Szwedzka grupa progresywno-powermetalowa założona w 1997 w Malmö przez Anderssona. Debiut osadzono w graniu neoklasycznym, ale dalekim od zimnej stylistyki Yngwie Malmsteena. Andersson zrezygnował się ze ścisłego trzymania się kanonów i reguł, śmiało sięgając po rozwiązania charakterystyczne dla muzyki progresywnej i rockowej. Fenomenalny początek w postaci Golden Sea atakował klawiszami i niesamowitą melodią. Tego nadzwyczajnego poziomu nie utrzymywał niestey Losers Shades Of Hell - jedynie dobry utwór z drażniącym refrenem, niepotrzebnie zaśpiewywanym tak wysoko. Nadzieja powracała wraz ze Standing Alone - delikatne klawiszowe rozpoczęcie zwiastowało smutną i przepełnioną emocjami pieśń, żarliwie wykonaną przez Bluma z długą i elegancką solówką gitarową. Silence zupełnie odarto z cech neoklasycznych i w późniejszych czasach tak grał Time Requiem (progresywność wychodziła na pierwszy plan w złożonej części instrumentalnej). W Crimson Sun powracały klimaty Golden Sea i przy tej wspaniałej melodii aż prosiło się o lepszego wokalistę. Andersson jakby roztargniony nagle wprowadzał klawiszami utwór w zupełnie inne muzyczne rejony - od progresywnie art rockowych po ściśle neoklasyczne, po czym numer kończył się nagle i niespodziewanie. Dość ciężki Ceasefire toczył się dostojnie, obudowany niemal epicko-doomowymi akordami, a w Black Moon Rising przekombinowano i różne stylistycznie elementy tym razem nie trzymały się kupy, choć i w tym przypadku wykonanie było wyborne. Blood Of The Tail oparto na tradycyjnym hard rockowym graniu w tradycji brytyjskiej lat 80-tych, choć wykonano nowocześnie w powerowym stylu ze szczyptą neoklasyki. Dużo prostszy Shadows From Beyond przypominał rockowe nagrania Malmsteena z lat 90-tych z bardzo chwytliwą melodią i mniej wygładzonym wykonaniem. Nitro Pitbull zadziwiał rwanym riffem głównym, super szybkimi klawiszami, neoklasyczną melodią z nietypowymi dodatkami i niezłą grą perkusisty Lindera w takt pokręconych riffów Espinozy i klawiszowej inwazji Anderssona. Płytę kończył malmsteenowy w refrenach, ale nie egocentryczny Seekers Battlefield - numer równie wyborny jak te, które go poprzedzały. Do Bluma można było mieć zastrzeżenia tylko w kilku miejscach - do Espinozy też tylko o tyle, że potrafił grać jeszcze lepiej. Prawdopodobnie Richard nie pozwolił mu na więcej i gitarzysta po nagraniu krążka odszedł. Solówki jednak były z najwyższej półki i Peter nie ograniczył się do kurczowego trzymania się neoklasycznych reguł. W kilku miejscach łatwo było wychwycić lekki brak zgrania z fantazyjnymi klawiszami Anderssona w najbardziej skomplikowanych partiach, ale ogólnie nie wpływało to na odbiór całości. Albumowi nadano bardzo dobre brzmienie - niezbyt ciężkie, z wyraźnie uwypuklonymi klawiszami i lekko cofniętą sekcją rytmiczną.
Wkrótce Blum i Linder poszli swoją drogą, powołując do życia Reptilian (do którego dołączył potem Espinoza). Niezrażony Andersson znalazł szybko trzech nowych muzyków przewyższających poprzedników o co najmniej poziom i w tym składzie nagrano wyśmienity [2]. Lider zespołu miał jasno określoną wizję tego co chciał zaprezentować i jacy aktorzy byli mu niezbędni. Aby to osiągnąć musiał się podzielić pierwszoplanową rolą z nowym frontmanem Apollo Papathanasio. Osią albumu okazały się nieustanne dialogi wokalne z progresywnymi i zmasowanymi klawiszami, wypełniającymi poszczególne utwory długimi popisami i poniekąd zastępującymi w wielu momentach gitarę. Magnus Nordh grał na planie dalszym, gdy jednak dochodził do głosu w nielicznych solówkach, momentalnie ukazywał swój kunszt. Nie był to neoklasyczny wymiatacz w rodzaju Malmsteena, nie epatował też karkołomnymi zagraniami. Wnosił za to całkiem nowy w tym rodzaju grania element niemal jazz-rockowy, co wzbogaciło materiał o elementy progresywne. Dyskretna sekcja rytmiczna stanowiła tylko tło dla dwóch niepodzielnie rządzących tu mistrzów, choć całość nie udałaby się bez bębnienia Wildoera z niezwykłym wyczuciem. Z tego opisu wyłaniałby się obraz płyty trudnej, progresywnej i elitarnej. Tak w rzeczywistości nie było - krążek wypełniła muzyka ciepła i niezwykle chwytliwa, gdzie eleganckie melodie w zwrotkach przeplatały się z ujmującymi refrenami w neoklasycznej manierze, często trudnymi wykonawczo dla wokalisty i tym większe brawa dla Papathanasio. Kunsztowny śpiew w Voodoo Treasure już na początku płyty był tego przykładem. Jeśli kolejny The Rapture Of Canaan okazywał się lekko mdły i pastelowy w konwencji melodyjnego metalu, to wszystko co następowało potem stanowi szczyt osiągnięć metalu neoklasycznego w melodyjno-progresywnej odmianie. Majestic nie grali szybko - dominowały tempa średnie i kompozycje rytmicznie wyraziste. W I`ll Shoot The Moon dodano więcej gitary i dla upiększenia całości niezwykłej urody wielogłosowe harmonie wokalnie w chórkach refrenu. Łagodny Resurrection kołysał z echami tego, co czasem Coverdale próbował przemycać na wczesnych albumach Whitesnake. Dla kontrastu Curtain Of Fire żywo galopował z bardzo skomplikowanymi partiami wokalnymi i frapującą częścią symfoniczną zrobioną w podręcznikowo-neoklasycznym stylu. Majestatycznie uderzał The Breath Of Horus, nasuwając epickie nagrania Malmsteena w tym klimacie i podobne utwory Artension czy Ring Of Fire w wykorzystaniu instrumentów klawiszowych. Na sam koniec nieco więcej heavy metalu w Trinity Overture, przy czym wszelkie kanony tej płyty zostały tu zachowane w tych siedmiu minutach przykładnej współpracy wokalisty, klawiszowca i gitarzysty. Krążek oprócz nienagannego wykonania charakteryzowało idealnie dobrane do charakteru muzyki brzmienie, które może nie było szczytem możliwości produkcyjnych w 2000, ale w pełni oddawało ideę ukazania muzyki wysmakowanej, eleganckiej i pozbawionej brutalności. Jednocześnie [2] okazał się szczytowym osiągnięciem skandynawskiej szkoły neoklasycznego grania. Ekipa zawiesiła działalność, ale Andersson zreformował grupę, przekształcając ją w Time Requiem, gdzie element progresywny wysunął się na pierwszy plan.

Muzycy Majestic udzielali się później w rozmaitych grupach: