Amerykański zespół w 1988 w Tampa na Florydzie przez Jona Schaffera (ur. 15 marca 1968). Muzyk swój pierwszy zespół The Rose założył w pierwszej klasie szkoły średniej, i chociaż jego egzystencja nie trwała zbyt długo, to jego cząstka trwa do dziś. Otóż na zajęciach plastycznych, Jon stworzył własną czcionkę i ułożył z niej logo The Rose. Te same litery wykorzystano potem w jego następnych grupach - Purgatory oraz Iced Earth. Życie w Indianie nie było lekkie, a kroplą goryczy, która przebrała miarę niepewności była śmierć przyjaciela Billa Blackmona, który zginął w wypadku motocyklowym. Po przeniesieniu się do Tampa, poznał czym tak naprawdę jest życie ze wszystkimi jego okrucieństwami. Za łóżko służył mu jego samochód, potem sypiał w opuszczonych budynkach. By przeżyć parał się różnych zawodów - spawał metalowe konstrukcje, smołował dachy i kopał rowy. Wieczorami ćwiczył, dając podstawy swej muzycznej przyszłości. Wybrał drogę trudniejszą - nie kopiował innych i od początku tworzył własny materiał. To wszystko w połączeniu z silnym charakterem i jasno sprecyzowaną wizją przyszłości czyniło zeń idealny materiał na lidera. Pierwszą salą prób był sklep (miejsce pracy Jona), którego właściciel pozwolił szlifować muzyczny talent po godzinach pracy. Tak wyglądał początek Purgatory. Był rok 1984 - Shaffer zajął się promocją grupy dając ogłoszenia w miejscowej prasie, a także nawiązując kontakty z innymi muzykami. Zespół odbywał regularne próby, a Jon rozwinął się jako muzyk i kompozytor. Pierwsze demo "Burning Oasis" zostało nagrane w 1985 i zawierało cztery utwory. Obok Jona kapelę tworzyli wówczas: wokalista Gene Adam, gitarzysta Bill Owen, basista Dave Abell i perkusista Greg Seymour. Pod koniec tego samego roku ukazało się kolejne demo "Psychotic Dreams", tym razem dwuutworowe i nagrane w Morrisound (na basie jednorazowo Richard Bateman). Kolejna demówka "Horror Show" z 1986 zawierała znów własnoręcznie narysowaną okładkę, również kopie taśm robione były przez członków zespołu na dwukieszeniowym magnetofonie. Pierwszy koncert Purgatory odbył się z okazji Halloween na Florydzie, gdzie grupa poprzedzała Nasty Savage. Talent i pomysłowość muzyków były widoczne na scenie zapewniając fanom świetny występ zarówno pod względem muzycznym jak i wizualnym: efekty pirotechniczne, symulacje rozlewu krwi oraz biegające po scenie maskotki odróżniały Purgatory od pozostałych grup z Tampa.
Na początku 1988 Jon dowiedział się, że istnieje zespół o nazwie Purgatory, który ma już podpisany kontrakt. Pamiętał o swoim zmarłym przyjacielu, który niegdyś powtarzał Jonowi, że idealną nazwą dla zespołu metalowego byłoby Iced Earth. Tak też uczyniono. W 1989 zespół nagrał demówkę "Enter The Realm", która posiadała jakość niemal profesjonalnej produkcji. W tym okresie drugim gitarzystą był już Randy Shawver. Demo wydano nakładem 1000 sztuk, z czego połowa miała posłużyć celom promocyjnym, a resztę rozprowadzono pośród fanów. Ta metoda okazała się bardzo skuteczna - "Enter The Realm" poruszyło europejskim podziemiem, zaczęły napływać entuzjastyczne opinie z Niemiec, Włoch, Belgii, Francji i Grecji. Niemiecki "Rock Hard" uznał kasetę za demo miesiąca. Po negocjacjach z kilkoma wytwórniami, Iced Earth zdecydowali się na Century Media podpisując z nimi umowę w czerwcu 1990. Był to punkt kulminacyjny wyprawy Jona, albowiem dostał namacalny i jasny dowód na to, że decyzja o opuszczeniu rodzinnego domu była jak najbardziej słuszna. Budżet na nagranie debiutu wynosił 8000 dolarów, trzeba było zatem działać szybko i oszczędnie. Z nowym bęniarzem Mike`m McGillem przystąpiono do realizacji materiału. Europejska premiera [1] miała miejsce w listopadzie 1990, w USA 25 lutego 1991. Na to wydawnictwo złożyło się 8 autorskich kompozycji, połowa z nich pochodziła z demówki. Była to bardzo surowa heavy/thrashowa produkcja, a szala bardziej przechylała się na stronę thrashu za sprawą samej warstwy muzycznej, jak i wokali Gene Adama. Tym co już wtedy stanowiło kręgosłup i znak firmowy Iced Earth był specyficzny styl gry Schaffera, dziś bezbłędnie rozpoznawany przez każdego heavy-maniaka. I zdaje się, że z debiutu ostały się jedynie "shafferowe" riffy, gdyż dziś Iced Earth to kapela zgoła inna, aczkolwiek poprowadzona szlakami rozwoju w sposób bezbłędny. Łączenie dwóch gatunków - heavy/power i thrashu - niczym nowym nie było, jednak samo wykonanie okazało się na tyle oryginalne, a kompozycje świeże i ambitne, że fani metalu wprost nie potrafili przejść koło twórczości Iced Earth obojętnie. Z perspektywy czasu trzeba uznać debiut za najgorsze dzieło wczesnego Iced Earth przez wzgląd na "kwadratowość" kawałków oraz matowy fałszujący głos Adama. Jednak już wtedy formacja dorobiła się kompozycji, które na wiele następnych lat weszły do żelaznego repertuaru koncertowego jak Colors, Life And Death, The Funeral czy When The Night Falls.
Podczas trasy promocyjnej po Europie, Shaffer poznał Hansiego Kürscha - lidera Blind Guardian, promującego właśnie swój trzeci album Tales From The Twilight Word. Okazało się, że panowie mieli podobne spojrzenie na muzykę, więc zaczęli rozważać możliwość wspólnej trasy koncertowej Iced Earth-Blind Guardian. W lutym i marcu 1991 Iced Earth otwierał koncerty Guardianów. Pierwszy występ na tej trasie odbył się w w Hamburgu i był on dla Iced Earth nad wyraz pamiętny, ponieważ zespół nigdy wcześniej nie grał za Atlantykiem. Na każdym koncercie ludzie śpiewali, krzyczeli i chłonęli energię, która emanowała z muzyki zespołu. Po powrocie do USA, Schaffera przepełniała energia twórcza. Nadszedł czas, by wrócić do studia i rozpocząć prace nad kolejną produkcją Iced Earth. Shaffer wciąż ewoluował jako kompozytor i szybko okazało się, że część nowego materiału przerastała możliwości obecnego składu. Zespół musieli opuścić Gene Adam i Mike McGill. Wchodząc do studia z nowymi muzykami, Jon poczuł się dużo pewniej, niemniej personalna szarada został niepochlebnie przyjęta przez prasę. Mając jednak własny określony obraz muzycznej przyszłości grupy niedorzecznym byłoby zacząć przejmować się takimi opiniami. Tym razem budżet wyniósł 15 000 dolarów, dwukrotnie więcej niż przy debiucie. [2] ukazał się w listopadzie 1991 w Europie, w USA - w kwietniu 1992 i odniósł natychmiastowy sukces. Już otwierający Angel`s Holocaust doskonale łączył wokalno/chórkowy monumentalny motyw z metalem i udowadniał, że styl Jona krystalizował się i nabierał jeszcze silniejszej osobowości. W miarę dobrze sprawdził się nowy wokalista John Greely, posiadający bardziej melodyjny głos od swego poprzednika. Szkoda tylko, że jego wyczyny zostały niemal całkowicie zagłuszone przez gitary. Album był zdecydowanie power/thrashowy, a do historii przeszły Stormrider, The Path I Choose, Desert Rain oraz ponad 9-minutowy Travel In Stygian. Krążek pozwolił grupie wbić się na japoński rynek, w stacji radiowej regularnie można było usłyszeć Angel`s Holocaust, a pismo "Burrn! Magazine" oceniło drugi album na 92 punkty ze 100 możliwych. Krążek rozszedł się w takich ilościach, że dopiero [6] zdołało odebrać "dwójce" to chlubne miano (choć nie w Japonii). Po takim sukcesie wydawało się, że sprawy miały się doskonale i zespół czekała świetlana przyszłość. Nadszedł jednak moment, kiedy muzyczny biznes zaczął przejmować kontrolę nad zespołem. Dzięki Iced Earth do kieszeni szefów Century Media zaczęły napływać całkiem okrągłe sumki. Tymczasem sami muzycy nie zarobili niemal nic, wciąż zmagając się z życiem, by związać koniec z końcem. Wytwórnia część zarobionych przez zespół pieniędzy wykorzystała nawet, by pokryć straty finansowe poniesione na wskutek błędnych decyzji marketingowych. Koniec końców, Jon Schaffer zażądał renegocjacji kontraktu.


Od lewej: Jon Schaffer, Randall Swawver, Matthew Barlow, Rodney Beasley, Dave Abell

Po raz kolejny nastąpiły zmiany w składzie. Greely okazał się człowiekiem trudnym we współpracy i w rezultacie jego miejsce zajął Matthew Barlow (ur. 10 marca 1970). Spełniał on podstawowy warunek działalności w Iced Earth - posiadał talent, dzięki któremu miał podołać postępującej technicznej złożoności i zróżnicowaniu muzyki, a jednocześnie był niezwykle zaangażowany w dalszy rozwój formacji. Jak się okazało Matthew był frontmanem, który w końcu dźwignął twórczość grupy w rejony niedostępne dla wielu. [3] ukazał się 1 kwietnia 1995 - udowadniał, że Barlow przerastał swych poprzedników skalą głosu i możliwościami, nadał kompozycjom Jona zupełnie nowy wymiar, dużo głębszy i z większą dozą emocji. Duet Barlow-Shaffer potrafił stworzyć doskonały klimat grozy, tajemnicy i mroku. W muzyce Iced Earth perfekcyjnie przeplatały się teraz wolne (niemalże akustyczne) fragmenty wspierane subtelnym śpiewem Matta z agresywnymi thrashowymi riffami. Album nie ukazał jeszcze maximum możliwości, ale był niezwykle obiecującym zwiastunem rozwoju i jego ukierunkowania. Wstyd przecież nie znać Burnt Offerings, Creator Failure czy wielowątkowej 16-minutowej suity Dante`s Inferno, stanowiącej fascynującą podróż przez dziewięć poziomów Piekła. Mimo to, grupa znalazła się na rozdrożu. Iced Earth poznali złą i dobrą stronę muzycznego świata. Odnieśli sukces, ale także musieli stanąć twarzą w twarz przed problemem z jakim borykali się wszyscy artyści - finansami.
Jak tylko Shaffer powrócił do pisania kolejnego materiału, wpadł na genialny pomysł, aby nowy album oprzeć na historii bohatera komiksów Todda McFarlane`a. Spawn był człowiekiem, który zaprzedał duszę Diabłu, aby wrócić na Ziemię do swojej kobiety. Była to kapitalna koncepcja z kilku powodów. Po pierwsze: dało to Shafferowi ogromny potencjał twórczy, a także możliwość ukrycia całego spektrum ludzkich emocji pod powierzchnią złożonego opowiadania. Po drugie: pozwoliło na stworzenie koncept albumu i powiązanie wszystkich kompozycji w jedną nierozerwalną całość. Po trzecie w końcu: umożliwiło zastosowanie unikalnej formy promocji wewnątrz przemysłu komiksowego. Podczas pisania materiału Jon był w wyśmienitym pozytywnym nastroju, co doskonale słychać na albumie, w której nie było znanego z poprzedników mrocznego i niekiedy depresyjnego nastroju. [4] ukazał się 20 maja 1996 i od samego początku zbierał doskonałe recenzje. Wytyczne ustalone na poprzedniku nabrały na tutaj sprecyzowanego i silniejszego charakteru - kompozycje wzbogacono o wyraźniejsze pierwiastki epickie, a maniera wokalna Barlowa nabrała szlachetnego szlifu. Numery rozbudowano, a ich strukturę udoskonalono. Potężną perkusję Marka Pratora wypełniły niesamowite partie pełne ekspresji i energii. Na tym albumie nie było żadnych wypełniaczy, z utworu na utwór płyta podobała się coraz bardziej. Do najciekawszych nagrań należały Dark Saga, I Died For You, Violate, The Hunter oraz Vengeance Is Mine. Bezsprzecznie jednak perłą albumu była kończąca wszystko ponad 7-minutowa ballada A Question Of Heaven, o ogromnym ładunku emocjonalnym, w której wokalnie wystąpiła również siostra Matta - Kate Barlow.
Podczas trasy "Summer Metal Meetings", gdy Schaffer skakał, szalał i ogólnie dobrze się bawił, poczuł jakiś trzask w karku. Mimo wszystko trasa nie została przerwana a Shaffer ani trochę nie spuścił z tonu. Po powrocie do USA okazało się, że uszkodził sobie trzy kręgi szyjne. Zespół zdecydował się na wypuszczenie starszego materiału, lecz we współczesnej oprawie. Muzycy wybrali utwory z demówki i pierwszych trzech albumów i nagrali je ponownie, w nowym składzie z Barlowem na wokalu, Brentem Smedley`em na perkusji oraz basistą Jimmy`m MacDonoughem. Ten bardzo ciekawy pomysł odświeżenia klasyków urzeczywistnił się w postaci [5], na którym znalazły się także dwie nowe znakomite kompozycje: Winter Nights oraz Cast In Stone (całkowicie przearanżowany Written On The Walls z debiutu). Taka kompilacja była doskonałym sposobem na prezentacje starych kawałków w nowej sile. Rewelacyjnie w nowych wersjach zabrzmiały takie szlagiery jak Angel`s Holocaust, Stormrider, When The Night Falls, Desert Rain czy Travel In Stygian. Płyta została wydana 21 kwietnia 1997, a na okładce zagościła demonica Purgatory, znana również z serii Chaos Comics. Po raz pierwszy nadarzyła się okazja odbycia porządnej trasy po USA i pozyskania sobie fanów na ojczystej ziemi, których grono rosło wraz z każdym występem zespołu. Niedługo dokonała się kolejna znacząca zmiana w składzie - Randy Shawver zaczął stopniowo tracić entuzjazm i zdecydował się skupić na innych aspektach życia. Dla niektórych zespołów taka zmiana miałaby kolosalny wpływ na brzmienie, ale dopóki Schaffer był głównym kompozytorem i nagrywał wszystkie partie gitary rytmicznej i 90% prowadzącej, zmiany mogły być ledwo słyszalne (Shawver nagrywał tylko solówki). Jego następcą okazał się Larry Tarnowski, pochodzący z Chicago.
Wydany 17 czerwca 1998 [6] okazał się najwybitniejszym osiągnięciem Iced Earth i jednym z najlepszych albumów w historii metalu. Grupa zaprezentowała nowe oblicze agresji i melodyjności połączone w niezwykle subtelny sposób z estetyką [4]. Było to dzieło nietuzinkowe. Z jednej strony tworzyły je pędzące do przodu szybkie Disciples Of The Lie, Stand Alone i My Own Savior, z drugiej utwory spokojniejsze, nierzadko o charakterze balladowym jak Watching Over Me, Consequences czy Blessed Are You. Dwoma najmocniejszymi punktami krążka były: wspaniały hymn o tematyce religijnej Melancholy (Holy Martyr) opowiadający o ukrzyżowaniu Chrystusa z perspektywy jego samego oraz kończąca dzieło trylogia Prophecy / Birth Of The Wicked / The Coming Curse nawiązująca do klątwy z czasów starożytnego Egiptu. Powalało potężne brzmienie, pojawiały się wspaniałe chóry, operowe wokalizy Tracy LaBarbery, gitary akustyczne, niekonwencjonalne dźwięki fletu, fortepianu i mandoliny. Wreszcie w dużych ilościach zagrano solówki, tak oszczędnie stosowane wcześniej. Album łączył w perfekcyjnej symbiozie thrashowe riffy i technikę gry Shaffera z powerową melodyjnością, która sukcesywnie zwiększała swój udział w muzyce formacji. Kompozycje stały się bardziej złożone - ich struktura zagęściła się przy jednoczesnym wzroście występowania epickich elementów. Dla wielu fanów był to album marzeń.


Matthew Barlow

[6] na starcie zajęła 20 miejsce na niemieckiej liście przebojów. Trasa promocyjna objęła swoim zasięgiem USA, Kanadę oraz występy w Europie. urozmaiciły ją występy na wielu festiwalach takich jak "Dynamo", "Bang Your Head" czy "Wacken Open Air", na którym Iced Earth byli główną gwiazdą. 19 kwietnia 1999 ukazał się [7], zawierający m.in. przeróbki The Ripper Judas Priest, Shooting Star Bad Company oraz Electric Funeral Black Sabbath. Jednocześnie Schaffer zdecydował, że najwyższy czas wydać album koncertowy. Wybór miejsca nagrania padł na Helladę, a to podobno ze względu na pasję i szczere uczucie jakim Grecy darzyli Iced Earth. Podczas poprzedniego koncertu w tym kraju, Jon był pod ogromnym wrażeniem reakcji tamtejszej publiczności do tego stopnia, że postanowił ich nagrodzić zaszczytem nagrania płyty właśnie u nich, uwidaczniając to również w tytule wydawnictwa. Zespół zagrał dwa zróżnicowane pod względem repertuaru koncerty w Atenach, w sumie ponad 30 utworów. Mając tak obszerny materiał, muzycy mogli wykorzystać go do stworzenia [8], który ukazał się 19 czerwca 1999. Ciekawostką był fakt, że w utworze Stormrider zaśpiewał sam Jon Schaffer. Reakcje fanów i krytyków na to wydawnictwo były wręcz entuzjastyczne. Koncertówka brzmiała czysto i przejrzyście, słychać wyraźnie publikę, skandowania, okrzyki i odśpiewane wersy co poniektórych utworów. [8] był dostępny był w różnych formatach - jako płyta podwójna, potrójna a także wspaniale wydana pięciopłytowa werjsa winylowa. Po tym wydarzeniu, Schaffer zdecydował się dać sobie trochę odpoczynku z Iced Earth i wraz z Hansim Kürschem skupili się na projekcie Demons & Wizards. Rezultatem ich wspólnej pracy była płyta, która odniosła sukces już w momencie gdy rozniosła się wieść, iż takowa ma być nagrana. Blind Guardian i Iced Earth miały już statusy praktycznie kultowych zespołów a skoro ich liderzy majstrowali coś razem, rezultat mógł być tylko jeden. Było to perfekcyjne połączenie gitarowego rzemiosła Jona i mistrzowskich wokaliz Hansiego.
Po powrocie do domu, niezwłoczna okazała się interwencja chirurgiczna, gdyż kręgosłup Jona znów dał o sobie znać w bardzo przykry sposób. Po zabiegu gitarzysta zabrał się za pisanie kolejnego materiału Iced Earth. Horror był zasadniczym składnikiem wizerunku Purgatory w jego wczesnych dniach istnienia, a postacie z horrorów zawsze intrygowały muzyka. W efekcie powstała [9], wydana 25 czerwca 2001. Wyraźny wpływ na twórczość Shaffera odcisnęły kontakty z Hansim i ich praca w Demons & Wizards. Znakomite chóry i klimat zostały zręcznie zaadoptowane przez stylistykę jego rodzimej kapeli. Zawarte na albumie kawałki były kolekcją opiewającą ponadczasowe charaktery w służbie sił zła, inwokacją wszystkich największych lęków, wzywając do spojrzenia na swą własną wrogość. Płyte otwierał oparty na legendach o wilkołakach Wolf, który po krótkim wstępie rozwijał się w potężny szybki cios, okraszony wpadającym w ucho refrenem. Monumentalny Damien nawiazywał do bohatera filmu "Omen". Wspaniałe mroczne chóry, akustyczne wstawki, klimatyczne zwolnienia, melodyjny refren, idealnie wpasowana solówka - tak powinno się tworzyć epickie utwory bez mnóstwa chaotycznych orkiestracji czy też dziesiątek udziwnień. W dotyczącym Kuby Rozpruwacza Jack na pierwszy plan wysuwały się taranujące riffy i przepełniony feelingiem głos Matta. Chwilą wytchnienia był balladowy Ghost of Freedom o przejmującym tekście. Niezły kawałek spokojnego grania, kończący się mocniejszym uderzeniem oraz wzbogacony o dobrą solówkę. Egipskie skale we wstępie i solówce tworzyły świetne melodie w Im-Ho-Tep, opowieści o mumii. Tłuste brzmienie gitar, nieco odmienne od typowego dla Amerykanów, wysunięty bas oraz zwielokrotnione wokale dały tu nad wyraz interesujący efekt końcowy. Melodyjniejsze brzmienie utrzymane w średnim tempie prezentowały Jeckyl & Hyde oraz Dragon`s Child. Średnio wypadła za to przeróbka Iron Maiden Transylvania, chyba najsłabszy moment albumu. To niepowodzenie zostało częściowo zażegnane przez wolniejszy majestatyczny Frankenstein z przykuwającym uwagę motywem przewodnim oraz środkową częścią instrumentalną. Dracula rozpędzał się powoli, by przerodzić się potem w dziką podpartą agresywnymi wokalami galopadę, wybuchającą w potężnym refrenie. Płytę zamykał rozbudowany The Phantom Opera Ghost, w którym uderzało nienaganne zintegrowanie wielu elementów. Pierwszym z nich był występ wokalistki Yunhui Percifield, śpiewającej harmonijnie na przemian z Barlowem. W tle brzmiały delikatnie organy, wychodzące czasem przed szereg w partiach stricto instrumentalnych. Ich wykorzystanie nadało utworowi nieuchwytny klimat, będący specyficznym połączeniem horroru, melancholii i lęku przed tym co kryło się w ciemności. Był to bardzo dobry krążek - może nie tak jak poprzednik, lecz na pewno przykuwający uwagę świetnymi aranżacjami i tekstami.
Płyta osiągnęła dobre wyniki sprzedaży, pierwsze miejsce na listach przebojów w Grecji oraz 40 w Niemczech. Iced Earth otrzymał propozycję supportowania Judas Priest oraz Megadeth. Jon był już mocno zaangażowany w to przedsięwzięcie, kiedy na skutek ataku terrorystycznego na World Trade Center Judas Priest odwołali trasę. Ekipa Schaffera była jeszcze w stanie załapać się na drugą część amerykańskiej trasy Megadeth. W tym samym czasie zespół był właśnie w trakcie kończenia przygotowań do wydania pięciopłytowego boxu "Dark Genesis". Ukazał się on 26 listopada 2001 w limitowanym nakładzie 3000 egzemplarzy - zawierał demo "Enter The Realm", zremasterowane [1], [2] i [3] (wszystkie z nowymi okładkami), a także zbiór coverów Tribute To The Gods. Ze względu na wysoką cenę boxu, tą ostatnią wydano osobno 16 października 2002 jako [10]. Muzycy Iced Earth wzięli na warsztat 11 nagrań zespołów, które ich zawsze inspirowały, m.in. Hallowed By Thy Name Iron Maiden, Black Sabbath wiadomego zespołu, Highway To Hell AC/DC, Screaming For Vengeance Judas Priest , a także - chyba najlepiej wykonany - Dead Babies Alice`a Coopera. Całości całkiem nieźle się słuchało, a numery posiadały delikatną "schafferową" nutkę.


Jon Schaffer

Kiedy po kilku wspaniałych płyctach studyjnych, fani oczekiwali na kolejne mocne uderzenie, świat obiegła nieoczekiwana informacja. Otóż pod koniec maja 2003 Matthew Barlow zdecydował się opuścić Iced Earth, by poświęcić się karierze mundurowego w Georgetown Police Department. Na pytanie dlaczego jeden z najlepszych głosów metalowych powziął decyzję zostania policjantem, wyjaśniał w jednym z wywiadów: "Powiedziałem Jonowi, że w moim sercu nie ma już tego pragnienia muzyki, którego pełne było zazwyczaj i powziąłem postanowienie, że opuszczę zespół w poszukiwaniu czegoś co byłoby bardziej satysfakcjonujące. Jon był uparty i nalegał, że powinienem zostać w zespole i prosił, abym nie podejmował decyzji, których mógłbym później żałować. Jednak wydarzenia z 11 września 2001 wywarły na mnie głęboki wpływ. Zmusiło mnie to do uświadomienia jak cenne i krótkie jest życie. Zamierzam zrobić karierę w Administracji Ochrony Prawa." Tak też się stało - Matt odszedł z grupy i po jakimś czasie zaczął się udzielać w policyjnym zespole First State Force Band. Z kolei Larry Tarnowski wolał poświęcić się nauce i kontynuować studia - jego następcą został Ralph Santolla, wcześniej grający w Millenium (także były gitarzysta koncertowy Death). Schaffer był przygnębiony odejściem Barlowa - postanowił jednak, że kariera Iced Earth będzie się toczyć dalej. Wybór nowego wokalisty był jedną z najbardziej zaskakujących decyzji - otóż Jon zaprosił na stanowisko byłego śpiewaka Judas Priest, Tima `Rippera` Owensa. Jednocześnie grupa po wielu latach opuściła stajnię Century Media i przeniosła się do SPV. Na ten wybór decydujący wpływ miała owocna kooperacja i rzetelność SPV, której koncern dał dowód podczas pracami nad Demons & Wizards.
12 stycznia 2004 na rynku ukazał się [11]. Tym razem Schaffer postanowił opowiedzieć o wojnach i wojownikach z różnych okresów w historii. Był to bardzo udany krążek - Ripper znów zmuszony był do "wejścia w czyjeś buty", ale wykonał kawał rewelacyjnej roboty. Na albumie tym wypadł jeszcze lepiej wokalnie niż na Jugulator w 1998. Rzecz w tym, że włączając ten album, odruchem bezwarunkowym było oczekiwanie na wokale a la Barlow. Tymczasem, w zupełnie innym stylu i klimacie, Owens wpasował się na swój charakterystyczny sposób w muzykę Iced Earth. W zależności od sytuacji i tekstu, jego śpiew przepełniony był szczerym bólem i agresją. "Postrzępione" gitarowe riffy, perkusja - raz galopująca, raz wybijająca pseudomarszowe rytmy - i znakomite solówki stanowiły doskonałe tło dla wyczynów nowego frontmana. Ze względu na patriotyczną tematykę więcej było wolnych, nastrojowych i monumentalnych fragmentów, mniej natomiast tych drapieżnych i szybkich. Krążek rozpoczynał świetny Declaration Day, dotyczący ogłoszenia amerykańskiej Deklaracji Niepodległości 4 lipca 1776 w Filadelfii. Ballada When The Eagle Cries opisująca atak na World Trade Center może i byłaby niezła, gdyby nie była tak przesłodzona. To średnie wrażenie ustepoało pod wpływem kolejnego killera The Reckoning (Don`t Tread on Me). Potem następowały opowieści o legendarnym wodzu Hunów (Attila), niemieckim asie powietrznym z czasów I wojny światowej (Red Baron), zmierzchu świetności Napoleona Bonaparte (Waterloo) oraz Valley Forge, gdzie generał Jerzy Waszyngton i jego żołnierze obozowali zimą 1777/1778 w czasie trwania wojny rewolucyjnej. Wszystko kończyło wspaniałe półgodzinne opus magnum - Gettysburg 1863. To najwyższych lotów dzieło dotyczyło najważniejszej bitwy wojny secesyjnej w dniach 1-3 lipca 1863. Kiedy konfederaci wycofali się spod Gettysburga 4 lipca, Jankesi przejęli garnizon w Vicksburgu. Upadek tego miasta oznaczał przejęcie przez Północ kontroli nad rzeką Missisipi i przecięcie terytorium Konfederacji na pół. Prysł mit o niezwyciężonej armii generała Lee, która straciła 27 000 ludzi. Wojna nie skończyła się z powodu tej bitwy, ale w ostatecznym rozrachunku Konfederaci przegrali wojnę na wyczerpanie, nie mając kim zastąpić strat w ludziach i będąc pozbawionymi odpowiedniego zaplecza gospodarczego do prowadzenia tej wojny. Trylogia miała rewelacyjny klimat, rozbudowane i znakomite w każdym calu partie instrumentalne, piękne i monumentalne orkiestracje. Znakomity tekst sprawiał niemal filmowe wrażenie - z planu ogólnego (The Devil To Pay) akcja przenosiła się w środek pola walki (Hold At All Costs), by pod koniec skakać między dowództwem i kluczowymi starciami bitwy (High Water Mark). W efekcie dało to genialną kombinację, która potrafiła zauroczyć pięknymi partiami gitary, fletu, Praskiej Orkiestry Filharmonii i delikatnym wokalem Rippera w części trzeciej. Irytować mogła co prawda amerykańska patetyczność - zarówno w warstwie muzycznej, jak i tekstowej - jednak całość pozytywnie zaskakiwała, również tych którzy na zespole postawili krzyżyk po odejściu Barlowa.
Po trasie promocyjnej, Jon otworzył swój sklep "Spirit of 76 Collectibles", zajmujący się sprzedażą historycznych prac, miniatur, rzeźb, modeli i makiet pól bitewnych. Na aukcję wystawiono zestaw perkusyjny używany na wszystkich amerykańskich trasach oraz podczas nagrań [10], a uzyskanie pieniądze zasiliły konta fundacji charytatywnych: Weteranów Wojny Wietnamskiej oraz Strażaków Nowojorskich. Wydany 4 czerwca 2004 [12] zawierał cztery kawałki - nowy Ten Thousand Strong oraz nagraną całkiem od nowa z Ripperem na wokalu trylogię "Something Wicked". Znów Schaffer powrócił wyobraźnią do mrocznej opowieści o rasie Setian, zesłanych na Ziemię przez Wielkiego Architekta. Po czym przybywa najgroźniejsza ze wszystkich rasa ludzi, którzy Setian eksterminują i tylko niewielkiej grupie udaje się przetrwać masakrę. Przez tysiące lat realizują oni swój plan pozbycia się ludzi i czekają na Wybrańca, który ich poprowadzi. Brzmienie nagranych na nowo utworów mocno różniło się od oryginalnych wersji, szczególnie w warstwie wokalnej. Przyznać jednak trzeba, że w porównaniu do oryginału, wersje z Ripperem wypadły średnio. Owszem Owens starał się - śpiewał ostrzej i częściej wchodził w wysokie wibrujące rejestry, ale wersje z [6] były po prostu lepiej wykonane. W dodatku nie udało się zachować charakterystycznego klimatu oryginału, zrezygnowano też z kilku smaczków (wykasowano klawiszowe otwarcie w The Coming Curse). Całe szczęście Ten Thousand Strong wypadł całkiem przekonująco, nie można mu było odmówić typowej dla Iced Earth energii i melodyjności.


Od lewej: Ralph Santolla, Richard Christy, Ripper Owens, James MacDonough, Jon Schaffer

W 2005 Schaffer nagrał drugi album z Demons & Wizards zatytułowany Touched By The Crimson King. Kiedy 7 września 2007 na rynku ukazał się [13] apetyty fanów były ogromne. Niestety tym razem musieli obejść się smakiem. Po intro Overture, zaskakującym partią wiolonczeli na tle rytmu a la samba, wchodził mocny Something Wicked Part 1. Takich jednak agresywnych moemtnów nie było zbyt wiele, na wyróżnienie zasługiwały jeszcze The Setian Massacre oraz Order OF The Rose. Podobało się także zwolnienie w postaci A Charge To Keep. Cała reszta jednak nużyła - Reflections z "wlekącym się" śpiewem Owensa czy ponad 9-minutowy The Clouding, w pierwszej części negatywnie kojarzący się nawet z Pink Floyd. Resztę kawałków poprzetykały krókie wstawki mające w zamierzeniu spełniać rolę interludiów, a w rzeczywistości był mocno irytującymi przerwami między utworami właściwymi. Bardzo dobry fachowiec jakim był Ripper tym razem sprawiał wrażenie, jakby znalazł się trochę w innej bajce. Na tle spokojniejszej gry Schaffera, jego "halfordowe" wibracje" odbierały niemal muzyce Iced Earth tożsamość. To nie był zły wokal, wręcz przeciwnie - bardzo profesjonalny - ale przeznaczony do innego stylu w metalu. Tym samym magia Iced Earth zaczęła zanikać.
Po tym niepowodzeniu, Jonem targać zaczęły wątpliwości. Postanowił jeszcze raz zadzwonić do Barlowa z próbą namówienia go do powrotu. W końcu wokalista wrócił do metalu i zaśpiewał w maju 2008 całkiem nieźle na płycie Immortal duńskiego Pyramaze. Ku swemu zdziwieniu, otrzymał od Matthew odpowiedź pozytywną. Ripper jeszcze raz pozostał na lodzie, a Iced Earth przystapił do nagrywania [14]. Krążek ukazał się 5 września 2008 i był ogromnym rozczarowaniem. Muzyka nie powałała - odnosiło się wręcz wrażenie, że przez parę lat zabawy w policjanta głos Barlowa zatracił wszelkie walory. Niektórzy grymasili, iż to Owens powinien dokończyć koncept. Nowy materiał był nudny i rozlazły, prysnęły gdzieś moc i energia tak przecież specyficzne dla formacji. Wszystko było mało melodyjne i niezwykle monotonne. Zgodnie z tradycją ponownie wymieniono wokalistę - nowym nabytkiem okazał się Stu Block z mało znanego deathmetalowego Into Eternity. Okazał się on na [15] Owensem, Barlowem i Halfordem zarazem, z odpowiednią siłą perswazji, skalą głosu i zdumiewającą pewnością wykonania. Jego znaczenie było tym większe, że w zasadzie album niczego niezwykłego w sensie wartości kompozycji do amerykańskiego metalu nie wniósł. Jedynie dzięki wysokiej formie gitarowej Schaffera i właśnie Blockowi, udały się takie nagrania jak Boiling Point czy Days Of Rage, zaprawione czasem brutalnością charakterystyczną dla melodyjnego deathu. Płyta zawierała jak na Iced Earth metal bardzo zachowawczy, ale wszystko zrobiono sprytnie i profesjonalnie. Miejsce na łagodne zadumane melodie znalazło się w End Of Innocence i Anguish Of Youth, natomiast próbkę siłowego power zaprawionego thrashem zastosowano w Equilibrium. Zwracał uwagę sympatyczny Tragedy & Triumph, w którym nawet sporo się działo, choć niewiele z tego wynikało przy głównym nastawieniu na przebojowość. Niesamowity Anthem był czymś wyjątkowym, wręcz magicznym w swojej prostocie. Tutaj Block pokazał się jako ktoś więcej niż tylko sprawny powermetalowy krzykacz. Największymi przebojami okazały się tytułowa Dystopia, nawiązujący do najlepszych czasów z Barlowem V, a także dynamit w postaci Dark City z riffowym popisem Schaffera w drugiej części kompozycji. Ten skład zaprezentował się nadzwyczaj solidnie, nie było tu miejsca na jakąś rywalizację ani gwiazdorskie olewanie. Dobrze Schaffera wspierał Troy Seele, a sekcja rytmiczna zaprezentowała się wybornie z punktującym basem Freddiego Vidalesa. Soczyste i rasowe brzmienie lokowało się jednocześnie odlegle od heavy/powerowej produkcyjnej nonszalancji i sztampy, często dominującej w amerykańskim metalu.
[17] okazał się równie dobry - rozpoczynało go mocne uderzenie w postaci tytułowego Plagues Of Babylon, idealnie mieszającego ciężar, melodyjność, instrumentalne popisy i pełen wachlarz kompozycyjnych talentów. Dalej jednak materiał wymagał znacznej uwagi, gdyż nie był to album dający się w pełni ogarnąć po jednym przesłuchaniu. Typowym dla Iced Earth zmianom tempa towrzyszyła specyficzna otoczka spajająca całość, opierająca się na znacznym stopniu skomplikowania materiału. Pozorny stylistyczny chaos mógł niektórych zniechęcić na dzień dobry, lecz prawdziwą naturę płyty, jej nieprzewidywalność i paradoksalną harmonię dawało się odkryć jedynie przy wnikliwej analizie. Wówczas formacja ujawniała cały swój kunszt przy choćby refrenie w The Culling. Z całokształtu wykruszał się jedynie przeciętny Resistance. Ostatecznie muzykom należały się duże brawa za połączenie wielu różnych elementów i stworzenie dzięki temu nieoczywistego, a jednak wciągającego materiału, który przy każdym kolejnym podejściu ukazywał inne oblicze. Stu Block ponownie okazał się odpowiednim facetem na właściwym miejscu, śpiewając jeszcze pewniej niż poprzednio.
W 2004 wydano podwójną składankę The Blessed And The Damned, a w 2011 podwójne DVD, zawierające fragmenty koncertów z lat 2007-2008 ("Wacken Open Air", "Metal Camp Open Air", "Rock Hard Festival") oraz cztery videoklipy Ten Thousand Strong, When The Eagle Cries, The Reckoning i Declaration Day. W 2021 kariera Iced Earth stanęła na ostrzu noża na wskutek aresztowania Jona Schaffera w związku z zamieszkami w Kapitolu. Doszło do nich 6 stycznia 2021 w Waszyngtonie, kiedy tysiące zwolenników ustępującego prezydenta Donalda Trumpa w proteście przeciwko wynikom wyborów prezydenckich z listopada 2020 (które Trump wielokrotnie wcześniej podważał) wtargnęło do Kapitolu, gdy obie izby Kongresu prowadziły obrady mające potwierdzić zwycięstwo Joe Bidena w wyborach. Policja wymieniała Schaffera jako osobę poszukiwaną, a FBI precyzowała, że muzyk spryskał policjantów sprayem pieprzowym. Ostatecznie postawiono mu sześć zarzutów, w tym stosowanie przemocy. Po opublikowaniu nagrania, na którym wśród szturmujących znajduje się człowiek podobny do gitarzysty, Stu Block i Luke Appleton opublikowali swoje rezygnacje na mediach społecznościowych. Także Jake Dreyer usunął informację o przynależności do Iced Earth z Facebooka. Przez kilkanaście miesięcy żadne wieści nie docierały z obozu Iced Earth. W końcu w kwietniu 2023 ukazała się podwójna EP-ka [19]. Pierwsza zawierała tryptyk Prophecy, Birth Of The Wicked i The Coming Curse w wykonaniu Rippera Owensa z lata 2007. Druga również zawierała trzy numery, tym razem z [13] (Setian Massacre, A Charge To Keep oraz The Clouding z Matthew Barlowem na wokalu, również z 2007. Wydawnictwo przypominało czasy, kiedy część materiału zrealizowano z Mattem zanim przyszedł Ripper. Do tego dorzucono wersje koncertowe Dark Saga, Pure Evil i Iced Earth z "Graspop Metal Meeting" z 2008 (również z Barlowem).

Muzycy Iced Earth udzielali się w rozmaitych grupach: