SMUTNE SKRZYDŁA PRZEZNACZENIA
Angielski zespół heavymetalowy założony w 1969 w West Bromwich. Zaskakującym jest fakt, że utworzyli go muzycy, którzy nie zagrali na żadnej późniejszej płycie Judasów. Byli nimi: wokalista Al Atkins (ur. 14 października 1947), gitarzysta Ernie Chataway, basista Bruno Stapenhill i perkusista John Partridge. To właśnie Stapenhill był autorem nazwy grupy - słuchał namiętnie Boba Dylana i na płycie John Wesley Harding odnalazł kawałek The Ballad Of Frankie Lee And Judas Priest. Atkins nie był fanem takiej muzyki, ale pomysł przypadł mu do gustu. Na początku formacja określiła się mało rozsądnie jako "progresywna", grając covery Spirit i Quicksilver Messenger Service. Pierwsze koncerty z przełomu 1969 i 1970 przypominały horror - w zespołowym busie często siadało ogrzewanie i kapela marzła w nocy. Demo "Good Time Woman / We`ll Stay Together" spotkało się z odzewem wytwórni Harvest (filia EMI). Pierwszy skład Judas Priest przeszedł do historii w kwietniu 1970 (Chataway i Stapenhill utworzyli w 1973 Bullion). W rzeczywistości na scenie został jedynie Atkins, który wówczas zgadał się z gitarzystą Kennethem Downingiem (ur. 27 października 1951), próbującym już raz w przeszłości dołączyć do Priest. To on zaproponował przyłączenie do ekipy sekcji rytmicznej basistę Iana Hilla (ur. 20 stycznia 1951) i bębniarza Johna Ellisa. Od października 1970 do marca 1971 drugi skład Judas Priest grał liczne próby, a pierwszy występ na żywo miał miejsce 16 marca jako support dla Supertramp i Status Quo. Na własnych koncertach Judasi mieli problemy ze zgromadzeniem publiczności - w Birmingham zjawiło się zaledwie siedmiu fanów. Z tego okresu (1971) pochodziła kolejna demówka "Mind Conception / Holy Is The Man".
Al Atkins w tamtym okresie zaczął tworzyć własną muzykę, m.in. napisał Whiskey Woman, który przekształcić się miał w przyszłości w Victim Of Changes (Halford dołożył swoją część - druga połowę - Red Light Lady i zmienił tytuł). Wyczerpany i zestresowany życiem w trasie John Ellis odszedł w październiku 1971, a jego miejsce za bębnami zajął chwilowo w tym samym miesiącu Alan Moore. W podpisaniu 19 stycznia 1973 umowy z wytwórnią IMA pomogła znajomość z Tony`m Iommim, finansującym tą agencję. Mając na utrzymaniu żonę i dziecko, Atkins postanowił zrezygnować z wątpliwego sposobu zarabiania jakim była wtedy gra w Judas Priest. Okoliczności jego odejścia dalekie były od sympatycznych i w maju 1973 wokalista ostatecznie opuścił szeregi zespołu. Do dzisiejszego dnia otrzymuje okazjonalne tantiemy za kilka tekstów. Tymczasem Downing i Hill zrekrutowali do grupy dwóch kumpli: Roberta Halforda (ur. 25 sierpnia 1951) i Johna Hincha (właśc. Frederick John Hinch, ur. 19 lipca 1947). Ten pierwszy miał talent do śpiewania, ale wówczas był asystentem operatora świateł w teatrze w Wolverhampton. Jego pierwszą kapelą był Lord Lucifer, a następnie Hiroshima, gdzie zaprzyjaźnił się z Hinchem. Wkrótce okazało się, że pewność siebie Halforda zrodziła w pozostałych wiarę, że są w stanie wyjść poza niekończąca się tułaczkę po małych klubach i pubach. Rob miał talent w tworzeniu tekstów dosłownie z niczego: wystarczyło podać mu jakiś dźwięk czy strzęp melodii, a już mruczał pod nosem wymyślone słowa, tworząc linię melodyczną. Pierwsze europejskie tournee z Halfordem trwało od 19 lutego do 7 kwietnia 1974. Zagrano w Niemczech, Holandii i Norwegii - oprócz coverów grano numery napisane przez Atkinsa. Na kolejne demo Judas Priest nagrali Ladies, Run OF The Mill i Caviar And Meths. Mała wytwórnia Gull zainteresowała się kwartetem, z którym jej szefowie podpisali kontrakt 16 kwietnia 1974.
Rozważono również pozytywnie dołączenie do składu drugiego gitarzysty. Wishbone Ash zapoczątkowali trend, za którym potem poszło wiele dobrych grup, jak choćby Iron Maiden. Z perspektywy czasu ta decyzja była jak najbardziej rozsądna - choć wówczas Downing uważał, że to odbije się negatywnie na jego grze. Wybrańcem okazał się Glenn Tipton (ur. 25 października 1948), który kolejnym Judasem został w pierwszej połowie 1974, odchodząc z The Flying Hat Band. W końcu przystąpiono do nagrywania debiutanckiego krążka - niezwykły był fakt, że chłopaki schowali do szuflady utwory, które potem stały się klasykami: nie tylko wspomniany Victim Of Changes, ale także Genocide, Tyrant i The Ripper. Z kolei Caviar And Meths okrojono z 8-minutowej wersji koncertowej do dwuminutowej studyjnej miniatury instrumentalnej. [1] ukazał się 6 września 1974 - Al Atkins nigdy nie polubił tej płyty, krytykując produkcję oraz brzmienie perkusji. Okładkę ozdobił kapsel Coca-Coli - albumowi brakowało ciężkich riffów, którymi Judasi mieli potem przejść do historii. Przez wielu fanów, to odmienne stylistycznie wydawnictwo było zwykle ignorowane. Kiedy bowiem skonfrontować debiut z dokonaniami Black Sabbath czy Deep Purple czasów Gillana łatwiej zrozumieć, dlaczego nawet sami Judasi prawie nigdy o nim nie wspominali. Otwierający progresywny One For The Road z powodzeniem mógł trafić na płytę Blue Öyster Cult, a tytułowy Rocka Rolla z chóralnym refrenem brzmiał jak dokonania Status Quo (wydany na singlu okazał się klapą). Inspirowany Sabbathami Winter rozpoczynał się świdrującą wokalizą Halforda i ponurym riffem gitarowym. Przekombinowany Winter Retreat nie pasował do całości, Cheater był jedynie zgrabnym kawałkiem bluesowym, a Run For The Mill fascynować mógł bardziej zwolenników rocka progresywnego. Sporo w tym wszystkim było wpływów Led Zeppelin i Deep Purple.
Przełom 1975/1976. Od lewej: Rob Halford, Alan Moore, Ian Hill, Glenn Tipton, K.K.Downing
GRZECH ZA GRZECHEM
Podczas wyczerpującego tournee po Wyspach Brytyjskich, Hinch poczuł narastającą frustrację i niechęć do pozostałych muzyków. Uważał, że jego poświęcenie nie było należycie doceniane. On jeździł osobno ze sprzętem i dwoma technicznymi, podczas gdy Halford, Downing, Tipton i Hill kupili sobie samochód. Mimo gęstniejącej atmosfery, perkusista grał jeszcze w Judas Priest przez kolejne miesiące. W kwietniu 1975 zespół wystąpił w nagraniu telewizji BBC 2 w programie "The Old Grey Whistle Test" wykonując Rocka Rolla, Dreamer Deceiver oraz Deceiver. Ten występ zapamiętał m.in. Brian Ross, późniejszy wokalista Blitzkrieg i Satan: "Zagrali tak potężną muzykę, że wszystko wokół wydało się nudne, przyblakłe i nieświeże". Następnie zaproszono Judasów na pierwszą dużą imprezę - "Reading Festival" odbył się 23 sierpnia 1975. Był to ostatni występ Johna Hincha, a do zarejestrowania partii bębnów na drugi album zaangażowano znanego już Alana Moore`a (ur. 1 stycznia 1950). W tamtych czasach Tipton był główną siłą napędową, a granie na gitarze traktował śmiertelnie poważnie. K.K.Downing wydawał się bardziej przystępny niż Glenn i podczas dyskusji uspokajał atmosferę. Ian Hill był zawsze cichy i nieśmiały, rzadko zabierał głos. Największą zagadką był Halford - trudny do zrozumienia, ze skomplikowaną osobowością, uzależniony od zmian nastroju, ale jednocześnie ciężko pracujący nad swoimi partiami wokalnymi. W tamtych czasach nigdy też nie wspominał głośno o swojej orientacji homoseksualnej.
Sesja nagraniowa rozpoczęła się w Rockfield Studios w Walii, trwając dwa tygodnie na przełomie października i listopada. [2] ukazał się ostatecznie 23 marca 1976 nakładem Gull Records. Projekt okładki zlecono Patrickowi Woodruffe, a widniał na niej upadły anioł ze świata fantasy, potem nierozerwalnie związanego z kanonem heavy metalu. Na szyi anioła zauważyć można było "odwrócony widelec Diabła", późniejszy charakterystyczny symbol grupy. Album nacechowano wieloma wpływami - od Black Sabbath po Queen (Queen 2 był jednym z ulubionych krążków Halforda). Najbardziej efektowna część niemal 8-minutowego Victim Of Changes przypadała w połowie kawałka, kiedy instrumentalne interludia poprzedzały feerię wokalnych falsetów. Kolejnym klasykiem stał się utwór Tiptona The Ripper, opisujący historię Kuby Rozpruwacza i jednoczesnie wytyczający dalszą ścieżkę w obszarze podejmowanych tematów. Świetnie wypadły odkurzone Tyrant i Genocide, oba idealnie ukazujące siłę rażenia podwójnego ataku gitarowego. Ekscentryczno-emocjonalne oblicze Judasów ukazywał Epitaph, natomiast drapieżny Island Of Domination stanowił idealne zwieńczenie albumu. Pewnym pokłosiem stylistyki debiutu był Dream Deceiver / Deceiver, w którym poziom skomplikowania aranżacji był dosyć wysoki na tle łączenia niemal art rockowych elementów z heavymetalowymi. Całość skłaniała się wyraźniej ku estetyce rosnącego w siłę brytyjskiego metalu. Dotyczyło to zwłaszcza wokalu Roba, któremu ogromna skala głosu umożliwiała wykreowanie własnego i trudnego do podrobienia stylu śpiewania opartego na wysokich rejestrach. Rzecz jasna, numery z tej płyty można było wykonać agresywniej (tak się stało na koncertowym [6]), jednak w realiach roku 1976 ten album wypełniła muzyka hałaśliwa i mocna.
Trasa rozpoczęła się 6 kwietnia w Truro, a zakończyła 20 czerwca w londyńskim "Roundhouse". Formacja nadal borykała się z problemami finansowymi i muzycy zmuszeni byli poszukać dodatkowego zatrudnienia. Hill pracował jako kierowca, Downing dorabiał w fabryce, a Tipton malował garaże. Tarapaty zmusiły do odejścia Alana Moore`a, który potem został szoferem ciężarówki ze sprzętem The Rolling Stones w latach 80-tych. Judas Priest nie byli zadowoleni ze współpracy z Gull Records i nie mieli żadnych skrupułów, by przenieść się do wytwórni CBS (zaliczka za kontrakt wyniosła 60 000 funtów). Jednakże wraz z eksplozją punk rocka pod koniec 1976, gustujący w tradycyjnym rockowym brzmieniu muzycy i fani poczuli, że nadchodzi niebezpieczeństwo odsunięcia w cień ich ukochanej muzyki. Judasi zatrudnili nowego perkusistę Simona Phillipsa i postanowili zaostrzyć brzmienie. Jednocześnie przekonali byłego basistę Deep Purple - Rogera Glovera - by podjął się produkcji ich nowego krążka. Tipton wydawał się liderem zespołu, ale Downing spędzał więcej czasu przy konsolecie z Gloverem, podsuwając mu swoje pomysły. [3] wydano 8 kwietnia 1977 i zakorzenił się on na 6 tygodni na brytyjskiej liście przebojów docierając do 23 miejsca. Artystycznie prezentował nieco wyższy poziom niż poprzednik. Album otwierał blisko 7-minutowy metalowy atak Sinner, ale największe wrażenie robił półakustyczny cover Joan Baez Diamonds And Rust, zaprezentowany w niezmiernie wysmakowany i elegancki sposób o zdecydowanie metalowej orientacji. Przykrą niespodzianką był Last Rose Of Summer, w którym Halford pozwolił sobie nawet na bluesowe zaśpiewy. W założeniu kawałek miał stanowić ukłon w stronę słuchaczy łagodnych form rocka, ale był nieudaną próbą zainteresowania sobą szerszego grona konsumentów. Zaczynający się od kilku krótkich wokaliz Let Us Prey / Call For The Priest stopniowo nabierał mocy, z kolei tekst Raw Deal odnosił się do Fire Island w stanie Nowy Jork - popularnego w środowiskach gejowskich wakacyjnego kurortu. Średnio wypadła za to kolejna ballada Here Comes The Tears, za to kończący całość szybki i konkretny Dissident Aggressor mógł śmiało pretendować do miana prekursora kilku gatunków metalu, które rozwinęły się później w latach 80-tych. Obok huraganowych natarć duetu Tipton-Downing, warto podkreślić wysmakowane i pełna finezji partie perkusji Philipsa. Na okładce widniała gotycka świątynia z sylwetką kobiety siedzącej u jej wrót. Dość mroczne teksty, złowieszcza wizualizacja i świeższe brzmienie stanowiły o naturalnym rozwoju unikalnego stylu zespołu.
Jeszcze przed rozpoczęciem trasy odszedł Phillips, zastąpiony przez Lesa Binksa (właśc. James Leslie Binks, ur. 5 kwietnia 1948), znanego z dotychczasowej współpracy z Erikiem Burdonem. Tournee rozpoczęło się w Skandynawii i objęło występ na festiwalu "Kussrock" w fińskim Oulu. Jednym z największych plusów jakie dawał Judasom kontrakt z nową wytwórnią była możliwość wyjazdu na koncerty do USA. Pierwszy z nich odbył się 17 czerwca 1977 w Amarillo w Texasie. Wychowani w dość ponurych i czasem zniszczonych wojną miejscach, muzycy ulegli iluzji amerykańskiego snu. Zwłaszcza Halford zauroczył się luźnym jankeskim stylem życia i akceptacją odmienności. Dla niego - kogoś o odmiennej seksualnej orientacji i wychowanego w konserwatywnym otoczeniu Black Country - wyjazd do Ameryki był niczym zrzucenie kajdan nietolerancji i ograniczeń. Trasa potrwała do lipca, a grupa supportowała m.in. Foreigner i REO Speedwagon. Najbardziej prestiżowym występem był dwukrotny support przed Led Zeppelin na festiwalu "The Days Of Green" w kalifornijskim "Oakland Coliseum" 23 i 24 lipca. Binks czuł się coraz pewniej za zestawem perkusyjnym i wydawało się, że wreszcie ktoś na dłużej zagrzeje miejsce perkusisty Judas Priest. Nagrania czwartego albumu rozpoczęły się w październiku 1977 w malowniczej okolicy Cotswolds. Kiedy materiał był już gotowy wytwórnia CBS uznała, że zespół powinien nagrać jeszcze jakiś cover jako potencjalny singlowy hit. Zdaniem szefów koncernu, okładki z upadłymi aniołami, mrocznym światem fantasy i egzystencjalnymi tekstami uniemożliwiały ewentualny sukces na listach przebojów. W końcu przerobiono piosenkę Better By You, Better Than Me Spooky Tooth.
Występ w "Top Of The Pops" 25 stycznia 1979. Od lewej: K.K.Downing, Ian Hill, Les Binks, Rob Halford.
ZABÓJCZA MASZYNA
[4] ukazał się 10 lutego 1978, osiągając 27 pozycję na brytyjskiej liście przebojów. Wszedł również na listę US Billboard Top 200 Albums. To co różniło go od poprzednika to wyraźny wpływ tematyki s-f, spopularyzowanej w seriach książkowych z lat 40-tych i filmach z lat 50-tych. Okładka przedstawiała metalowego cyborga, któremu przecinała głowę wiązka lasera. Pojawiło się na niej również nowe logo zespołu. Album rozpoczynał kapitalny Exciter - zapowiedź speed metalu lat 80-tych - w którym równowaga między siłą, prędkością i ciężarem była wręcz idealna. White Heat, Red Hot posiadał fenomelnalne chórki i grającą na pełnych obrotach sekcję rytmiczną. Wspomniany cover Spooky Tooth zachował bluesowy feeling, a Stained Class opowiadał o zagładzie gatunku ludzkiego. Kiepski Invader rozpoczynał się od dźwięków nadlatującego UFO, po czym następowała eksplozja wszystkich najbardziej charakterystycznych cech stylu Judas Priest. Wręcz plemiennym pulsującym klimatem cechował się z kolei Saints In Hell, a Savage był rozwrzeszczanym heavymetalowym uderzeniem dotyczącym zniszczeń indiańskich wiosek dokonanych przez białych osadników. Najważniejszą kompozycją była jednak 7-minutowa pacyfistyczna deklaracja Beyond The Realms Of Death autorstwa Halforda i Binksa. Ten stopniowo rozwijający się kawałek potwierdzał sprawne funkcjonowanie gitarowego duetu, na który złożyły się klasycznie wyszkolony styl Tiptona i bardziej agresywne podejście do brzmienia Downinga. Ten utwór, jednoczesnie monumentalny i balladowy, stał się wzorem podobnych dostojnych metalowych pieśni następnych dekad. Ostatni Heroes End znów poruszał poważne tematy, orbitując wokół problemu przemijania i śmierci. Trzeba przyznać, iż na albumie pojawił się momentami heavy zbyt ugładzony i mało atrakcyjny melodycznie. Wszystko - poza Exciter i Beyond The Realms Of Death - zagrano jakby w sposób prostszy i z mniejszym zaangażowaniem niż na [3]. Po części wynikało to z uproszczenia samych kompozycji, ale i solówki nie miały w sobie tyle pasji co poprzednio. Spory budżet zapewnił jednak bardzo dobrą produkcję i można już było mówić o pewnym jasno określonym brzmieniu Judasów. Wspierana kampanią promocyjną płyta sprzedawała się nieźle, co ugruntowało pozycję grupy.
Trasa koncertowa składająca się z 68 koncertów rozpoczęła się w West Runton 19 stycznia 1978. Halford ganiał teraz po scenie z biczem, strzelając nim nad głowami niczego nie podejrzewającej publiczności. Ale kiedy Judasi zawitali w marcu do USA, ich image był już zupełnie inny. Do lamusa odeszły francuski nylon, tanie błyskotki i elastyczne glamowe ciuchy. Zastąpił je kanon metalowego wizerunku: czarne skórzane kurtki, ćwieki i łańcuchy. Sam Rob paradował w czapce motocyklisty. Po zakończeniu amerykańskich wojaży, zespół udał się na krótką wizytę do Japonii. Grając koncerty w Tokio, Osace i Nagoji między 25 lipca a 5 sierpnia, kwintet zakosztował smaku sławy i nawet wiele lat później z rozrzewnieniem wspominał o niesamowitym przyjęciu fanów na Dalekim Wschodzie. Idąc za ciosem przystąpiono do nagrywania [5] - ujrzał on światło dzienne 9 października 1978. Osiągnięta 32 pozycja na brytyjskiej liście nie przebiła sukcesu dwóch poprzedniczek, ale za to utrzymywała się w zestawieniu przez 9 tygodni. Tematy s-f zostały jeszcze mocniej wyeksponowane, a futurystyczna okładka dawała wyraźnie do zrozumienia, w jakimi artystycznym kierunku grupa pragnęła podążać. Idealnym otwieraczem był Delivering The Goods, który pomimo dużej dozy energetyczności był niepokojąco ignorowany przez stacje radiowe. Rock Forever miał charakter typowego koncertowego hymnu, a singlowy Evening Star wypadł trywialnie rockowo i mało atrakcyjnie pod względem melodii. Kultowym wręcz kawałkiem stał się nieco ponad 2 i półminutowy Hell Bent For Leather, stając się szybko podstawą występów Priest. Take On The World posiadał prosty powtarzalny rytm i chwytliwą strukturę, a technicznie był bardziej złożony niż mogłoby się to wydawać. Tytułowy Killing Machine był złowieszczą pieśnią o mrocznym przesłaniu, a antyspołeczny Running Wild odzwierciedlał gniew przeciwko zdeprawowanym jednostkom. Balladowy Before The Dawn zgrabnie połączył wokale Halforda z subtelnymi akordami Tiptona, dając zaskakująco pozytywny efekt. Wszystko zamykał średniak w postaci Evil Fantasies. Tym razem Judasi zrezygnowali całkowicie z numerów długich i rozbudowanych, zamykając swoje pomysły w zwartych utworach, całkowicie niemal zdominowanych przez dynamiczny heavy metal. Pod względem wykonania, płytę cechował wyjątkowy luz i pewnością siebie.
25 stycznia 1979 Judas Priest wykonali zapierającą dech w piersiach wersję Take On The World w słynnym programie BBC "Top Of The Pops". Przed programem producenci zasygnalizowali Halfordowi, że pojawienie się przed kamerą z kajdankami i pejczem może mieć zły wpływ na nieletnich oraz zaniepokoić konserwatywną część starszej widowni. Będąc świadomym potrzeby zyskania szerszej publiczności, wokalista zastosował się do tej rady. W kolejnym tygodniu muzyków doszły słuchy, że wytwórnia CBS stwierdziła, że [5] zyskał nieodpowiedni tytuł, którego agresywne konotacje mogą zaszkodzić ewentualnemu sukcesowi komercyjnemu. Dlatego też na amerykański rynek album trafił w marcu 1979 jako Hell Bent For Leather. Zawierał nader interesujący bonus w postaci przeróbki Fleetwood Mac The Green Manalishi (With The Two-Pronged Crown). Kwintet podporządkował się tej decyzji, stawiając sobie za cel dotarcie na rynek zza Atlantykiem. Koncerty w 1979 rozpoczęto od ponownej wizyty w Japonii, gdzie Halford nabawił się zapalenia krtani, które znacznie osłabiło jego możliwości głosowe. Po przesłuchaniu nagrań zrealizowanych 10 i 15 lutego w dwóch tokijskich klubach, postanowiono dokonać pewnych poprawek z myślą o wydaniu płyty koncertowej. Dlatego też w niektórych kręgach wydany 17 września 1979 [6] zyskał prześmiewcze miano "Unleashed In The Studio". Co prawda radykalnie całości nie zmieniano, jednak słabostki Halforda musiały być zatuszowane. Krążek okazał się największym dotychczasowym sukcesem Judas Priest osiągając 10 miejsce na Wyspach i 70 w USA. Podobnie jak w przypadku If You Want Blood You`ve Got It AC/DC, 9-utworowy album był bezbłędnie odegraną esencją najbardziej żywiołowych kompozycji Judasów jak Victim Of Changes, Diamonds And Rust czy Exciter. Wydaną w październiku 2001 zremasterowaną edycję rozszerzono do 13 kompozycji.
Po koncertach w Japonii grupa wróciła do USA - wtedy właśnie podczas wykonywania Hell Bent For Leather, Halford po raz pierwszy wjechał na scenie na Harley`u Davidsonie. Osławiona fabryka motocykli przeżywała wówczas pewien regres, dlatego wsparcie wizerunkiem metalowej gwiazdy okazało się bardziej niż pożądane. Po podpisaniu kontraktu z firmą, Rob otrzymał motor za symboliczną kwotę 1 dolara. 31 maja 1979 zagrano w Birmingham i ten występ był ostatnim akcentem aktywności Lesa Binksa w barwach Judasów. Powszechnie uznawano, że perkusista był zbyt "techniczny", jak na "uproszczony halowy metal", jak z pogardą o formacji wypowiadali się niektórzy krytycy. Później Binks dołączył do Lionheart i Tytan. Jego następcą został David Holland (ur. 5 kwietnia 1948), znany dotychczas z Trapeze i fan ciężkich bluesrockowych brzmień spod znaku Cream/Free. Znów w pełnym składzie, muzycy z uwagę przyglądali się muzycznemu rynkowi Wysp Brytyjskich. Nie wszyscy bowiem akceptowali hałaśliwy i prostacki punk rock - jak grzyby po deszczu wyrastały oto młode kapele metalowe i hard rockowe, które potem podciągnięto pod NWOBHM. Te młode zawadiackie ekipy zainspirowała twórczość UFO, Rainbow, Scorpions, Motörhead i właśnie Judas Priest. Judasi mieli znaczący wpływ na to zjawisko, ale nigdy nie byli jego częścią, gdyż to właśnie oni ustanowili standardy, którym inni próbowali potem dorównać.
Najsłynniejszy skład z lat 80-tych. Od lewej stoją: Dave Holland, K.K.Downing, Ian Hill, Glenn Tipton, Rob Halford.
BRYTYJSKA STAL
W połowie lat 70-tych głównym producentem stali w Wielkiej Brytanii był British Steel. Korporacja posiadała huty w pięciu regionach kraju, co wiązało się z ograniczaniem kosztów. Duże straty finansowe powodowały zamykanie fabryk, co skutkowało strajkami pracowniczymi. Pod rządami konserwatystów na początku lat 80-tych pracę straciło 11 000 ludzi. Uznaje się, że na pomysł tytułu nowego albumu wpadł Halford, którego ojciec pracował dla innej firmy. Inne źródła przypisują ten pomysł Hillowi, wstrząśniętemu transmisjami telewizyjnymi poświęconym pikietującym robotnikom. Każdy z Judas Priest wiedział, że tytuł [7] świetnie odzwierciedlał zarówno ówczesną klasę pracującą, jak i surowe brzmienie brytyjskiej muzyki heavymetalowej. Tuż przed jej wydaniem wymyślono marketingową sztuczkę - "zdradzono" mediom informację o kradzieży taśmy-matki z nowojorskiego Coronet Studios i otrzymaniu żądania okupu w wysokości 50 000 dolarów. Muzycy byli wściekli na autora plotki Tony`ego Brainsby`ego, że ich o tym nie poinformowano, a wszystkiego dowiedzieli się z gazet. Płyta ukazała się 23 kwietnia 1980 i była wybitnym osiągnięciem. 155-sekundowy Breaking The Law był esencją tego co w heavy metalu najlepsze - w kawałku wykorzystano dźwięk butelek na mleko rozbijanych o marmurową ścianę. Słychać także syreny policyjne, których odgłosy Downing imitował na gitarze, a później poddano kompresji, co miało dodać autentyzmu antyspołecznemu wydźwiękowi kompozycji. W niektórych krajach za "mocną" uznano z kolei okładkę zaprojektowaną przez Roslava Szaybo, na której widniała dłoń z przeciętymi (ale nie krwawiącymi) palcami ściskająca żyletkę z napisem "British Steel". Jednocześnie z premedytacją Judasi wykorzystali żyletkę, symbol punkrockowej mody, adoptując ją jako emblemat wizerunku długowłosych fanów metalu. Wspomniany Breaking The Law poparto kiczowatym teledyskiem, w którym muzycy, przebrani za księży i trzymający gitary niczym broń, wcielili się w role kryminalistów włamujących się do banku, by ukraść złotą płytę. Aktorstwo było koszmarne, pozy chłopaków śmieszne, a czarę żenady przelewał ochroniarz banku nucący kawałek. Otwierający krążek w pierwotnej wersji Rapid Fire uznać można za prekursora speed metalu (w sensie dynamiki, a nie ciężaru). Metal Gods był kroczącym wspaniałym hymnem, który odróżniał się od reszty sposobem wykorzystania brzmienia gitary do stworzenia pogłosu linii wokalnej w refrenie. Kolejnym klasykiem stał się Grinder z zaciekłym wokalem Halforda i niesamowitą grą Hollanda. United przypominał nieco boiskowe hymny Queen, przez wzgląd na swoiste skandowanie i pewnego rodzaju kiczowatość. Najgorszą kompozycją był nieciekawy You Don`t Have To Be Old To Be Wise, całe szczęście niedosyt zacierał kapitalny Living After Midnight, który powstał kiedy pozostali muzycy pracowali do północy podczas kiedy Halford próbował zasnąć. O dziwo, zmęczony wokalista był jeszcze w stanie dostarczyć rankiem gotowy tekst. Egzotyczny The Rage stał się niedocenianym momentem płyty, choć był jednym z nielicznym momentów, kiedy gitarzyści zostawiali więcej miejsca basowi Hilla. Finalny Steeler cechował natomiast niemal motörheadowy feeling.
7 marca Judas Priest rozpoczęli swoje brytyjskie tournee, supportowali ich Iron Maiden. Pomiędzy starą gwiazdą i nowymi bohaterami NWOBHM pojawił się element rywalizacji, kiedy Paul Di`Anno stwierdził w wywiadzie dla "Sounds", że Ironi "skopią tyłki Priest". Konsekwencją tego było nieco szorstkie traktowanie Maiden przez Judasów. Następnie nadszedł czas na podbój Niemczech, Belgii, Francji i USA. W Stanach rolę drugiej gwiazdy odgrywali Scorpions, a cały show poprzedzali Def Leppard. 16 sierpnia 1980 kwintet wystąpił podczas pierwszej edycji festiwalu "Monsters Of Rock" w Donington, ustępując pierwszeństwa jedynie Rainbow, a grając po Saxon, Riot i Scorpions. Tipton i spółka jednocześnie zdecydowali, że następny album zostanie nagrany poza granicami Wielkiej Brytanii. Głównym powodem było podłoże finansowe - podporządkowanie się brytyjskiemu systemowi podatkowemu oznaczało, że muzycy zatrzymają niewielką część zarobionych pieniędzy. Wcześniej wyemigrowali The Rolling Stones, Black Sabbath, Led Zeppelin i Queen. Wybór Judasów padł na hiszpańską Ibizę i studio, które powstało z przekształcenia starej farmy. Statystycznie rzecz biorąc, Judasi zaoszczędzili w ten sposób 25% więcej. Wielu fanów powątpiewało, że grupa będzie w stanie nagrać porządną płytę w słonecznych i gorących warunkach. Faktycznie, po dotarciu na Ibizę okazało się, że studio nie było do końca przygotowane. W efekcie większość czasu muzycy spędzili na imprezowaniu.
[8] ukazał się 17 lutego 1981 i od razu wiadomo było jak trudno będzie Judas Priest dorównać [7], zarówno muzycznie i wykonawczo. Zabrakło świeżych pomysłów, powielono za to liczne rozwiązania i schematy znane z wcześniejszych albumów np. linie melodyczne w Heading Out To The Highway czy Hot Rockin`. Płycie zaszkodziło także znaczne zróżnicowanie stylistyczne, a realizacja poszczególnych utworów budziła zastrzeżenia. Niektóre sprawiały nawet wrażenie wyjętych z rock`n`rollowego kapelusza (You Say Yes, Troubleshooter). Właściwie to podobać się mógł jedynie Don`t Go. Było to dzieło kontrowersyjne, nadzwyczaj przyjazna radiu, a jednocześnie przeraźliwie nudne. Frustrowała ponadto szkaradna okładka, na której widniała szeroka autostrada rozciągająca się w słońcu. Brak było zdjęcia zespołu, zastosowano mała czcionkę i blade barwy. Miłośnicy Judasów w oszołomieniu słuchali amerykańsko zorientowanego rocka, gdyż nowy materiał brzmiał podobnie do dokonań Journey, Boston, Foreigner i Styx. W ramach promocji nowego albumu, supportowana przez Saxon ekipa ruszyła na trasę europejską 13 lutego, przetaczając się przez Holandię, Francję i Niemcy. Znów poleciano do Stanów - Halford ponownie zachwycił się krajem wolności wypowiedzi, jednak reszta była znużona ciągłymi przelotami tam i z powrotem przez Atlantyk. Tipton stwierdził: "Przyzwyczaiłem się tam do kiepskiego żarcia i ludzi wyrzucających od czasu do czasu z siebie jakieś idiotyzmy". Zarówno on jak i Downing musieli jednak traktować Amerykę jako zło konieczne jeśli chcieli, by ich kariera rozwinęła się bardziej na tamtym kontynencie.
OBROŃCY WIARY
Nową płytę zmixowano w Orlando w Beejay Record Studios. Po brytyjskiej premierze 14 lipca 1982 [9] trafił na 11 miejsce listy sprzedaży, ale pozostał na niej zaledwie 2 tygodnie. Było to o tyle dziwne, że płyta była najwybitniejszym dokonaniem Judas Priest do tej pory. W Ameryce sytuacja okazała się za to diametralnie inna, gdyż wydawnictwo przekroczyło milion sprzedanych egzemplarzy, dając Judasom pierwszą podwójną platynę. Okładkę zaprojektował Doug Johnson - przedstawiała srebrnego metalowego orła Helliona na tle czerwonego słońca. Halford i spółka wreszcie doczekali się własnej maskotki. Poświęcone ptakowi 42-sekundowe intro przechodziło błyskawicznie w wyśmienity Electric Eye - pieśń o orwellowskim społeczeństwie inwigilowanym na każdym kroku przez kamery. Oba utwory połączone w całość stały się szybko nieodłącznym elementem każdego koncertu Priest. Dudniący Riding On The Wind dowodził, że Holland był kimś więcej niż tylko średnio uzdolnionym perkusistą, jak go nazywała większość muzycznej prasy. Wykrzyczany przez Halforda Bloodstone posiadał niezwykle patetyczny refren, a autorem hard rockowego (Take These) Chains był Bob Halligan (lider zespołu Ceili Rain). W Pain And Pleasure dominował przepełniony żalem śpiew Roba, a cudowny Screaming For Vengeance wypełnił zmasowany atak dwóch gitar i znakomity falset Halforda. Największym przebojem okazał się kroczący You`ve Got Another Thing Comin`, choć ustępował aranżacyjnie wielu innym kompozycjom na tym albumie. Po przechodzącym w crescendo Fever następował Devil`s Child ze smakowitym chóralnym refrenem. Po przesłuchaniu całości jako pierwsza nasuwała się myśl o nieokiełznanej energii z jaką wykonano nowy materiał. W dobie eksplozji NWOBHM i pojawienia się mas młodych zespołów grających wysokooktanowy eksplozyjny heavy, Judas Priest wykroczyli zdecydowanie poza ramy roli doświadczonej statecznej ekipy grającej dla pokolenia nieco starszego. Ekipa przygotowała cios niespodziewany i na starcie przemyślany jako nokautujący wilczki uważające, że wyleniałe niedźwiedzie poprzedniej dekady należą do przeszłości. Kwintet wykazał się perfekcyjnym zgraniem, wszystko chodziło jak znakomicie naoliwiona maszyna, ze wskazaniem na wyśmienitą formę wokalną Halforda, śpiewającego na kilka sposobów, elastycznie i z wyczuciem konwencji. Dziś ta płyta należy niewątpliwie do kanonu, ale wówczas stanowiła niespodziewany psikus zrobiony graczom sceny NWOBHM. Ten styl wyznaczył również trend na następne lata i sporo grup zaczęło z tej płyty kopiować, z różnym zresztą skutkiem.
Krokus i Uriah Heep rozgrzewali publiczność przed koncertami Judas Priest podczas amerykańskiej trasy, która zakończyła się 12 grudnia w Memphis. Ten występ sfilmowano i wydano na taśmie VHS "Judas Priest Live", wielokrotnie w 1984 emitowaną przez MTV. Produkcja była wyjątkowo trafiona, a całość potwierdzała, że zespół znalazł się u szczytu kariery. Szczególnie atrakcyjne okazały się nowe bezprzewodowe rozwiązania techniczne w sprzęcie nagłaśniającym. Brak walających się kabli oznaczał także ułatwioną synchronizację na scenie. Tymczasem muzycy ponownie wybrali Ibizę jako miejsce na nagrywanie kolejnego krążka. Całe szczęście nie odchodził on od schematu poprzednika. Jego przekaz miał być obroną wiary w rock`n`roll i chęć rozprzestrzenienia heavy metalu na cały świat. Okładkę wydanego 24 stycznia 1984 [10] zdobił Metallion - rogata mechaniczna futurystyczna postać poruszająca się na czołgowych gąsienicach. Krążek otwierał fantastyczny czad w postaci Freewheel Burning, z perfekcyjną ścieżką wokalną i nieprawdopodobną wręcz koordynacją dwóch gitar solowych. W erze rosnącego w siłę thrashu Judasi udowadniali, że wciąż potrafili dać czadu. Równie dobry Jawbreaker stał się później wodą na młyn organizacji Parent Music Resource Center z powodu kontrowersyjnego homoseksualnego podtekstu. Kolejny stadionowy hymn Rock Hard, Ride Free przeznaczony był do wspólnego śpiewania dla 20 000 fanów - średniej statystycznej liczbie publiczności na koncertach Priest. W agresywnym The Sentinel Rob wchodził na niewiarygodnie wysokie rejestry, a kroczący Love Bites naładowano dynamiką i mocą. Eat Me Alive był apoteozą seksu oralnego, słabszy był za to Some Heads Are Gonna Roll. Tempo siadało wraz z namiętną balladą Night Comes Down, by w końcówce zmienić się w ociężałą manifestację Heavy Duty / Defenders Of The Faith - o ile część pierwsza to ciężkawy klasyczny metal przypominający czasy [7], to część druga nic nie wnosiła, stanowiąc jedynie rodzaj zbędnego outro. Dla wielu fanów jednak album nie miał słabych punktów, wyznaczył jednocześnie elementarz szybkiego i bezkompromisowego grania. W stosunku do płyty poprzedniej zaproponowano nieco głębsze i bardziej mięsiste brzmienie, z dopieszczoną ekspozycją basu. W szybszych momentach daje się dziś wychwycić pewne ciągoty do formującego się w USA powermetalu. [10] w pełni odbudował pozycję zespołu po okresie współzawodnictwa o metalowe dusze w czasie inwazji NWOBHM i "staruszkowie" mogli z pobłażaniem popatrzeć z góry na legion zespołów, które nagrawszy jedną czy dwie popularne przez krótki czas płyty musiały powoli lub nieco szybciej zwijać swój interes. Teledysk do Freewheel Burning wyreżyserował Wayne Isham, który skorzystał z popularności rynku gier video w latach 80-tych. Tempo kawałka znakomicie podkreślała symulacja wyścigów samochodowych. Halforda umieszczono zarówno na scenie, jak i w jednym ze ścigających się aut (kierowanym przez grającego chłopca). Amerykańskie tournee zespołu okazało się wielkim sukcesem. Po supportach Great White i Saxon, na scenie pojawiał się złowieszczo połyskujący oczami oraz strzelający laserami Metallion. Z jego szczęk wyłaniał się Halford, rozpoczynając niesamowity show. Nie obyło się bez kontrowersji: 18 czerwca 1984 podczas koncertu w Madison Square Garden publiczność spowodowała zamieszki powodując straty oszacowane na pół miliona dolarów. W efekcie tego Judas Priest otrzymali zakaz występowania w tym miejscu. Jesienią 1984 Halford zaśpiewał gościnnie w utworze Smooth And Fast na demówce grupy Surgical Steel.
Najlepszy duet gitarowy wszechczasów?
KRYZYS
W połowie lat 80-tych powstała organizacja Parents Music Resource Center, której ostrze skierowane było przeciwko szeroko rozumianej muzyce rozrywkowej - mającej jakoby niszczyć serca i umysły młodych ludzi. Posiadała ona silne koneksje ze światem polityki - założyła ją Tipper Gore (żona przyszłego prezydenta USA) wraz z Susan Baker (żoną sekretarza skarbu), Pam Howard (żoną prominentnego waszyngtońskiego agenta nieruchomości) i Sally Nevius (żoną przewodniczącego rady miejskiej Waszyngtonu). Głównym celem pań stało się cenzurowanie muzyki czy wręcz całkowite zakazywanie jej na podstawie tego co same uznały za niestosowne. W następstwie wyjątkowego uporu udało się PMRC wymóc na wytwórniach płytowych umieszczanie nalepek na sprzedawanych płytach ostrzegających o ich zawartości tekstowej. Ogłoszono również listę 15 utworów uznanych za moralnie deprawujące. Na miejscu trzecim znaleźli się Judas Priest z Eat Me Alive, a towarzyszyli im m.in. Venom, Mercyful Fate, AC/DC, Twisted Sister, ale również Cyndi Lauper. Ten incydent był jednak niczym w porównaniu do tego co miało nadejść.
13 lipca zespół wystąpił na "Live Aid" - gigantycznym koncercie charytatywnym zorganizowanym przez Boba Geldofa. Judasi weszli na scenę i zagrali tam 10-minutowy set składający się z Living After Midnight, The Green Manalishi i You`ve Got Another Thing Comin`. Halford wziął też udział w "Hear`n`Aid", podobnej akcji związanej jednak ze światem heavymetalowym. Jej inicjatorem byli Ronnie James Dio, Jimmy Bain i Vivian Campbell. 14 kwietnia 1986 ukazał się [11], nagrany w hiszpańskiej Marbelli. Pierwotnie miał zawierać 18 kawałków i zostać wydany jako podwójny "Twin-Turbo", ale wytwórnia CBS uznała, iż koszty produkcji i dystrybucji byłyby zbyt wysokie. W ten sposób kilka doskonałych kompozycji nie trafiło na płytę jak Heart Of A Lion (zrealizowany przez Racer X na Second Heat, jak i na późniejszej koncertówce Halforda), All Fired Up, Under The Gun czy Fight For Your Love. W swoich czasach album został niemal zmiażdżony przez krytykę i spotkał się z gniewnym odzewem wśród fanów. Jednak dziś ma zasłużone miejsce w historii metalu. Wyraźnie zainspirowany ZZ Top z okresu Eliminator, krążek był pierwszą produkcją metalową nagraną całkowicie w technice cyfrowej z użyciem syntezatorów gitarowych w celu uzyskania gładkiego brzmienia. Pomysł był mocno kontrowersyjny, a głosy rozczarowania zbiły z tropu muzyków myślących, że [11] stanie się czymś na miarę Pyromania Def Leppard czy Back In Black AC/DC. Płyta osiągnęła jedynie 33 miejsce na brytyjskiej liście sprzedaży i pozostała tam zaledwie miesiąc. Co było do przewidzenia, o wiele lepiej radziła sobie w USA docierając do pozycji 17 i zdobywając status platynowy. Po latach jednak trzeba stwierdzić, że podobny eksperyment wyszedł lepiej Iron Maiden na Somewhere In Time.
Okładkę z dłonią trzymającą joystick po raz kolejny zaprojektował Doug Johnson. Judas Priest postanowili przyciągnąć szerszą grupę fanów, produkując album o złagodzonym brzmieniu. Melodyjny Turbo Lover faktycznie przewodnim motywem przywodził na myśl Def Leppard. Kolejnym potencjalnym pop-metalowym przebojem był Private Property, a pogodny Parantal Guidance był ripostą na ataki ze strony PRMC. Znacznie cięższy był Rock You All Around The World, ale jego moc osłabiał "pudlowy" refren. Niedosyt pozostawiały zarówno Out In The Cold z syntezatorowym intro, jak i Wild Nights, Hot And Crazy Days, będący balladą w konwencji niemal Bon Jovi. Reckless miał nawet szansę stać się motywem przewodnim do filmu "Top Gun", ale Judasi odrzucili propozycję (kompozycja Berlin Take My Breath Away zdobyła Oskara i Złoty Glob). Chcąc wykorzystać fenomenalny sukces MTV u rozwój rynku videoklipów, nakręcono teledyski do Turbo Lover i Locked In. Ten pierwszy był inspirowany filmem "Mad Max" i przedstawiał zespół pędzący na Harley`ach po bezkresnej pustyni. W tym drugim z kolei Halforda torturowali przybysze z kosmosu podobni do ludożernych modliszek. Na marginesie trzeba dodać, że [11] został w listopadzie 2004 przez magazyn "Classic Rock" uznany za jeden z "20 najbardziej niedocenionych albumów rockowych" obok choćby Orgasmatron Motörhead i Fly On The Wall AC/DC.
Priest rozpoczęli nową trasę 2 maja 1985 w Albuquerque w stanie Nowy Meksyk. Hellion tkwił teraz w centralnym punkcie sceny, a gigantyczne pazury orła podnosiły obu gitarzystów pozwalając im w pełni przyjrzeć się z góry rozentuzjazmowanej publiczności. Negatywnie wypadła natomiast zmiana wizerunku samych muzyków z natapirowanymi włosami i kosmicznymi uniformami. Ku zdumieniu klasycznie zorientowanych europejskich fanów, z USA dochodziły euforyczne recenzje ostatniego krążka. Tej fali zachwytu poddały się w końcu również "Metal Hammer" i "Kerrang!". Mimo wszystko nie sprzedał się on w tak "milionowym" nakładzie jakby pragnęli sobie tego Halford i spółka. Dlatego też postanowili nagrać materiał bardziej intensywny i niejako wracający do korzeni. Pierwotny tytuł wydanego 17 maja 1988 [13] miał brzmieć "Monsters Of Rock", ale ostatecznie uznano go za zbyt sztampowy. Płyta dotarła do 24 miejsca na brytyjskiej listy sprzedaży, gdzie pozostałą przez 5 tygodni. W Stanach Zjednoczonych natomiast szybko zyskała złoty status. Jedynym singlem okazał się fatalny cover Chucka Berry`ego Johnny B.Goode, który trafił też na ścieżkę dźwiękową szybko zapomnianego filmu o gwieździe amerykańskiego collegu. Prezentujący grający dla zaledwie kilkusetosobowej publiczności teledysk spotkał się z powszechna krytyką i okazał się totalnym fiaskiem. Krążek rozpoczynało jednak potężne uderzenie w postaci energetycznego i przebojowego Ram It Down, który niejako zapowiadał nowy kierunek, w którym grupa miała się zwrócić dwa lata później. Ale już następny Heavy Metal, rozpoczynający się nietypowo solówką gitarową, był nieudaną i pełną frazesów próbą wykreowania kolejnego stadionowego hymnu. Love Zone i Come And Get It nie miały w sobie nic przyciągającego uwagę. Ciekawy był za to Hard As Iron, pierwotnie przeznaczony na [11] - tu poddany drastycznym zmianom na lepsze. Prawie 8-minutowy epicki Blood Red Skies przypominał Victim Of Changes - ta świetna kompozycja powstała pod wpływem inspiracji Halforda imponującym zachodem słońca na pustyni w Arizonie (wokalista kupił sobie tam dom w Phoenix). Wbrew tytułowi, I`m The Rocker był ociężałym i mało istotnym momentem płyty, podobnie jak bezużyteczny wypełniacz Love You To Death - kolejny odrzut z [11]. Kończący całość nużący Monsters Of Rock potwierdzał, że [13] był najsłabszym dokonaniem Judas Priest od czasów debiutu. Pewne wątpliwości budziła także forma Halforda, który nieznacznie obniżył loty. Kolejna sprawa: przytłumione brzmienie, lekko rozmyte, tak jakby każdy kawałek mixowano w inny sposób.
Na początku 1989 szeregi formacji opuścił Dave Holland. Z jednej strony musiał zająć się swoją matką cierpiącą na stwardnienie rozsiane. Z drugiej strony twierdził w wywiadach, iż pozostała czwórka nigdy nie uznawała go za pełnoprawnego członka Priest, mimo niemal dekady wspólnego grania. Podobno nieraz płacono mu gaże wyłącznie za koncerty. Krążyły także plotki o naciskach, by Holland sam zrezygnował, gdyż poziom jego umiejętności był coraz mniej zadowalający. Ekipa chciała wrócić do grania na dwie stopy jak za czasów Lesa Binksa, a styl Dave`a był za mało rytmiczny i kompleksowy, by zaspokoić aktualne potrzeby zespołu. Dalsza historia Hollanda potoczyła się wyjątkowo podle, o czym poniżej. Poszukiwania nowego bębniarza rozpoczęły się w marcu 1989. Przysłano setki kaset, z których wybrano kilka i tych perkusistów zaproszono na przesłuchanie. Największe wrażenie na muzykach zrobił występ Amerykanina Scotta Travisa (ur. 6 września 1961) z Racer X. Jego przyjęcie w szeregi Judasów ogłoszono oficjalnie w na początku 1990. Tipton żartował w rozmowie z dziennikarzami" "Wreszcie możemy znów grać Riding On The Wind i Exciter na dwie centralki".
PROCES
Po kilku tygodniach prób w dawnym młynie w Hiszpanii, muzycy czmyhnęli do otoczonych hektarami winnic Miraval Studios w południowej Francji. Próby przeciągnęły się do marca 1990 i niektóre drobiazgi dogrywano jeszcze w holenderskim Wisseloord. Jednak zanim najlepszy album Judas Priest ujrzał światło dzienne, nową dekadę rozpoczęła wyjątkowo uciążliwa sprawa sądowa, powodująca mnóstwo goryczy i frustracji. Otóż 23 grudnia 1985 w amerykańskiej mieścinie Reno (stan Nevada) wydarzyła się tragedia, w której uczestniczyli 20-letni John Vance i 18-letni Raymond Belknap. Obaj mieli już bogate kartoteki policyjne z zapisami o przemocy w rodzinie i niezdrowej fascynacji bronią palną. Po wielu godzinach palenia marihuany i chlaniu piwa, chłopaki zawarli ze sobą samobójczy pakt przy dźwiękach lecącej w tle [4]. Na szkolnym boisku obaj usiłowali zabić się wzajemnie ze strzelby dwulufowej - Belknap zginął na miejscu, natomiast Vance przeżył i przez 3 kolejne lata wegetował z drastycznie zniekształconą twarzą, a właściwie jej brakiem (zdjęcie dostępne w internecie). Zmarł w Święto Dziękczynienia 1988 w Washoe Medical Center w wyniku komplikacji po przejściu niemal 140 operacji. Kilka tygodni później rodzice ofiar poprosili o pomoc dwóch prawników - Viviana Luncha i Kennetha McKenna - upatrując w znalezionej płycie Judas Priest przyczyny tak fatalnego w skutkach zachowania swych dzieci. Wedle rodzin Vance`ów i Belknapów, John i Ray zostali "zmuszeni i poinstruowani" przez ukryty przekaz zawarty w Better By You, Better Than Me do aktu samobójstwa. Wedle ich opinii zwroty "czas umierać" i "zrób to, zrób to, zrób to" były wyraźnie słyszalne przy puszczaniu kawałka od tyłu.
W podobnej sprawie w 1984, 19-latek strzelił sobie w głowę ze skutkiem śmiertelnym po przesłuchaniu Suicide Solution Ozzy`ego Osbourne`a. Wedle werdyktu sądowego uznano, iż numer nawoływał do samobójstwa, ale jednocześnie, że wokalistę i jego wytwórnię CBS chroniła pierwsza poprawka do konstytucji deklarująca wolność słowa. We wrześniu 1989 sędzia Jerry Whitehead wezwał Judas Priest do stawienia się na procesie i uznał, że przekaz podprogowy (będący poza poziomem świadomości, a mający potencjalny wpływ na ludzkie działanie) w tekście był naruszeniem prywatności. 17 lipca 1990 zespół i koncern CBS pozwano na kwotę 6,2 miliona dolarów odszkodowania za wydanie i wypromowanie dzieła oraz poważne zaniedbania w tym zakresie. Ale przez ten cały okres 5 lat pod adresem Judasów padały najbardziej absurdalne oskarżenia ze strony środowisk katolickich i konserwatywnych oraz prasy brukowej. Chodziło głównie o podejrzewanie muzyków o satanizm i jego praktykowanie za pomocą muzyki. Obrońca argumentował, że społecznie niebezpieczne jednostki zawsze będą interpretować różnego rodzaju twórczość zbyt dosłownie, by usprawiedliwić wobec samych siebie zbrodni jakich dokonują. Przed budynkiem sądu regularnie odbywały się zgromadzenia w celu poparcia dla kwintetu, a przy okazji - zebrania paru autografów. Każdy z muzyków pojawiał się w eleganckim garniturze i z pełną powściągliwością siadał za rzędem adwokatów. 24 sierpnia 1990 sędzia Whitehead ogłosił decyzję, że zespół jest niewinny. Zgodnie z opinią, muzyka Priest nie zawierała żadnego przekazu podprogowego, choć zwroty w niektórych utworach nagrano wspak. Wytwórnię CBS obciążono jedynie kosztami procesowymi w wysokości 25 000 dolarów. Tuż po zakończonym procesie, trochę krwi napsuł jednak zespołowi lider Suicidal Tendencies, Mike Muir, który stwierdził w "Metal Hammer", że całe zamieszanie było tylko sprytnym zabiegiem promocyjnym mającym wyciągnąć Judasów z komercyjnego dołka po słabych wynikach sprzedaży [13]. W odpowiedzi Tipton wystosował do magazynu sprostowanie opublikowane w wydaniu listopadowo-grudniowym.
Rob Halford składa zeznania w sądzie
PAINKILLER
3 września 1990 rynek ujrzał wspaniały [14], który szybko stał się kanonem ogólnie rozumianego metalu Album stanowił największe artystyczne osiągnięcie Judas Priest, ale paradoksalnie radził sobie na listach sprzedaży jeszcze gorzej niż poprzednik. Fani byli jednak zachwyceni, a krytycy jednogłośni w pochwałach, nazywając płytę "wyczekiwanym powrotem niekwestionowanych mistrzów gatunku". Płytę rozpoczynał niesłychanie agresywny i naładowany energią tytułowy Painkiller. Od pierwszych sekund słychać jak wielką pozytywną zmianą była gra Scotta Travisa, którego pierwsze takty przeszły do historii metalu jako "wejście smoka". Zabójcza introdukcja zagrana na dwa centralne bębny nie mogłaby być wykonana przez muzyka średniej klasy jakim był Dave Holland. Judasi nigdy nie grali tak mocno, a Halford śpiewał nadzwyczaj wysoko. Znakomity przebój Hell Patrol znów składał się z prawdziwej nawały riffów duetu Tipton-Downing, a cały kawałek nabierał szczególnego znaczenia w czasie, kiedy wojna w Zatoce Perskiej rozgorzała na dobre. W ciężkim All Guns Blazing Halford raz skrzeczał, raz zawodził na tle wyśmienitej gry gitar, których każde zagranie było krystalicznie przejrzyste. Po dość średnim Leather Rebel, nadchodził potężny Metal Meltdown będący udaną próbą grania przez Judas Priest thrash metalu. Równie smakowita kompozycją był nadzwyczaj porywający Night Crawler, a Between The Hammer And The Anvil tekstowo dotyczył wiszącej nad zespołem sprawy sądowej. Mroczny gotycki epos A Touch Of Evil wszedł szybko w koncertowy repertuar kwintetu, a mocarny One Shot At Glory charakteryzował się fantazyjnym refrenem. Poza zbyteczny 57-sekundowym instrumentalnym wypełniaczem Battle Hymn, [14] nie miał absolutnie żadnych słabych punktów.
Krążek był dla grupy zarówno wentylem bezpieczeństwa po niedorzecznej sprawie sądowej, jak i potwierdzeniem niebywałej sprawności nowego perkusisty. Można było tylko podziwiać weteranów, że tak sprawnie poradzili sobie zbliżając się stylistycznie do będącej wówczas w pełni rozkwitu sceny thrashowej. Dodatkowo świetna komiksowa grafika z symbolem zespołu pośrodku płonącego miasta i uskrzydlonym motocyklistą-robotem idealnie wpasowała się w nową konwencję. W MTV często emitowano czarno-biały teledysk do Painkiller, w którym użyto świateł stroboskopowych. Wydawnictwo zdobyło takie uznanie, że Priest nominowano nawet po raz pierwszy w karierze do nagrody Grammy. Pierwszy koncert z Travisem zagrano 13 września 1990 w Los Angeles, a w tournee uczestniczyli też Megadeth i Testament. Halford ogolił głowę na łyso, a po obu stronach czaszki wykonał tatuaże przedstawiające pterodaktyla. 23 stycznia 1991 zespół zagrał na ogromnym brazylijskim festiwalu "Rock In Rio 2" udowadniając, że pełni należało im się miano Metalowych Bogów. Na trasie jednak coraz bardziej pogłebiały się różnice między Halfordem a pozostałą czwórką. Wokalista za każdym razem przyjeżdżał na koncert osobno, a po wszystkim znikał gdzieś błyskawicznie w towarzystwie ochroniarza.
Pomimo napiętego planu zajęć, Tipton znalazł chwilę by zagrać w piosence Spirit Of America słynnej skandalistki Samanthy Fox (album Just One Night z 1991). Para zaprzyjaźniła się, gdyż oboje mieli domy w Hiszpanii. Po średnio udanej trasie w Japonii, Judasi ruszyli na trasę po Kanadzie z Alice`m Cooperem. 19 sierpnia 1991 w Toronto Halford zagrał swój ostatni koncert z Priest na ponad dekadę. Kroplą przelewającą czarę był wypadek, który zdarzył się podczas tamtego występu. Kiedy zaczynał się Hell Bent For Leather, Rob wjechał na scenę motocyklem za wcześnie, kiedy podest perkusyjny był jeszcze w ruchu. Wokalista został uderzony w głowę i stracił na chwilę przytomność. Pozostali muzycy nie dostrzegli tego, gdyż scenę spowijała sztuczna mgła i w końcu Tipton potknął się o leżącego Halforda. Po udzieleniu pierwszej pomocy koncert dokończono, jednak na tym etapie pewne rzeczy były już nieodwracalne. Po sukcesie [14] Rob był przekonany, że trzeba podążyć w kierunku zaostrzenia brzmienia. Był zafascynowany dokonaniami Pantery i Annihilator. Dlatego też fani byli wstrząśnięci, kiedy we wrześniu 1992 oficjalnie ogłoszono jego odejście z Judas Priest. Wiadomość jakoby poinformował o tym fakcie pozostałych faxem okazała się plotką. Co okazało się nieuniknione, wkrótce rozpętała się atmosfera kłótni, które narastały przez kolejne lata napędzane oficjalnymi oświadczeniami wystosowywanymi przez prawników obu stron. Halford był wściekły, że nie skonsultowano się z nim przy ustalaniu reedycji całego katalogu płyt grupy. Jednak wkrótce spotkała go miłą niespodzianka - 12 i 15 września dwukrotnie wystąpił na scenie jako wokalista Black Sabbath (Ronnie James Dio zaprotestował bowiem przeciwko otwieraniu koncertów Ozzy`ego Osbourne`a). Następnie ogłosił powstanie Fight, w którego skład wszedł również Scott Travis (próbujący zachować neutralność). W międzyczasie pozostała czwórka próbowała utrzymać się na powierzchni. W celu podreperowania stanu kont, zespół wydał dwupłytową składankę Metal Works `73-`93. Niektórzy fani poczuli się urażeni pominięciem The Ripper, Grinder czy Riding On The Wind. Po odejściu Halforda wydawało się, że główną siłą napędową będzie Glenn Tipton. Ale długi okres braku aktywności okazał się frustrujący dla gitarzysty, który planował wydanie płyty solowej. Wytwórnia Atlantic Records uznała jednak, iż kompozycje zagrane przez Tiptona, Johna Entwisle`a (basistę The Who) oraz Cozy`ego Powella (m.in. ex-Rainbow, ex-Black Sabbath) nie pasowały na ówczesny rynek. Panowała moda na grunge, a wszystko inne było w zasadzie "oldschoolowe". Końcowym efektem pracy Tiptona był album Baptizm Of Fire w 1996. Stary materiał po latach wydano pod szyldem Tipton, Entwistle & Powell. Znużony Glenn przystąpił zatem na propozycję K.K.Downinga, by w styczniu 1995 rozpocząć poszukiwania nowego wokalisty do Judas Priest.
NADEJŚCIE RIPPERA
Przez rok muzycy otrzymali ponad 1000 taśm z nagraniami różnych śpiewaków. Byli wśród nich m.in. David Reece (ex-Accept) oraz Ralf Scheepers (ex-Tyran` Pace, Gamma Ray). Tipton, Downing i Hill szukali jednak kogoś kto jak najlepiej imitowałby styl Halforda. Któregoś dnia Travis otrzymał od swojej dziewczyny nagranie video zespołu British Steel, będącym cover-bandem Judasów. Za mikrofonem stał tam młody masywny chłopak Timothy Owens (ur. 13 września 1967). Nagranie pochodziło z 1995, potem Owens dołączył do Winters Bane. Będąc pod wrażeniem jego talentu, Travis natychmiast przekazał materiał starszym kolegom. Ci nie mogli wprost uwierzyć, że ktoś może tak doskonale podrabiać ich własną muzykę. Zaproszony na przesłuchanie, Tim był bardzo stremowany - miał w końcu przed sobą idoli swej młodości. Na pierwszy ogień poszedł Victim Of Changes, a następnie The Ripper. Niemal jednogłośnie zdecydowano o jego przyjęciu. Dla chłopaka z Ohio musiało to wyglądać jak sen.
W maju 1996 o Owensie dowiedział się już cały świat. W tym czasie Judasi rozstali się z Sony Music i założyli własną wytwórnię Priest Music Ltd., co umożliwiło im pełną kontrolę nad dystrybucją. W Europie wybrali SPV, a w USA - CMC International. 16 października 1997 rynek ujrzał [15] i był to mocny powrót na scenę. Okładkę zdobił raczej zabawny wizerunek nowego monstrum przypominającego Metalliona - Jugulator miał żyć we wnętrzu wulkanu, a nocą wychodzić na łowy polując na wszystko co się porusza. Krążek rozpoczynał rozrywający trzewia utwór tytułowy, pełen brutalno-mechanicznych partii gitarowych. Blood Stained podnosił poprzeczkę pseudostadionowym chóralnym refrenem. Prawdziwymi kopniakami były jednak Dead Meat i Death Row - oba zagrane w konwencji heavy/thrashowej. Nigdy wcześniej Tipton i Downing nie brzmieli tak ciężko i nisko, a Owens (który przybrał pseudonim Ripper) udowadniał, że szansa dana mu nie poszła na marne. Świetnym fragmentem był również dudniący basowo singlowy Burn In Hell. Stopniowo narastajacy klimat tego kawałka eksplodował w końcówce fajerwerkiem wściekłych riffów i złowieszczego krzyku. Power/speedowym kolosem był melodyjny Bullet Train, a całość kończył epicki ponad 9-minutowy Cathedral Spires (często porównywany do równie niedocenianego Blood Red Skies). Gitarzyści grali krótsze solówki, nie tak powalające jak w przeszłości. Duże słowa uznania należały się Travisowi, który grał gęsto, nowocześnie i rewelacyjnie na dwóch bębnach basowych. Przy większości kawałków użyto efektów dźwiękowych jak warczenie psa, odgłos wypadku samochodowego, jadącego pociągu czy dzwoniącego telefonu. Teksty dotyczyły generalnie spraw poważnych jak kara śmierci w Death Row czy eutanazji w Brain Dead, choć zdarzyła się wpadka w postaci Abductors, który Tipton napisał będąc pod wrażeniem "Z Archiwum X". Oczywiście nie dało się uniknąć porównać Rippera do Halforda. Trzeba powiedzieć wprost: Rob posiadał niepowtarzalny głos, ale Owens posiadał szerszą skalę i błyszczał naturalnym talentem. Nie miał żadnego problemu z zaśpiewaniem ballady ani żadnego innego rodzaju metalowego kawałka. Zespół udowodnił, że potrafi nagrać świetny ciężki krążek o kapitalnym klimacie bez Halforda.
W 1997 ukazał się Tribute To Judas Priest: Legends Of Metal - pierwszy album w hołdzie Judasom, na którym znalazły się przeróbki w wykonaniu m.in. Testament, Helloween, Fates Warning i Iced Earth. Nowa trasa Judasów rozpoczęła się 30 stycznia 1998 w USA. Ripper znakomicie sprawdził się podczas tournee, imponując kondycją fizyczną i umiejętnościami wokalnymi. 28 marca formacja została entuzjastycznie przyjęta na katowickiej "Metalmanii". Tymczasem kariera Halforda utknęła w martwym punkcie, wokalista nawet ogłosił: "Metal się skończył, ja skończyłem z metalem". W efekcie przypadkowego spotkania z liderem Nine Inch Nails Trentem Reznorem, napisane przez Roba rockowe piosenki zmieniły się w industrialno-pseudometalowy projekt Two. Płyta Voyeurs z 1997 przepadła zupełnie na rynku - nie tego oczekiwali po Robie fani. Dodatkowy szok przeżyli, kiedy w wywiadzie dla programu "Superrock" w MTV w lutym 1998 Halford przyznał się, że jest gejem od wielu lat. Stwierdził jednocześnie, iż muzycy Judas Priest wiedzieli o tym, ale nie wywierali na niego żadnej presji w tej sprawie. Nie dało się ukryć, że w świecie heavy metalu, gdzie wizerunek macho i fascynacja płcią przeciwną jest kluczem i niemal religią, takie wyznanie muzycznej gwiazdy mogło mieć szerokie reperkusje. Można było przecież stracić kontrakt płytowy, a nawet szacunek fanów.
Po wydaniu 17 września 1998 [16] - bezsprzecznie jednej z najlepszych koncertówek wszechczasów - muzycy przystąpili do nagrywania drugiego albumu z Ripperem. [17] wylądował na sklepowych półkach 31 lipca 2001 i był ogromnym rozczarowaniem. Wszystko otwierał Machine Man, pozbawiony istotnych cech stylu Priest. Odarte z wyraźnych melodii One On One i Hell Is Home może miały ładunek gniewu, ale znów nie było dublujących się zagrywek Tiptona i Downinga. Kolejne utwory okazały się przeciętniakami, z których wyróżniał się jedynie agresywny Bloodsuckers ze świdrującym głosem Owensa. In Between składał się z paru zaskakująco delikatnych momentów, słabiutko wypadł industrialny wręcz Subterfuge. Niezdarnie skomponowany Cyberface przechodził w Metal Messiah z interesującym refrenem, ale ohydną rapowaną zwrotką. Słaby utwór na zakończenie słabej płyty. Katastrofalna sprzedaż spowodowała, że myśli Tiptona i Downinga pobiegły znów ku Halfordowi. Sam Owens chyba czuł co się święci - wiedział, że prędzej czy później Rob wróci do swej macierzystej kapeli. Pod koniec wakacji wokół zespołu narosły kolejne kontrowersje - organizacja PETA występująca w obronie praw zwierząt w sierpniu 2002 przesłała wniosek o zaprzestanie noszenia przez muzyków podczas koncertów skórzanych ubrań. Grupa natychmiast ogłosiła, iż na scenie wykorzystuje jedynie kurtki i spodnie wykonane ze sztucznej skóry.
Od lewej: Ian Hill, Glenn Tipton, Tim Owens, K.K. Downing, Scott Travis
POWRÓT METALOWEGO BOGA
Przez dwa lata w obozie Priest nie działo się wiele. Ostatni koncert z Ripperem odbył się w Chicago 25 sierpnia 2002. Na początku 2003 pozostali oznajmili mu, że w końcu udało im się namówić do powrotu Roba Halforda. Zostało to oficjalnie ogłoszone 11 lipca 2003. Ripper długo nie został bezrobotny - niemal natychmiast wychwycił go Jon Schaffer z Iced Earth. Nagrany z tym zespołem album The Glorious Burden wypadł lepiej od materiału studyjnego, który kiedykolwiek nagrał z Judas Priest. Kiedy dużymi krokami nadchodziła nowa płyta Judasów, świat obiegły sensacyjne wiadomości dotyczące Dave`a Hollanda. Po odejściu z Priest, bębniarz od 1994 prowadził sklep z akcesoriami perkusyjnymi w Northampton. 29 grudnia 2002 policja przeszukała dom Hollanda w celu znalezienia dowodów potwierdzających przypuszczenia o napaści na tle seksualnym i gwałt. W sierpniu 2003 Holland i 22-letni bezrobotny Spiros Laouitaris zostali aresztowani w związku z napastowaniem 17-letniego chłopca specjalnej troski. Ujawniono, że przestępstw dokonano na nim pięciokrotnie w domu Hollanda, gdzie chłopak - który odwiedzał dom muzyka między czerwcem a grudniem 2002, pobierając u niego lekcje gry na perkusji - miał być zmuszany do poniżających zachowań i seksu oralnego. Po zebraniu dowodów stało się jasne, że Holland zwabiał małolata do swego domu, nadużywając swej opiekuńczości i autorytetu. Ogłaszając wyrok, sędzia Charles Wide powiedział oskarżonemu: "Snuł pan swoje plany ostrożnie wplatając w nie chłopca i jego rodziców. Konstruował pan okazje, by go wykorzystywać, oddalając go od rodziców dzięki papierosom, alkoholowi i pornografii. Nigdy więcej nie wolno panu pracować z dziećmi". W trakcie procesu Dave ujawnił ponadto, że jest biseksualistą. Dave Holland został skazany w styczniu 2004 na 8 lat pozbawienia wolności i 10 000 funtów opłat procesowych. Na wieść o tym Tony Iommi nagrał ponownie parti perkusji na The 1996 DEP Sessions, nie chcąc mieć z Hollandem nic wspólnego. Dwie dekady wcześniej bębniarz świętował z kolegami sukces na trasie [10] i miał metalowy świat u swych stóp, teraz miał spędzić następne lata w zakładzie karnym. Ostatecznie na wolność wyszedł w czerwcu 2012 - zmarł 16 stycznia 2018 w wieku 69 lat w hiszpańskim Lugo.
Wydany 12 marca 2005 [19] okazał się umiarkowanym sukcesem komercyjnym, osiągając jedynie 39 pozycję na brytyjskiej liście przebojów. Okładka wydawała się nawiązaniem do [2], tym razem jednak anioł wydawał się potężny i pewny swej siły. Szorstki Judas Rising był niezłym otwieraczem, ale nic ponadto. Revolution niszczył metalową konsekwencją i nowoczesnym refrenem, ale ustępował jakością Worth Fighting For, w którym Halford udowadniał, że nie stracił subtelności w głosie, kiedy trzeba zaśpiewać mocną balladę. W Demonizer wokalista operował znów w niesamowitych rejestrach, a Wheels Of Fire zostawał na dłużej w pamięci za sprawą ostrego riffu. Zdecydowanie najlepszy na krążku potężny Hellrider jakby wyrwano żywcem z [14] - numer stał w dużym kontraście z delikatnym Angel. Kończący ponad 13-minutowy Lochness był nudny i pretensjonalny - co najmniej dziwacznie brzmiały falsety Halforda na tle chóru. Był to album, który w dorobku Judasów wnosił najmniej - przede wszystkim był wtórny i z nawet pomysłami niekoniecznie własnymi, choć wynikającymi z brytyjskiej tradycji pojmowania heavy metalu. Co zabawne, właśnie ten pozbawiony mocy i przebarwiony treścią Lochness jako jedyny wydawał się oryginalny ze swoim pełnym rezygnacji smutnym refrenem. Niby wrócił autentyzm i prawdziwość przekazu, niby po poprzednim albumie był to wyraźny skok jakościowy, ale wydawnictwo nie spełniło oczekiwań wielbicieli Priest na całym świecie. Brakowało zabójczej intensywności i w zasadzie krążek potraktowano więc jako przystawkę przed tym co zespół miał jeszcze osiągnąć w przyszłości. Ciężko jest nieraz powrócić szczególnie, kiedy jest się ikoną i gdy próbuje się zadowolić wszystkich.
Wkrótce Halford został mile zaskoczony otrzymując zaproszenie na specjalne przyjęcie w Pałacu Buckingham u królowej Anglii. Stawiło się tam 500 osób ze świata rozrywki, by podkreślić i świętować globalny sukces brytyjskiej muzyki. Zaplanowany na 6 kwietnia 2005 w Katowicach koncert został odwołany w wyniku żałoby po śmierci Jana Pawła II. W listopadzie 2005 na rynku pojawiło się koncertowe DVD Rising In The East. Swoją aktywnością zaskoczył z kolei K.K.Downing, który współprodukował z Roy`em Z. debiut Violent Storm Storm Warning. 7 kwietnia 2006 Judas Priest oświadczyli, że następny album będzie pierwszym w ich karierze dziełem koncepcyjnym. W warstwie tekstowej wydany 16 czerwca 2008 [20] poświęcono XVI-wiecznemu francuskiemu prorokowi Nostradamusowi. Dwupłytowy kolos okazał się jednak ogromnym rozczarowaniem, przekombinowanym i zbyt napuszonym treścią. Krążek udowodniał, że Judasi są typowym zespołem heavymetalowym, który w formach bardziej skomplikowanych nie potrafił się odnaleźć. Utwory trwające od 4 do 8 minut miały kontekst klasyczny i operowy, a sam materiał obfitował w liczne przerywniki. Muzycy bronili się twierdząc, że nowa muzyka nie należała do najłatwiejszych w odbiorze, że wymagała co najmniej kilkukrotnego przesłuchania. Jednak aranżacje smyczkowe odciągały uwagę od rdzenia muzyki, całość była mało zwarta i konsekwentna, a Revelations czy Death zupełnie nie przypominały dotychczasowych dokonań duetu Tipton-Downing. Brakowało chwytliwych fragmentów i melodyjnych refrenów. Na tle zbyt poważnej i statecznej całości, słabiutko wypadł pozbawiony "pazura" głos Halforda. Fani zastanawiali się czy to wina wieku czy tylko przekombinowanego albumu, który porażał niepotrzebnym patosem i dobijał nudą. Nieliczne godne uwagi chwile uniesienia zawarto jedynie w Prophecy i Nostradamus.
K.K. Downing oficjalnie wycofał się z życia muzycznego 20 kwietnia 2011 (choć nagrał gościnnie solówkę w Running Backwards na płycie Geoffe Tate Queensryche w kwietniu 2013), a jego miejsce zajął Richard Faulkner z Deeds. Wniósł on sporo w warstwie kompozycyjnej na bardzo dobrym [22]. Powstał krążek pełen esencjonalnych riffów, które szukały kompromisu pomiędzy największymi nagraniami zespołu z lat 80-tych i początku 90-tych. Uwagę zwracały również wielowymiarowe solówki, niespodziewanie długie i rozbudowane jak w Dragonaut czy Down In Flames. Pomimo rozbudowanej sekcji solowej powstawało wiodące wrażenie, że Judasi zdołali na niezłym poziomie przenieść swoje klasyczne pomysły gitarowe do współczesności. Inna sprawa, że na album wrzucono również inklinacje do niepotrzebnie napompowanych kompozycji, znanych z niesławnego [20]. Z takim przerostem formy nad treścią niebezpiecznie flirtowały Sword Of Damocles oraz Secrets Of The Dead. Reszta materiału na całe szczęście stanowiła konkretne heavymetalowe uderzenie, w którym nie zabrakło też subtelnych sygnałów wysłanych do czasów, gdy nawet NWOBHM był w powijakach: Crossfire nieodparcie kojarzył się nawet z debiutem z 1974 - podobny klimat sprawnie wpisano także w niepozorny Hell & Back, zawdzięczający swą oldschoolowość nie tylko prowadzącym gitarzystom, ale również precyzyjnym basówkom Iana Hilla. Wielkie słowa uznania należały się również Halfordowi - 63-letni frontman nadal wrzeszczał w imponujący sposób dodający numerom cięższego wymiaru, który emanował choćby z Metallizer czy March Of The Damned. W tych metalowych podróżach z Judas Priest pomiędzy współczesnością a przeszłością trudno było odnaleźć jakieś rewolucyjne pomysły, które wprowadziłyby nowe wątki do twórczości zespołu. Jednakże nikomu nie były one potrzebne, gdyż siła płyty polegała na wielkiej esencjonalności dzieła. Zespół nie odżegnując się od bogatej przeszłości zarejestrował 13 solidnych utworów (w wersji rozszerzonej o 5 więcej), które powinny zjeżyć włosy na skórze wszystkim fanom gatunku. Niepokoiła tylko piękna ballada Beginning Of The End mogąca zwiastować rzeczywistą emeryturę formacji.
Na [25] Rob Halford był w wybornej formie i jego wokalne ataki w wyższych rejestrach nasuwały skojarzenia z czasami Painkiller. Panic Attack był niezwykle melodyjny, a solówka tutaj zagrana przez Faulknera należała do najlepszych jakie Richard zagrał kiedykolwiek. W The Serpent And The King nieco rozczarowywał jednolinijkowy refren, ale znowu czuć było pazur tego energicznego Judas z dawnych lat. Świetna szarża następowała również w heavy/ powerowym Invincible Shield i znowu wracł duch wspomnianego Painkiller. Wolniejsze granie w Devil In Disguise od razu powodowało wspomnienia krążka poprzedniego - na szczęście nie zapomniano o barwnym i dramatycznym refrenie. Gates Of Hell to kontynuacja średnich temp, ale kawałek już niczym szczególnym się nie wyróżniał. Rockowe ciągoty nigdy nie były Priest obce, ale lżejszego kalibru melodyjny rock w radiowym stylu w Crown Of Horns niekoniecznie podejść mógł fanom metalu i pojawiające się w pewnym momencie mocniejsze gitary zbyt wiele zmienić nie mogły. Potem grupa ponownie się ożywiała w pełnym zaciekłych riffów As God Is My Witness i mogło być znakomicie, ale trochę to wygładono za bardzo w melodii. Wstęp do Trial By Fire lekko posępny i melancholijny zarazem, a potem kwintet starannie podszedł do budowania klimatu poprzez kilka melodyjnych motywów, wzajemnie się uzupełniających i płynnie przechodzących jeden w drugi. W Escape From Reality zespół mocno zwalniał, jednoczeie unikając nudy i mocno akcentując bas. W Sons Of Thunder ekipa próbowała iść podobną drogą w średnich tempach, ale obyło się bez rewelacji - ta krótka kompozycja sięgała wręcz drugiej połowy lat 70-tych w wykonaniu Judasów. Zdecydowany Giants In The Sky to powrót zdecydowanie rycerskiego heavy metalu i stalowa pięść z pełną mocą wznosiła się ku niebu. Fight Of Your Life to mieszanka judasowych gitar z lat 70-tych z łagodniejszym i współcześnie metalowo przebojowym refrenem, z kolei w Vicious Circle ryczały gitary i to był klasyczny heavy w najczystszej postaci. Na sam koniec płyty wrzucono dość niezrozumiały The Lodger. Brzmienie całości było znakomite, idealnie dopasowane do stylu muzyki - gustownie uwypuklone gitarowe solówki i idealnie ustawiono głos Halforda, Album smakowity, na którym proporcje pomiędzy numerami szybkimi i wolniejszymi ustawiono w przemyślany sposób.
Losy byłych i obecnych członków zespołu:
ALBUM | ŚPIEW | GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA |
[1] | Rob Halford | Glenn Tipton | K.K.Downing | Ian Hill | John Hinch |
[2] | Rob Halford | Glenn Tipton | K.K.Downing | Ian Hill | Alan Moore |
[3] | Rob Halford | Glenn Tipton | K.K.Downing | Ian Hill | Simon Phillips |
[4-6] | Rob Halford | Glenn Tipton | K.K.Downing | Ian Hill | Les Binks |
[7-13] | Rob Halford | Glenn Tipton | K.K.Downing | Ian Hill | Dave Holland |
[14] | Rob Halford | Glenn Tipton | K.K.Downing | Ian Hill | Scott Travis |
[15-18] | Tim `Ripper` Owens | Glenn Tipton | K.K.Downing | Ian Hill | Scott Travis |
[19-21] | Rob Halford | Glenn Tipton | K.K.Downing | Ian Hill | Scott Travis |
[22-25] | Rob Halford | Glenn Tipton | Richard Faulkner | Ian Hill | Scott Travis |
John Hinch (ex-Pinch, ex-The Generation, ex-The Bakerloo Blues Line), Simon Phillips (ex-Coverdale),
Dave Holland (ex-Trapeze), Scott Travis (ex-Racer X), Tim Owens (ex-Winters Bane), Richard Faulkner (ex-Deeds)
Rok wydania | Tytuł | TOP |
1974 | [1] Rocka Rolla | #28 |
1976 | [2] Sad Wings Of Destiny | #2 |
1977 | [3] Sin After Sin | #8 |
1978 | [4] Stained Class | #1 |
1978 | [5] Killing Machine | #15 |
1979 | [6] Unleashed In The East (live) | |
1980 | [7] British Steel | #3 |
1981 | [8] Point Of Entry | |
1982 | [9] Screaming For Vengeance | #5 |
1984 | [10] Defenders Of The Faith | #8 |
1986 | [11] Turbo | |
1987 | [12] Priest Live! (live) | |
1988 | [13] Ram It Down | |
1990 | [14] Painkiller | #1 |
1997 | [15] Jugulator | #7 |
1999 | [16] 98 Live Meltdown (live / 2 CD) | |
2001 | [17] Demolition | |
2003 | [18] Live In London (live / 2 CD) | |
2005 | [19] Angel Of Retribution | |
2008 | [20] Nostradamus | |
2009 | [21] A Touch Of Evil: Live (live) | |
2014 | [22] Redeemer Of Souls | |
2016 | [23] Battle Cry (live) | |
2018 | [24] Firepower | #20 |
2023 | [25] Invincible Shield | #3 |