objawili się światu po raz kolejny jako kapela grająca melodyjny heavy/power oparty na starych dobrych tradycjach, podany nowocześnie i z nutką humoru.
Dwupłytowy [6] wypełniły utwory koncertowe i archiwalne, m.in. wspomniane kawałki ze stron B japońskich singli. [7] również był co najmniej dobry, a wszystko było aranżacyjnie poprawne i pedantycznie ułożone, co mogło świadczyć o cwaniactwie muzyków. Album wypełniły fantazyjne solówki gitarowe i brzmiąca jak maszyna bojowa sekcja rytmiczna. Powstał kolejny krążek Dream Evil, ale jednak całkowicie wyprany z klimatu - raczej typowy ówczesny metalowy produkt z wypieszczonym brzmieniem oraz schematycznymi do bólu kawałkami opartymi na ciężkiej zwrotce i szybszym melodyjnym refrenie. Ta chłodna kalkulacja grania była z jednej strony przewidywalna, a z drugiej miejscami przyjemna w odsłuchu. W pamięci zostawały przede wszystkim potężny Immortal z wokalnym popisem Isfeldta oraz In The Fires Of The Sun. Tego typu krążki pojawiały się i znikały, nie wnosząc tak naprawdę nic nowego.
Gus G. grał w Firewind, Nightrage, Mystic Prophecy i u Ozzy`ego Osbourne`a. Gitarzysta ponadto wydał solowo: Guitar Master w 2001, I Am The Fire w 2014, Brand New Revolution w 2015, Fearless w 2018 i Quantum Leap w 2021). Snowy Shaw śpiewał potem w Therion i Mad Architect (Journey To Madness w 2013 i Hang High w 2015), bębnił w Kee Marcello's K2, Scheepers, Opera Diabolicus, i Denner/Shermann, w koncu grał na basie w Dimmu Borgir.
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA, KLAWISZE | GITARA | BAS | PERKUSJA |
| [1-4] | Niklas `Nick Night` Isfeldt | Fredrik Nordström | Kostas `Gus G.` Karamitroudis | Peter `Pete Pain` Stalfors | Tommy `Snowy Shaw` Helgesson |
| [5] | Niklas `Nick Night` Isfeldt | Fredrik Nordström | Markus `Mark Black` Fristedt | Peter `Pete Pain` Stalfors | Anders Patrik Jerksten |
| [7] | Niklas `Nick Night` Isfeldt | Fredrik Nordström | Daniel `Demon` Varghamne | Peter `Pete Pain` Stalfors | Anders Patrik Jerksten |
| [8] | Niklas `Nick Night` Isfeldt | Fredrik Nordström | Markus `Mark Black` Fristedt | Peter `Pete Pain` Stalfors | Anders Patrik Jerksten |
| [9-10] | Niklas `Nick Night` Isfeldt | Fredrik Nordström | Markus `Mark Black` Fristedt | Peter `Pete Pain` Stalfors | Sören Fardvik |
Niklas Isfeldt (Throne Of Chaos), Gus G. (Firewind, Mystic Prophecy, Nightrage),
Snowy Shaw (ex-King Diamond, ex-Memento Mori, ex-Mercyful Fate, ex-Colossus, ex-Illwill, Notre Dame), Sören Fardvik (ex-None, Pagandom)
| Rok wydania | Tytuł | TOP |
| 2002 | [1] Dragonslayer | #27 |
| 2003 | [2] Evilized | |
| 2003 | [3] Children Of The Night EP | |
| 2004 | [4] The Book Of Heavy Metal | |
| 2006 | [5] United | |
| 2008 | [6] Gold Medal In Metal (kompilacja / 2 CD) | |
| 2010 | [7] In The Night | |
| 2017 | [8] Six | |
| 2024 | [9] Metal Gods | |
| 2025 | [10] Thunder In The Night EP |

