Szwedzka grupa powstała w 1995 w Örebro. Trzy demówki z lat 1995-1998 pozwoliły na podpsianie kontraktu z kalifornijską wytwórnią Prosthetic Records. Debiut zaskoczył krytyków - wydawało się, że muzycy Wolf stylistycznie poszli pod prąd historii. Zamiast pogalopować z europejską wówczas modą, młodzi muzycy woleli nawiązać do wczesnych lat 80-tych. Ten angielski worek inspiracji objawiał się najbardziej sięgnięciem do motywów Iron Maiden (instrumentalny 243 to wręcz imitacja Transylvanii), ale wykorzystano także nieraz iście speedmetalowe tempa. Ten powrót do korzeni mógłby się podobać, gdyby nie nijaki i szczenięcy wokal Stalvinda, miejscami nagminnie fałszującego. Gitarzystom natomiast nie można było nic zarzucić poza podrabianiem duetu Murray-Smith (The Parasite). Dosć entuzjastyczne riffy gdzieniegdzie próbowały jednak wykrzesać z siebie iskierkę oryginalności w prowadzeniu linii melodycznych (Electric Raga), skalujących napięcie krzykliwych przedrefrenów (Desert Caravan) czy akcentowanych basem zagrywek (The Sentinel). Najwłaściwszym zwiastunem przyszłego i ciężko wypracowanego oblicza był In The Eyes Of The Sun z narracyjnym wokalem i epickim tekstem. W zakresie brzmienia daleko było jeszcze do ideału, jakby na siłę starano się uczynić słyszalnym każdym instrument. Płyta - z jedną z najbardziej kiczowatych okładek w historii metalu - sprawiała generalnie wrażenie archaicznego zgiełku.
Na [2] pojawiło się właściwe logo, ale muzyka pozostała taka sama. O ile rozpoczynający Night Stalker przyjmował formę dynamicznego heavy/speedowego kawałka tylko muśniętego pędzlem historii NWOBHM, to już I Am The Devil i pozostałe kompozycje sprawiały wrażenie żywcem wyciągniętych z Killers Iron Maiden. Wrzucono znów smaczki, które za moment miały stać się wyznacznikiem grupy: w Venom Stalvind w zwrotkach operował niższymi rejstrami, a w Genocide połączono wolfowe rozpędzenie, wrzaskliwe wokale i riff podchodzący pod Future Word Pretty Maids. Tego typu dynamiczne riffowanie miało się przewijać przez późniejsze krążki Szwedów. Zaskakiwał utrzymany w średnim tempie Unholy Night, błyszczący jednak doskonałym przyspieszeniem przechodzącym w nastrojową solówkę. Dało się wyczuć pragnienie zmiany stylu przy jednoczesnym utrzymaniu specyficznego klimatu i ograniczenia zbytecznych dźwięków do minimum. Co prawda ta płyta nie dorosła jeszcze do późniejszej tematyki czerpiącej z demoniczności ludzkiej natury, lecz z pewnością nie można było nazwać ich sposobu prezentowania tematu sztampowym. Niklas słyszalnie poczuł się pewnie, bez barier wspinając się na wyżyny krzyku i falsetu dodając utworom nuty szaleństwa. Końcowego uroku dodawał w końcu całości cover Mercyful Fate A Dangerous Meeting. Albumowi tym razem towarzyszyło doskonałe brzmienie za które odpowiadał Peter Tägtgren - lider Hypocrisy. Poprawie uległa także strona wizualna okładki.
Wraz z [3] nadeszła pewna zmiana stylu. Muzycy najwyraźniej uznali, że najwyższa pora skończyć z hołdowaniem wczesnemu Maiden i wplataniem w to speedowych zagrywek. Album uciekał od riffowego zgiełku na rzecz precyzyjnego riffu, a solówka w tytułowym Evil Star wyrastała z motywu przewodniego. Ledwie kończył się ten utwór, a już szalenie energetyczny American Storm rozwijał motywy z wcześniejszej własnej twórczości, by stworzyć niemal wzorcow heavy metal. The Avenger zdradzał zamiłowanie Niklasa do tworzenia narracyjnych kompozycji, w których emocjonalny wokal przeplatał się z wachlarzem riffów. Perfekcji sięgnał w tym aspekcie The Dark, gdzie nieco teatralna linia śpiewu harmonizowała się idealnie z prostymi i jednostajnie toczącymi się brzmieniami gitar. Niewątpliwym atutem była atmosfera kawałków, którą Wolf osiągali operując odpowiednio wokalem i samymi strukturami numerów, nie uciekając w banalne sztuczki zaprzegające choćby filmowe odgłosy. Klimatem górowały nad pozostałymi Wolf`s Blood i Devil Moon, w których stworzony do falsetów głos Stalvinda przeradzał się w dramatyczny i wręcz opętańczy śpiew. Szwedzi nagrali materiał zadziwiająco dojrzały i pokazali jak należy grać heavy. Niektórzy dopatrywali się w nowym krążku wpływów Mercyful Fate przy wolniejszych tempach i specyficznej przestrzeni, ale nie były to inklinacje oczywiste dla każdego.
[4] był jak dotąd najlepszym albumem Wolf. Nie tylko świetnie brzmiał, ale przede wszystkim wypełniły go dynamiczne kompozycje bez ani jednego wypełniacza. I Will Kill Again jawił się jako kwintesencja stylu grupy z precyzyjnym riffem, idealnie dobranym tempem, pomysłową linią wokalną i mrocznym tekstem. I właściwie każdy z pozostałych dziewięciu utworów spełniał te kryteria. At The Graveyard zapadał w pamięć dzięki skandowanemu refrenowi, Black Magic poruszał szeroko eksplorowaną przez formację tematykę demoniczną, acceptowy riff nadawał moc The Bite, kapitalne solówki zdobiły Make Friends With Your Nightmares, klasyczną petardą o szaleńczo wykrzyczanym refrenie był The Dead, w końcu żwawa motoryka Seize The Night przecierała szlaki podjęte na kolejnych płytach. Aboslutnym killerem był jednak Steelwinged Savage Reaper. Na tym krążku kwartet odnalazł i utrwalił własny styl oparty na pomysłowych melodiach, odpowiednim ciężarze i doskonale skomponowanych patentach. Pomysły na poszczególne kawałki nigdy nie zrywały się z wodzy, a Niklas Stalvind zawsze wiedział jak w bezpretensjonalny sposób wykorzystać je do tradycyjnie skomponowanego materiału.
[5] podtrzymywał znakomitą passę doskonale zestawionych ze sobą riffów, przyciągającej do siebie klasyki o nowoczesnym obliczu, znakomitym brzmieniu i cmentarnym klimacie. Brytyjskie zagrywki pojawiały się rzadko, a potęga ciężaru jeszcze bardziej wzrosła (Speed On, Mr.Twisted). [6] stanowił w prostej linii kontynuację poprzednika, proponując metal żywiołowy i już ukształtowany na wcześniejszych krążkach. Przeważały średnio-szybkie tempa, a otwierający Vicious Companions zaskakiwał manierą niemiecką z kręgu Accept i podobnego teutońskiego heavy. Dalej nie zabrakło specyficznego lekko mrocznego i surowego szwedzkiego heavy, ale od czasu do czasu pojawiały się nawiązania do US Metalu z lat 80-tych (Skull Crusher, Full Moon Possession). Wolniejszy Jekyll & Hyde z ciekawym wykorzystaniem łagodnych chórków wywoływał wrażenie wtórności. W Tales From The Crypt zagrany niemrawo starożytny motyw zmierzał ostatecznie donikąd a świetne riffowe otwarcie w mrocznym kroczącym Nocturnal Rites przeistaczało się w mało ożywczą dozę dodatkowego mroku i horroru w części instrumentalnej. Trochę tą ciemność rozpraszał prosty melodyjny Road To Hell z lekkim rycerskim refrenem, ale kolejne False Preacher i Hope To Die były tylko poprawnie odegranym tradycyjnym heavy i nic ponadto. Na zakończenie Wolf sięgnęli do tragicznego losu załogi rosyjskiego atomowego okrętu podwodnego w K-141 Kursk, w którym muzycy wchodzili na obszary dark metalu, ale bez spodziewanego epickiego rozmachu. Krążek polecany fanom Persuader i Cage. [7] zdominowały masywne i ciężkie utwory jak Surgeons Of Lobotomy, Rivr Everlost czy Frozen. Pojawiło się kilka niespodzianek w rodzaju niemal folkowo-skocznego riffu w I Am Pain, transowy The Dark Passenger lub solówka na gitarze flamenco w Skeleton Woman.
Po kilkuletniej nieobecności ekipa wróciła z nową sekcją rytmiczną. Na [8] Wilk wyruszył na polowanie stosując stare wypróbowane metody z dawnych (ale nie najdawniejszych) lat, grając mocny tradycyjny heavy metal. Zaczynało się typowo szybkim i ostrym Shoot To Kill, ale to już zespół grał wielokrotnie, a poza nim Ram i sporo innych grup szwedzkich. W drugiej części albumu pojawiał się podobny i nic nie wnoszący Black Widow. Lepszy był Guillotine z ciekawszą i mroczną melodią wspieraną przez chórki, jednak zaraz potem zaczynał dominować grany w umiarkowanych tempach heavy bez historii. Midnight Hour, Mass Confusion czy The Cold Emptiness posiadały przeciętne melodie i ponura stylistyka nie była w stanie ich wybronić. Po prostu Ram i Potrait potrafiły zrobić to lepiej. Działo się zresztą w nich niewiele - o ile bas i perkusja prezentowały się rzetelnie, to solówki Simona Johanssona wypadły wyjątkowo przeciętnie, jakby oderwane od ducha całości. Tytułowy Feeding The Machine powinien się czymś wyróżniać, tymczasem przybierał formę pozbawioną klimatu horror-metalową, z drażniącymi powtarzanymi w kółko tymi samymi motywami. Surowy Spoon Bender wypadł marnie w opcji rock-metalowej Spoon Bender i chyba nawet na poprzedniej płycie nie było równie kiepskiego kawałka. The Raven nasuwał na myśl dokonania Ram, ale poza rykiem gitar nie było tu niczego pobudzającego wyobraźnię. Na koniec dłuższy od pozostałych A Thief Inside z dobrym wstępem, ale potem poza powtarzaniem tego udanego patentu działo się mało i pewien teatralny czar pryskał. Fredrik Nordström zmixował album dobrze, ale chłodna gitarowa stal z ostrymi brzegami robiła się sztampowa i w efekcie krążek niczym się nie różnił od wielu innych szwedzkich płyt z tymtych lat. Ostatecznie album cierpiał przede wszystkim na brak dobrych pomysłów muzycznych. Zestaw szarpiących riffów nie zastąpił ani dobrych melodii, ani interesujących aranżacji. Nic z tego w pamięć nie zapadało i do niczego nie miał się chęci wrócić.
Ekipa po okresie milczenia w latach 2014-2019 nadrabiała stracony czas i [9] pojawia się niemal dokładnie dwa lata po poprzedniku. Skład bez zmian, muzycznie także nie należało oczekiwać jakiejś rewolucji, bo Wolf od kilkunastu lat utrzymywał kurs na twardy heavy metal - bezkompromisowy i bliski heavy/power, także w amerykańskim podejściu do melodyjności i aranżacji. Problem polegał jednak na tym, że kompozycyjnie muzycy nie mieli zbyt wiele do zaoferowania. Nieciekawe refreny i ograne riffy w Dust, Evil Lives, Seek The Silence czy też Exit Sign przypominały bezradność z [8] i sprawność wykonania nie była w stanie tego zamaskować. Niby dawkowano jakiś posępny klimat z niedużą dawką epickości, ale jakby ślizgano się bo powierzchni tematu. W Visions For The Blind tą mroczną surowość rozjaśniano w lżejszych refrenach i ten kontrast był niezły pod warunkiem udanych refrenów. Pozostawało słuchać dobrej gry solowej i współpracy obu gitarzystów. Niklas Stalvind to po prostu poprawny frontman, który ze względu na dosyć wysoki głos i średni zasięg był w pewnych momentach przytłaczany, także przez własną gitarę. Na coś się czekało i to nie nadchodziło - nawet w tytułowym Shadowland mającym zarazem coś z Mercyful Fate, doom/stonerowego światka i horror metalu, ale wszystko zbudowano z cytatów - zgrabnie zaimplementowanych, ale jednak tylko cytatów. Wstęp do The Ill-Fated Mr. Mordrake całkiem dobry, w każdym razie oryginalny w stosunku do innych na tej płycie, ale te arabskie motywy były zbędne. Rasputin intrygował tytułem, ale na tym się kończyło - to był zwykły i beznamiętnie odegrany numer pełen chłodu i niespecjalnie udanej mistyki. Prostszy i bardziej melodyjny Into The Black Hole wydawał się utworem najbardziej udanym na tej płycie. Po prostu zapadał w pamięć podejściem do tradycyjnego heavy metalu z potoczystym refrenem. To, że członkowie Wolf byli nieźli technicznie udowadniali w bonusowym rozbudowanym Trial By Fire. Stylistycznie to główny nurt albumu: chłodno, niby-mrocznie, lekko heroicznie i tak sobie pod względem samej melodii. Mix wykonał Simon Johansson z Memory Garden, ale specjalnie niczego niezwykłego tu nie pokazał. Brzmienie było po prostu przewidywalne, ale lepsze niż poprzednio. Ostatecznie powstała płyta odrobinę ciekawsza niż poprzednia, ale niewiele lepsza. Jeśli miał to być heavy ponurego klimatu, to wyszedł efekt przeciętny. Wolf miał potencjał, ale wykorzystywał go w niewłaściwy sposób.
Niklas Stalvind dołączył w 2016 do The Doomsday Kingdom. Johan Kullberg bębnił w Starchaser.

ALBUM ŚPIEW, GITARA GITARA BAS PERKUSJA
[1] Niklas `Olsson` Stalvind Henrik Johansson Mikael Goding Daniel Bergkvist
[2] Niklas `Olsson` Stalvind Johan Bülow Mikael Goding Daniel Bergkvist
[3] Niklas `Olsson` Stalvind Mikael Goding Daniel Bergkvist
[4] Niklas `Olsson` Stalvind Johannes Losbäck Mikael Goding Tobias Kellgren
[5-6] Niklas `Olsson` Stalvind Johannes Losbäck Anders `Tornado` Modd Richard Holmgren
[7] Niklas `Olsson` Stalvind Simon Johansson Anders `Tornado` Modd Richard Holmgren
[8-9] Niklas `Olsson` Stalvind Simon Johansson Pontus Egberg Johan Kullberg

Johan Bülow (ex-Fallen Angel), Anders Modd (ex-Tad Morose), Johannes Losbäck (ex-Power Unit, ex-Decameron, ex-Seventh One),
Tobias Kellgren (ex-Seventh One), Simon Johansson (ex-Abstrakt Algebra, ex-Fifth Reason, Memory Garden, ex-Steel Attack, ex-Bibleblack),
Pontus Egberg (ex-Lions Share, ex-Dark Illusion, King Diamond), Johan Kullberg (ex-Lions Share, ex-Section A, ex-Animal, ex-Dark Illusion, ex-Therion, ex-The Experiment No.Q)


Rok wydania Tytuł
1999 [1] Wolf
2002 [2] Black Wings
2004 [3] Evil Star
2006 [4] The Black Flame
2009 [5] Ravenous
2011 [6] Legions Of Bastards
2014 [7] Devil Seed
2020 [8] Feeding The Machine
2022 [9] Shadowland

          

  >  

Powrót do spisu treści