Amerykański kwartet z Los Angeles założony w 1984 przez muzyków o dużych umiejętnościach i równie wielkich chęciach, aby znaleźć się na pierwszych stronach metalowych czasopism. Ekipa postanowiła postawić na chwytliwe melodie, ale dalekie od wymodelowanych glam-metalowych ekip z Kalifornii. Debiut wypełnił dynamiczny heavy z elementami power w amerykańskiej stylistyce, zresztą komercyjnych albumów w tamtym czasie wytwórnia Roadrunner praktycznie nie wydawała. Była to muzyka przystępna z wyjątkiem Y.R.O. i Frenzy - popisami 20-letniego Paula Gilberta, pretendującego do miana gitarowego wirtuoza. Zabrakło jednak rozwlekłych kompozycji z misternym rozegraniem niekończących się części instrumentalnych. Melodie były nieciekawe, niezbyt atrakcyjne radiowo, choć rozbujane i eleganckie. Gdyby nie nienaganny warsztat muzyków, to debiut Racer X byłby jedynie przeciętnym krążkiem o nie do końca określonym charakterze. Piotechnika Gilberta mimowolnie spychała wszystko inne na plan dalszy, a próba wejścia na tereny metalu stadionowego w Rock It czy On The Loose nie wypadła efektownie. Bardziej tradycyjny heavy wykorzystano w refrenie Into The Night, ale było to granie mocno wyświechtane, nawet w roku 1986. Energiczny power/speed na zachętę w Street Lethal był jedynym ciekawym utworem - resztę wypełniły przeciętne kompozycje o średniej produkcji. Było to wyrachowane granie muzyków znających swoją wartość, lecz ogarniętych twórczą niemocą.
Po nagraniu pierwszego albumu w szeregach formacji zaszły zmiany. Pojawił się świetny perkusista Scott Travis oraz drugi gitarzysta Bruce Bouillet, nie tak czarujący gitarą jak Gilbert, ale z pewnością w wielu miejscach dotrzymujący mu godnie pola. Ten skład przeszedł chrzest bojowy podczas tournee udokumentowane później na [3]. Studyjny [2] składał się z ośmiu własnych numerów oraz dwóch przeróbek: mało znanego Heart Of A Lion Judas Priest oraz Moonage Daydream Davida Bowie. Gilbert wszędzie powciskał shreddowe popisy, a ich kulminacją był niedługi Scarified. Melodie ponownie nie były ani zanadto radiowe ani zbyt agresywne - z pewnym neoklasycznym zacięciem, ale akademickie w formie. Ta kalkulacja przyniosła natomiast doskonałe efekty w przypadku basu i perkusji. Duet Travis-Alderete techniką i stylem gry w jakiś sposób ośmieszał prymitywne sekcje rytmiczne innych grup z USA grających podobną muzykę. Mało atrakcyjnie dla szerszej publiczności zabrzmiał Sacrifice, niezbyt szczęśliwym podrabianiem stylu Malmsteena byłMotor Man, a Lady Killer miotał się gatunkowo pomiędzy powermetalem a melodyjnym heavy. Beznadziejna glamowa ballada Sunlit Nights raziła płaczliwym wokalem Martina, a najmniej wymuszonym kawałkiem był Hammer Away - po prostu udany heavymetalowy utwór z nośnym refrenem rozegranym bez nadmiernych udziwnień, ale z maestrią. Po raz drugi mistrzowskie opanowanie instrumentów nie wystarczyło, aby nagrać atrakcyjną płytę. Perfekcyjne wykonanie nie licowało z jałowością stylistyczną. Plus należał się innowacyjności za pierwiastki neoklasyczne, gdyż Racer X należał do prekursorów takich zabiegów zza Oceanem. Dalszą karierę zespołu przerwała w 1989 decyzja Gilberta, który postanowił rozmienić swój talent na drobne w Mr.Big. Bez niego Racer X stracił rację bytu i zawiesił działalność. Jeff Martin wszedł w skład Badlands (jako perkusista), a John Alderete współpracował z The Scream (Let It Scream w 1991), DC-10 (Co-Burn w 1995) i Distortion Felix (I`m An Athlete w 1999). Najbardziej metalową drogę obrał Scott Travis, unieśmiertelniając się wpierw na Painkiller Judas Priest i dołączając do Fight.
W 1998 muzycy przypomnieli sobie o Racer X i postanowili, że wypadałoby się spotkać ponownie i nagrać trzecią płytę. Reaktywacja nieco się przeciągała z powodu zajęć byłych członków w innych projektach, ale w końcu w grudniu 1999 pojawił się [5], na który złożyło się 14 kompozycji - pozornie dużo, bo trzy z nich to instrumentalne przerywniki, a wszystko kończył cover Children Of The Grave Black Sabbath (słabszego chyba nikt jeszcze nie nagrał). Reszta była dosyć zróżnicowana, przede wszystkim grupa nadal nie potrafiła zagrać interesującego heavy. Nuda po prostu wyzierała z ugładzonych i bezpłciowych Fire Of Rock, Miss Mistreater, Bolt In My Heart i Poison Eyes. Dno w tej stylistyce trzecioligowych stadionów futbolu amerykańskiego kwartet osiągał w Give It To Me. Jakieś przebłyski pojawiły się dopiero na koniec w The Executioner`s Song z dobrą rytmiką, ciekawym klimatem i określoną dawką energii. Dynamizm charakteryzował też w założeniu Snakebite, zaś jego przeciwieństwem był rozlazły Give It To Me. Martin pięknie za to zaśpiewał specyficznie senny i podszyty bluesem balladowy Waiting. Zebrał się skład wirtuozów, ale tej techniki nie przekuto w atrakcyjność. Słowo "technical" w tytule coś sugerowało, tymczasem był to strzał kulą w płot. Wszystko odegrano w ramach miałkiego melodyjnego metalu o komercyjnym nastawieniu. Travis nie miał gdzie się rozpędzić, Alderete trącał struny jedynie do rytmu, a Martin fałszywie pozował na gwiazdę hair metalu. Powstała płyta bez produkcyjnego błysku i sensownie przemyślanego repertuaru, a jednak ta ekipa gwiazd otrzymała odpowiednie wsparcie medialne i postanowiła nagrywać dalej.
Tandetna okładka [6] zwiastowała niestety muzykę o podobnym charakterze. Jak zwykle nie zabrakło wypełniaczy i tym razem były to na poły chaotyczne instrumentalne King Of The Monsters oraz Viking Kong - ukazujące znów kunszt gitarowy Gilberta, ale znajomą już niemoc w stworzeniu spójnego dynamicznego utworu bez wokalu. Do tego dochodziło zupełne nieporozumienie w postaci coveru Blue Öyster Cult Godzilla. Album bezstylowy - numery w rodzaju Evil Joe nie prezentowały sobą niczego. Bronił się w zasadzie wyłącznie pełen wysokich wokali power/speedowy Superheroes, choć i jego ocenę obniżała mało sensowna solówka Gilbertae. Usypiały Mad At The World i Dead Man`s Shoes, nie potrafiące pobudzić nawet publiczności spragnionych ekscytującego rocka. W Let The Spirit Fly formacja nie mogła się zdecydować co grać: nowocześniej wzmocniony hard rock lat 70-tych czy też stadionowy rock-metal. Z pewnością jakimś plusem była próba eksploracji różnych rejonów rockowego i metalowego grania, ale przeważnie zespół brnął w ślepą uliczkę i całościowo album stanowił zestaw nieudanych muzycznych eksperymentów z pogranicza stylów i gatunków. W stosunku do płyty poprzedniej poprawiono brzmienie, mocniejsze w sferze gitarowej i bardziej wyraziste, jeśli chodziło o sekcje rytmiczną. Krążka tak w zasadzie nie skierowano w rezultacie do żadnej konkretnej grupy odbiorców.
[7] nagrano 25 maja 2001 w słynnym klubie "Whiskey A Go-Go" w Los Angeles, natomiast [8] rejestrował występ w Japonii. O ile na dwóch poprzednich płytach grupa niczego sensownego nie pokazała poza przebłyskami warsztatu instrumentalnego, to [9] był koszmarkiem, który z trudem można było nawet umieścić w kategorii "metal". Instrumentalny Catapult To Extinction po raz kolejny w twórczości Racer X niczego nie wyrażał, a znacznie gorzej prezentował się otwierający Dr.X - numer psuedo-nowoczesny, alternatywny i zupełnie asłuchalny. Takiego muzycznego złomu było tutaj pełno: fatalnie odnoszący się do rocka lat 70-tych Heaven In `74, zagrany zupełnie bez ikry Everything`s Everything, antyteza southern metalu Ghost Dance, beznadziejnie mieszający orientalizm i progresję The Siren`s Eye i w końcu rozmydlony Empty Man z zawstydzającymi chórkami. Do gustu nie mógł przypaść nawet żartobliwie potraktowany rycerski heavy/powerowy Lucifer`s Hammer. Producentem płyty był Paul Gilbert, który wybrał brzmienie bardzo klarowne, ale zahaczające o plastikowe. To spowodowało, że akcenty retro-rocka zabrzmiały fałszywie, a wszystko inne przerysowano w szczegółach. Królował chaos w obrębie poszczególnych utworów, a grupa zupełnie poległa w swoim niby-nowatorskim podejściu. Na szczęście było to ostatnie dokonanie Racer X, gdyż muzycy postanowili skupić się na innych zespołach.
Jeff Martin grał jako perkusista w Black Symphony i MSG. Muzyk zrealizował również płytę solową The Fool w 2006. Scott Travis bębnił w Hawk, Animetal USA i Elegant Weapons. John Alderete dołączał kolejno do The Mars Volta, ekipy Omara Rodrígueza-Lópeza, Free Moral Agents i Vato Negro. Paul Gilbert nagrał serię krążków solowych, a Bruce Bouillet nagrał dwie: Unspoken w 2007 i Interventions w 2008.

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA BAS PERKUSJA
[1] Jeff Martin Paul Gilbert John Alderete Harry Gschoesser
[2-4] Jeff Martin Paul Gilbert Bruce Bouillet John Alderete Scott Travis
[5-6] Jeff Martin Paul Gilbert John Alderete Scott Travis
[7-9] Jeff Martin Paul Gilbert Bruce Bouillet John Alderete Scott Travis

Jeff Martin (ex-Surgical Steel)

Rok wydania Tytuł
1986 [1] Street Lethal
1987 [2] Second Heat
1988 [3] Extreme Volume (live)
1992 [4] Extreme Volume 2 (live)
1999 [5] Technical Difficulties
2000 [6] Superheroes
2001 [7] Snowball Of Doom 1 (live)
2002 [8] Snowball Of Doom 2 (live)
2002 [9] Getting Heavier

          

    

Powrót do spisu treści