Niemiecka grupa heavy/powermetalowa założona w 1998 w Mainz. Łącząc najlepsze motywy Yngwie Malmsteena, Stratovarius i metalu niemieckiego, stworzyła ekscytującą muzykę, pełną melodii i neoklasycznych zagrywek, co udowodnił już debiut. Olaf Lenk zastosował pewną formułę muzyczną, przechodząc do przeżywającej okres rozkwitu muzyki nasyconej duchem neoklasycznym. Otwierający Flying High został zbudowany właśnie w oparciu o te akademickie wzorce skandynawskiego grania. Oliver Hartmann dysponował szeroką ciepłą barwą głosu, a swój potencjał ujawniał już w No Escape. Mniej ciekawie wypadły Die In Your Arms i Lost In Your Love - echa dokonań Lenka jeszcze w jego poprzedniej formacji Centers. Przebojowy All For One, One For All stanowił wyznacznik stylu trzech następnych krążków. W podobnej konwencji zabrzmiał chwytliwy Power & Glory, podobał się również majestatyczny Seven Seas wykonany w tradycji Rainbow/Dio, z progresywnymi przejściami do neoklasycznego poweru. Hołd klasycznym korzeniom oddano w przeróbce Lata Vivaldiego (Four Seasons - Summer), Lenk wyraził również swoją fascynacją Abbą, prezentując rockową wersję ich Money, Money, Money. Wadą było słabe brzmienie perkusji, która ginęła niemal gdzieś w tle. Słychać było ponadto ograniczenia wynikające z użycia jednej gitary - wkrótce miało się to zmienić. Płyta stała się pierwszym ważnym krokiem do popularyzacji gatunku w Niemczech, a At Vance zdobyli spore uznanie w Japonii.
12 maja 2000 ukazał się [2] - album bez wątpienia wybitny, swoiste apogeum możliwości grupy. Kompozycje własne (autorstwa Lenka) stanowiły rozwinięcie idei z debiutu - stworzenie muzyki atrakcyjnej melodycznie i opartej o wzory klasyczne, a jednocześnie łatwiejszej w odbiorze niż typowo "zimne" produkty skandynawskie. Owo przenikanie stylów było wyraźnie na tym krążku słyszalne. Pomimo neoklasycznego szkieletu Soldier Of Time był w gruncie rzeczy rycerskim powermetalem, a ostre riffy i kapitalna przebojowość z The Brave And The Strong powałały mocą i pomysłowością. At Vance jednak całkowicie nie odżegnywali się od korzeni tkwiących w Skandynawii i wykorzystali je w podniosłym tytułowym Heart Of Steel, z silnymi nawiązaniami do wczesnego Malmsteena. Jednocześnie grupa nie bała się wejść na ścieżki "melodic metalu" i drugą część płyty w znacznej mierze oparto o tą konwencję. Niemcy umiejętnie unikali banału, zręcznie manewrując w King Of Your Dreams, w którym dość prostą melodię spięto neoklasyczną klamrą i ozdobiono smakowitą solówką Lenka. Rewelacyjnie wypadła także niezwykle wysmakowana i elegancka ballada Princess Of The Night, z popisem wokalnym Hartmanna. Całość kończył zwarty i szybki Don`t You Believe A Stranger. Nie sposób nie wspomnieć o kolejnym coverze Abby S.O.S. oraz metalowej interpretacji klasyki w Chopin - Etude No.4. Płytę cechowało mocniejsze i masywniejsze brzmienie niż na debiucie, kapela uzyskała więcej przestrzeni i rozmachu dzięki drugiemu gitarzyście. Główne skrzypce grał jednak Lenk, tutaj będący w wybornej dyspozycji i sprawdzający się w każdej zagrywce.
[4] pod pewnymi względami był podobny do [2], ale usłyszeć można pewne różnice, głównie w strukturach kompozycji. Tytułowy Dragonchaser był neoklasycznym majstersztykiem (ponownie w stylu wczesnego epickiego Malmsteena) z rozbudowaną solówką na klawiszach. Powermetalowy hit Ages Of Glory przypominał pod względem lekkości The Brave And The Strong. natomiast Crucified zagrano znacznie ciężej, niemal heavy/powerowo, a neoklasyczne elementy użyto w formie progresywnych wstawek. Dźwiękami pianina rozpoczynał się My Bleeding Heart, przekształcony z pastelowej ballady w niemalże hymn z podniosłym refrenem i symfonicznym zakończeniem. Łączenie stylów udało się również w Two Kings, gdzie malmsteenowe akcenty umiejętnie spleciono z charakterystycznymi już dla At Vance wyważonymi melodiami w refrenie, a dawka dramatyzmu dodawała dodatkowego smaku. Przeciwnikom tworzenia wrażenia nadmiernego rozbudowywania formy zaproponowano Too Late - melodyjny powermetal w najczystszej postaci z dozą neoklasyki. Nie zapomniano takze o kolejnym hołdzie dla Abby (The Winner Takes It All) i muzyki poważnej (Piąta Symfonia Beethovena, Ases Death Griega). Wokalna dyspozycja Hartmanna była wyśmienita, choć trudno było mówić o jakimś postępie, gdyż od początku stanowił klasę samą w sobie i był obok Lenka głównym twórcą sukcesu zespołu. Krążek jednak ustępował [2] pod względem melodyjności i pomysłowości.


[5] odchodził od dotychczasowej stylistyki, prezentując potężniejsze brzmienie gitar, silniejszy wokal i masywniejsze klawisze. Nagrano go w studio Saschy Paetha (ex-Heavens Gate, Luca Turilli). The Time Has Come był jedyną kompozycją autorstwa Hartmanna, za to bardzo udaną - z dynamicznymi riffami i zmysłowym refrenem. Był to krążek refrenów genialnych w swojej prostocie, co potwierdzał tytułowy Only Human. Kolejny Take My Pain oparto o niemal heavy/powerowe zagrywki o zgrabnie dobranych kontrastujących ze sobą częściach. Powrotem jakby do dawnego brzmienia neoklasycznego był wolniejszy Fly To The Rainbow, przeciętego zapadającym w pamięć gitarowym popisem Lenka. Wyróżniał się też Time, który mógłby być to utworem balladowym, ale w zamian zastosowano ciężki i "lekko dołujący" klimat, oparty o linię basu. Hartmann włożył tutaj wiele inwencji, stosując pewne zapożyczenia z techniki wokalnej stosowanej w muzyce soul, co budziło skojarzenia z Davidem Coverdale`m. Największym przebojem był bezsprzecznie Witches Dance z fantastyczną grą Lenka i refrenem zaczerpniętym niemal ze Stormwitch. Jednak krążek miał też wiele słabych momentów, jak dłużący się niemiłosiernie Sing This Song, nie niosący ze sobą zbyt wielu emocji czy nijaki Wings To Fly. Jako wypełniacze wrzucono Wiosnę Vivaldiego, miniaturę Bacha Solfeggietto oraz cover Rainbow I Surrender. Pewna zmiana stylu zaowocowała dobrym albumem, a jednak pod wieloma względami rozczarowującym. To położenie nacisku na uproszczenie kompozycji spowodowało odejście Olivera Hartmanna.
Zespół stanął na rozdrożu swojej kariery. Wydawało się, że nikt nie będzie zastąpić godnie wokalisty, którego głos - obok gitarowego kunsztu Lenka - stanowił jeden z kluczy do dotychczasowego sukcesu. Postanowiono nie ryzykować i zaprosić do współpracy sprawdzonego frontmana, którym okazał się Szwed Mats Levén. Zaśpiewał on na [6] w sposób rzemieślniczy i bez specjalnych fajerwerków. Na krążku tym At Vance poszli nieco dalej w kierunku "melodic metalu" z elementami progresywnymi, inaczej rozplanowując słyszalność poszczególnych instrumentów. Wyeksponowano wokal, cofnięto w wielu miejscach dominujące dotąd gitary, mocniej zaakcentowano natomiast sekcję rytmiczną. Na początek uderzał oparty na neoklasycznych melodiach szybki Fallen Angel. Tytułowa kompozycja The Evil In You z wolniejszym tempem posiadała dopracowane chórki, jakie do tej pory występowały w twórczości Niemców raczej rzadko. Symfoniczny wstep Stronger Than You Think niespodziewanie przechodził w agresywny power/speed z neoklasyczną solówką. Po mało interesującym The Curtain Will Fall i mało chwytliwym progresywnym One Million Miles Away, optymistycznie zaskakiwał wyborny Right Or Wrong z odniesieniami do nieśmiertelnego Yngwiego. Balladowo-radiowy Shining Star był akustyczną zapchajdziurą tuż przed mknącym z prędkością światła Street Of My Dreams z zadziornie zaśpiewanym przez Levéna z refrenem. Wyciszenie w postaci instrumentalnego 16-go Kaprysu Paganiniego zapowiadało porządny Princess Of Ice. Wersja japońska zawierała jako bonus cover Deep Purple Highway Star, pozbawiony jednak tego wspaniałego pędu oryginału. Album wpisał się w całą kolekcję dokonań At Vance po odejściu Hartmanna, które śmigały przez rynek niczym spadająca gwiazda, by równie szybko zniknąć z firmamentu zainteresowania fanów.
W takiej właśnie przeciętnej formie nagrano [7]. Skład posypał się, a z Lenkiem pozostał tylko Mats Levén. Zdecydowanie zabrakło drugiego gitarzysty i tą słabszą moc akcentował już Rise From The Fall - powerowo napędzany neoklasyczny metal, z wyraźniejszymi niż poprzednio wpływami Malmsteena. Levén śpiewał "mniej grzecznie" niż by to wypadało z ogólnie przyjętych norm w tej konwencji, ale efekt końcowy pozytywnie zaskakiwał akademicką precyzją. Potem zespół zdecydowanie spuszczał z tonu i Heaven orbitował już wokół dosyć topornego niemieckiego metalu o ogranej melodii i rozmiękczającymi wszystko klawiszami w wykonaniu samego Lenka. Niezły Tell Me stanowił nośny numer, w którym gitarzysta zrzucał neoklasyczne okowy i serwował masę energicznych riffów. Tymczasem w Now Or Never kwartet przesadził z mieszaniem gatunków, a pierwiastki neoklasyki wypadły tu mało dopasowanie i nieciekawie. Stylistyczne niezdecydowanie wybijało się również w Two Hearts, osadzonym w tradycji Rainbow z Turnerem. Tytułowy Chained to tocząca się w leniwym tempie kompozycja o cechach epickich, nastawiona na klimat osiagnięty bardzo prostymi środkami. Całość plasowała się gdzieś między dokonaniami Yngwiego, Artension i heavy metalem. Orientalne motywy wzbogacały Live For The Sacred , ale malmsteenowe patenty na chłodną epikę rozpłynęły się w zmiennej i mało atrakcyjnej melodii. Od zupełnej nudy utwór ratował ponownie Lenk, przy czym jego solówka nagle załamywała się w drugiej części. Skoczny motyw o cechach celtyckiego folkloru zgrabnie połączono z neoklasycznym powermetalem w szybkim Run For Your Life, nie zapomniano naturalnie o przeróbkach muzyki klasycznej: tym razem padło na Zimę Vivaldiego oraz Invention #13 Bacha. Pod kątem wcześniejszych płyt At Vance, [7] był najbardziej niespójny, a epickość rycerska w neoklasycznej formie w zasadzie zanikła. Tą obniżkę artystycznej formy wyczuł Levén, wkrótce opuszczając szeregi formacji. Jego miejsce zajął Rick Altzi.
Nagrany z nim [8] był naprawdę kiepski i po tym niepowodzeniu grupa zaskoczyła na plus [9]. Ograniczono do minimum elementy neoklasyczne, a pomysły na refreny niemal skopiowano z wydawnictw poprzednich. Altzi miał manierę śpiewania człowieka "lekko zmęczonego", z pewnymi echami stylu Coverdale`a we frazowaniu i intonacjach. Mimo to ten oszczędnie wykonany materiał, mógł się podobać. Niektóre elementy sprowadzono do minimum i potraktowano jako ozdobnik, a wszystko oparto na nieskomplikowanych melodiach. Tym razem postarano się o kilka przebojowych utworów, jak pędzący Ride The Sky czy Power. Wieloletnią epopeję Vivaldiego kontynuuwało ponownie wykonane Lato, a z cudzej twórczości zaczerpnięto tym razem Wishing Well Free. Szkoda, że zespół nie dopiął pewnych rzeczy mocniej i bardziej zdecydowanie, ale lepszego At Vance niż druga liga już przecież dawno nie było.
Ostatnie lata dla tej sławnej i cenionej ekipy Olafa Lenka nie były najlepsze. Nie z winy Altziego, solidnego i dosyć wszechstronnego wokalisty, ale raczej samego gitarzysty, któremu od lat brakowało pomysłów na kompozycje tak porywające jak na pierwszych płytach zespołu. Na okładce [10] również pojawił się anioł i podobna muzyka co na poprzedniku, ale w tym przypadku bardziej porywająca. Melodyjny powermetal At Vance zbudowano na neoklasycznych fundamentach, sprawnie odegranych i nieco odbiegających od schematyzmu. W zasadzie już Heaven Is Calling jasno określał co tu można było ogólnie usłyszeć. Typową melodię zagrano jednak z powerową werwą oraz urzekającą nutką neoklasyki. Gładkie utwory w rodzaju wolniejszego Facing Your Enemy w sferze melodii kojarzyły się z twórczością Jörna Lande, a nawet pobrzmiewały echa późnego Whitesnake. Te elementy Masterplan wykorzystano również w Live & Learn. Nieźle prezentował się niezbyt szybki, ale neoklasycznie elegancki Fear No Evil, ale już Fame And Fortune przyjmował kompromisowe podejście do stylu kompozycji, które jednak było na tyle zakamuflowane, żeby nie obnażać niedostatki Altziego jako śpiewaka niezbyt komfortowo czującego się metalu neoklasycznym. Echa dawnego At Vance brały górę w energicznym Saviour z kąśliwymi atakami gitarowymi Lenka. Szkoda, że grupa serwowała potem nudną balladę Don`t Dream, zupełnie zbyteczną. Odrobinę lepiej wypadł numer w stylistyce AOR See Me Crying, przypominający dokonania Allen/Lande. Kolejnym zapożyczeniem był Tokyo, stylizowany na Rainbow ery Joe Lynn Turnera. Dziury wypełniono dwoma zapychaczami - Eyes Of A Stranger i instrumentalnym March Of The Dwarf - mdłymi powermetalowymi kawałkami, ubarwionymi neoklasycznymi motywami bez większego uzasadnienia. Rick Altzi zrobił co w jego mocy, Lenk zagrał kilka bardzo dobrych solówek, jednak część numerów jawiła się zdecydowanie poniżej przeciętnej. At Vance w takim składzie i dyspozycji kompozytorskiej Lenka na więcej nie było stać.

Późniejsze losy członków zespołu:

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA KLAWISZE BAS PERKUSJA
[1] Oliver Hartmann Olaf Lenk Uli Müller Reinald König Spoony
[2-5] Oliver Hartmann Olaf Lenk Reinald König Uli Müller Jochen Schnur Jürgen Lucas
[6] Mats Levén Olaf Lenk Reinald König - Sascha Feldman Jürgen Lucas
[7] Mats Levén Olaf Lenk Dario `John Smith` Trobok Mark Cross
[8] Rickard `Rick Altzi` Thornberg Olaf Lenk Dario `John Smith` Trobok Mark Cross
[9-10] Rickard `Rick Altzi` Thornberg Olaf Lenk Wolfman Black Alex Landenburg

Jochen Schnur (ex-Red Alert), Mats Levén (ex-Treat, ex-Abstrakt Algebra, ex-Yngwie Malmsteen, Krux),
Dario Trobok (ex-Scanner), Mark Cross (ex-Nightfall, ex-Metalium, ex-Helloween)


Rok wydania Tytuł
1999 [1] No Escape
2000 [2] Heart Of Steel
2000 [3] Early Works - Centers (kompilacja)
2001 [4] Dragonchaser
2002 [5] Only Human
2003 [6] The Evil In You
2005 [7] Chained
2007 [8] VII
2009 [9] Ride The Sky
2012 [10] Facing Your Enemy

          

      

Powrót do spisu treści