Duńska grupa powstała w 1997 w Kopenhadze jako Angelina z inicjatywy Ravna, który wcześniej próbował swych sił pod szyldami Minas Tirith i Vergelmir - bezskutecznie. Nazwa nawiązywała do gotyckiej powieści Ellis Bell (właśc. Emily Jane Brontë) "Wichrowe Wzgórza", wydanej pod męskim pseudonimem w 1847. W październiku 1999 nakładem małej wytwórni Sensory ukazał się debiut, ozdobioną uroczą okładką autorstwa Kristiana Wahlina. Grzmot i odgłosy deszczu powoli cichły, ustępując miejsca akustycznej gitarze, klimatycznym klawiszom i spokojnemu głosowi Andréna. Szybki rytm w Hunter In The Dark urzekał gamą zmieniających się riffów i zwolnioną partią środkową. Niepokojący Too Great Thy Gift wydawał się najciekawszą pozycją na płycie, a wokalista opowiadał swoją historię głosem pełnym smutku. Smyczki obwieszczały melancholijny początek Sorrow In Memoriam z nieco przekombinowaną częścią środkową. Wuthering Heights nie popisali się także w blisko 14-minutowym nużącym i niespójnym kolosie Dreamwalker. Radosną atmosferę przywracał skoczny The Bird, a całość starał się spiąć stonowany The Wanderer`s Farewell z ponownie nadchodzącymi odgłosami burzy. Album z pewnością zasłużył na uwagę, ale furory nie zrobił przez wzgląd na kiepską produkcję i pewien chaos kompozycyjny.
10 stycznia 2002 ukazał się [2] z jeszcze lepszą okładką, która wyszła spod ręki Davida Wyatta. Produkcją zajął się Tommy Hansen, ale nadal brzmienie było dość mgliste. The Nevershining Stones łączył udanie momenty akustyczne, solówki Ravna, przebojowy refren i ciekawą warstwę liryczną. Szalonym riffem dewastował Dancer In The Light, a utrzymany w poważnym klimacie Lost Realm rozwijał się powoli. W blisko 9-minutowym instrumentalnym Battle Of Seasons aż roiło się od popisów gitarowych lidera, ale swoje pole do popisu otrzymał również klawiszowiec Rune Brink. Oś albumu stanowił niemal 10-minutowy A Sinner`s Confession, składający się z czterech części. Tytułowym grzesznikiem była cała ludzkość, a kolejne etapy ukazywały jej narodziny, rozkwit, zepsucie i śmierć. Porywającym refrenem mógł pochwalić się See Tomorrow Shine. Refleksyjnie rozmarzony Through Within To Beyond charakteryzował się wręcz hymnowym zaśpiewem, a kończyła wszystko akustyczna ballada River Oblivion. Płyta na pewno dojrzalsza i bardziej przemyślana od debiutu. Japońska edycja zawierała bonus w postaci When The Jester Cries, a koreańska - La Chanson De Roland.
Kiedy grupa z rozmaitych powodów nie ruszyła w trasę, z zespołu odszedł Andrén. Zastąpił go niespodziewanie frontman Astral Doors - Nils Patrik Johansson. Zmieniono również wytwórnię na Locomotive i w jej barwach wydano w styczniu 2004 intrygujący [3]. Bolączka poprzednich płyt - słaba produkcja - odeszła w zapomnienie i tym razem Tommy Hansen stanął na wysokości zadania. David Wyatt ponownie okrasił całość wspaniałą okładką w konwencji przekraczania portalu do nieznanego świata. Na tle świszczącego wichru wchodziły dudy, a wraz z biciem dzwonów odzywała się tajemniczo (jakby z oddali) gitara. The Road Goes Ever On wybuchał raptownie solówką i riffem, wzbogaconymi o skrzypce i flet. Na podstawie tego bogatego instrumentarium wchodził niesamowity głos Johansson, który posiadał niespotykaną zdolność do modulacji wokalnych. Nie mogło obyć się bez rozbudowanej partii solowej, a Wuthering Heights zrezygnował z przesadnie udziwnianych momentów. Bez żadnego wstępu Tree uderzał potężnym riffem z na tyle mistrzowsko poprowadzonej zwrotki. Longing For The Woods 1 - The Wild Children zaczynał się niepozornie, potem Duńczycy przechodzili do swojej typowej konwencji, udanie mieszającej heavy metal z progresem i folkiem. Druga część trylogii rozpoczynała się od bliżej niezidentyfikowanych dźwięków, a genialnym patentem był refren zagrany w balladowy sposób. The Bollard wpisywał się w poczet przepięknych ballad kapeli i wydaje się, że podobny motyw wykorzystali trzy lata później Finowie z Nightwish w The Islander. W instrumentalnym i nieco prześmiewczym Bad Hobbits Die Hard zastosowano dialogi gitarowo-klawiszowe z najwyższej półki. Ostatnia część Longing For The Woods witała tajemniczymi klawiszami, trochę w stylu poprzednich płyt. Sama kompozycja cofała na drugi plan głos Johanssona, dając miejsce popisom instrumentalistów. Album kończyły dwa świetne utwory: Land Of The Olden Glory z patetycznym porywającym refrenem oraz heavy/powerowa ballada Lament For Lorien. Krążek wyśmienity w każdym calu i aż dziw bierze po latach, że ten zespół w zasadzie pozostał nieznany szerszemu kręgowi odbiorców.
Przez następny rok skład się mocno posypał i Ravn został zmuszony zapełnić aż cztery wakaty. Wykonanie szaty graficznej powierzono Annice Von Holdt i tym razem efekt był średni. Wraz z przemeblowaniem personalnym formacji, zmienił się również nieco styl. Zrezygnowało niemal całkowicie z folkowo-fantastycznej stylistyki, a w zamian zaserwowano opowieść o mrocznych zakamarkach ludzkiej psychiki. Wciąż jednak Wuthering Heights grali progresywny heavy/power o refleksyjnym podtekście. Płyta podobała się najbardziej przy pierwszym podejściu, coraz bardziej nudząc przy każdym kolejnym. Wydawało się, że tym razem rezultat będący specyficznym połączeniem stylów i mocnego wokalu Johanssona nie osiągnął spodziewanego efektu. Co nie znaczyło, że album był zły - ciężki Demon Desire posiadał fantastyczne partie klawiszy, zwracał uwagę chwytliwym zaśpiewem The Raven, nieco teatralny Faith - Apathy Divine 1 oraz symfoniczno-mroczny I Shall Not Yield mogły się podobać. Europejskim bonusem była urocza ballada Midnight Song.
[5] zagrano w podobnym stylu i na tym samym znakomitym poziomie. To morska opowieść z kluczem, najbardziej zbliżona do klasycznego melodyjnego powermetalu o pewnych większych ambicjach, wyrażających się progresywnym podejściem do tematu. Zarazem płyta wzbudzała chyba najmniej kontrowersji z całej dyskografii i w swym przekazie skierowana była do szerokiego grona słuchaczy, niezależnie od ich zapatrywań na metal z kręgu progresywnego. Album miał wiele cech wspólnych z muzyką Astral Doors i to nie tylko z powodu łączącego je głosu Johanssona. Podobne były motoryka i styl gitarowy - Wuthering Heights zachowali przy tym swój specyficzny pierwiastek, czyli nieprzewidywalność rozwoju sytuacji w obrębie kompozycji. Pełen teatralnego rozmachu i powermetalowych riffów The Desperate Poet zwiastował początek rejsu, a w The Mad Sailor sposób narracji był transpozycją irlandzkiej wypromowanej przez Gary Moore`a i Thin Lizzy. Jednocześnie ten nieporównywalny z niczym folk metal, tak naprawdę z folkiem nie miał nic wspólnego. Środkowa część albumu to wielki popis całej ekipy w łączeniu powermetalu z wysmakowanymi partiami delikatnej natury, z gitarą akustyczną i pianinem. Kapitalnie to zrobiono w The Last Tribe (Mother Earth) - fascynującej tawernowej opowieści pod żaglami - tak zajmującej, że nie wymagało pokrzepienia się grogiem ani rumem. Fenomenalna marynarska pieśń Tears wzruszała także potężnym refrenem, a smutek Weather The Storm był namacalny i tu znowu mocno splatały się style Wuthering Heights i Astral Doors. W The Field było z kolei najwięcej teatru z płyty poprzedniej, a ogromne wrażenie sprawiał obłędny taniec rozegrany przez gitarzystów. Epicki kolosa Lost At Sea można było z dużymi zastrzeżeniami zaliczyć do progresywnych w formie - wywołująca niezwykle emocje samodzielna niemal opowieść, pełna strachu i nadziei, poprowadzona w ramach kilku różnych motywów przewodnich. Muzycy znów okazali się mistrzami w tworzeniu planu drugiego, narracji, ozdobników, perkusyjnych smaczków, różnorodności chórków i w końcu bogactwa pięknie wykorzystanych cytatów muzycznych. To byli artyści przez duże A, skandynawska ekstraliga i po prostu trzeba było podziwiać kunszt Erika Ravna i to jak był zgrany z resztą ekipy w tych niezwykle wysmakowanych metalowych kombinacjach. Tommy Hansen nie tylko wyprodukował fantastycznie ten album, ale zagrał pięknie na organach Hammonda i akordeonie. W latach późniejszych takich morskich konceptów pojawiło się sporo, ale mało z nich serwowała bryzę oceanu tak wykwintnie i elegancko.

Muzycy Wuthering Heights udzielali się później w rozmaitych grupach: