KAI HANSEN i MICHAEL KISKE

Niemiecka grupa powstała w 1983 w Hamburgu. Pierwszy skład utworzyli: śpiewający gitarzysta Kai Hansen (ur. 17 stycznia 1963), gitarzysta Michael Weikath (ur. 7 sierpnia 1962, ex-Powerfool), basista Markus Grosskopf (ur. 21 września 1965) oraz bębniarz Ingo Schwichtenberg (ur. 18 maja 1965). Po miesiącach grania w lokalnych klubach Helloween zaprezentował się światu dwoma nagraniami - Oernst Of Life autorstwa Weikatha oraz Metal Invaders Hansena, włączonymi w 1984 przez wytwórnię Noise na składankę "Death Metal", zawierającą też muzykę Running Wild, Hellhammer i Dark Avenger. Pierwszy ze wspomnianych kawałków ostatni raz został zagrany na koncercie 17 lipca 1985. Rozgłos zdobył [2] zawierający efektowny power/speed prowadzony nadzwyczaj wysokim głosem Hansena, zgiełkliwym brzmieniem i niemal demoniczną aurą (Ride The Sky, Guardians). Niemcy dodali mnóstwo melodii, zagęścili gitary i zintensyfikowali stopkę perkusyjną jako element obowiązkowy (Phantoms Of Death, Metal Invaders). Równocześnie podtrzymywali niemiecką tradycję metalową w klasycznym (aczkolwiek speedowym) Heavy Metal Is the Law. W zasadzie płyta nie zawierała słabego utworu - można było się przyczepić do trywialnych i niby-żartobliwych Gorgar i Reptile. Z pewnością najwybitniejszym kawałkiem był How Many Tears Weikatha, urozmaicony nastrojowym interludium z partiami dwóch unisono grających gitar. Hansen śpiewał prosto, ale nikomu to nie przeszkadzało, natomiast gitarzyści zagrali tu w sposób do tej pory niespotykany w Europie. Na szczególną uwagę zasługiwały również zwykle niedoceniane fenomenalne natarcia basowe Markusa Grosskopfa. Zwracały uwagę staranne aranżacje i porywające wykonanie, kulało natomiast brzmienie. Weikath twierdził, że wzorowano się na nagraniach zespołu Malice, tymczasem produkcja była wyjątkowo marna. Mimo fatalnej produkcji, płyta wywarła duży wpływ na skrzyżowanie melodyjności kiełkującego europejskiego power/speedu. We wrześniu 1986 ukazała się EP-ka Judas, zawierająca oprócz premierowego utworu tytułowego skomponowanego przez Hansena, cztery koncertowe wersje kawałków znanych z [2].
Zespół coraz więcej koncertował, także poza granicami swojego kraju. W końcu Hansen stwierdził, że nie da rady pogodzić obowiązków śpiewającego gitarzysty. Większość fanów z żalem pożegnała jego głos, z rezerwą przyjmując wiadomość przyjęcia nowego wokalisty Michaela Kiske z mało znanej grupy Ill Prophecy. Muzycy zaprezentowali fanom swojego nowego frontmana na limitowanej winylowej wersji picture, gdzie zaśpiewał na utworze Surprise Track, zabawnym połączeniu "White Christmas" i "I`ll Be Santa Claus". Do "rodziny Helloween" wszedł również na wiele lat belgijski rysownik Frederick Moulaert, który swoimi grafikami wesołych dyń stworzył wspaniałe okładki płyt. Formacja zaszyła się w Horus Sound Studio w Hanowerze i przystąpiła z producentami Tommym Newtonem (Victory) i Tommy`m Hansenem do pracy nad ambitnym dwupłytowym concept albumem, mającym być refleksją na temat chrześcijaństwa ujętą w ramy muzycznej baśni. Niestety w zaplanowanym wcześniej czasie studyjnym nie zdążyła zarejestrować wszystkich utworów, a firma Noise nie zgodziła się pokryć kosztów dodatkowej sesji. Gotowe kompozycje wydano więc w maju 1987 na [3] i chociaż dzieło sztucznie rozbito na dwie części, już pierwsza z nich zyskała świetne przyjęcie i uczyniła z Helloween megagwiazdę. Krążek stanowił krok ku bardziej finezyjnej odmianie stylu wypracowanego w pierwszych latach działalności. Wypełniła ją muzyka pełna heavymetalowej mocy, ale efektowna pod względem melodycznym, urozmaicona rytmicznie, zaaranżowana z pomysłowością i rozmachem, m.in. z użyciem brzmień orkiestrowych i chóralnych oraz specjalnych efektów dźwiękowych (A Little Time), wykonana przez gitarzystów z prawdziwą wirtuozerią. Były to rzeczy tak różne jak rozbudowana quasiteatralna kompozycja Halloween, rozpędzony Twilight Of The Gods czy przebojowy Future World - wszystkie autorstwa Hansena. Od reszty odbiegała stylistycznie wspaniała wzruszająca ballada A Tale That Wasn`t Right Weikatha. W entuzjastycznych recenzjach pojawiły się określenia, że album jest najlepszą metalową niemiecką produkcją od czasów Restless And Wild Accept. Materiał bowiem naprawdę zaskakiwał swoim bogactwem i zmianami tempa, stanowił przykład dbałości o melodię i oderwaniem się od pesymistycznych tekstów. Charakterystycznymi elementami muzyki Helloween stały się: wysoki czysty śpiew Kiskego, dialog dwóch gitar, potężna sekcja rytmiczna, a także tekstowe wątki baśniowe, mitologiczne i biblijne. Promowany koncertami na całym świecie (wspólne koncerty z Grim Reaper i Armored Saint, występ na Metalmanii`87), album zyskał ogromną popularność i osiągnął półmilionowy nakład.
Trwała jeszcze trasa koncertowa, kiedy 1 sierpnia 1988 światło dzienne ujrzał [4], dzieło jeszcze bardziej dojrzałe i przebojowe, świeższe melodycznie, bardziej intrygujące w warstwie rytmicznej i efektownie zagęszczone w dynamicznych partiach gitarowych. Do historii z pewnością przeszły utwory autorstwa Weikatha: niezwykle melodyjny Eagle Fly Free, żartobliwa opowieść Dr.Stein i wielowątkowa epicka suita Keeper Of The Seven Keys, stanowiąca jądro całości obu Keeperów. Hansen umieścił na krążku tylko dwa kawałki: piorunujący I Want Out oraz rzeczywiście marszowy March Of Time. Słabiej wypadły pierwsze kompozytorskie próby Kiskego - You Always Walk Alone oraz mroczniejszy We Got the Right. Na fakt, że to dzieło stało się płytą ponadczasową i niedoścignionym punktem odniesienia dla podobnej muzyki w dalszej przyszłości, złożyło się wiele czynników: wszechobecna radość grania, zaraźliwa przebojowość, swoboda i rozmach, specyficzne podejście do tematu rycersko-baśniowego, wspaniałe solówki gitarowe oraz pozbawiony cienia fałszu głos Kiske. Jednocześnie Helloween ostatecznie zerwali z wizerunkiem topornego siłowego niemieckiego metalu z ryczącymi gitarami i niemiłosiernie głośno tłukącą sekcją rytmiczną. Często słuchając późniejszych powermetalowych płyt pamięta się tyle, że było szybko, melodyjnie i wesoło. Z tym albumem było inaczej: każda z tych kompozycji zapadała w pamięć natychmiast i nawet po latach można sobie było bez problemu przypomnieć refreny oraz główne melodie. Wielu próbowało powtórzyć ten patent, ale większość poprzestała na zdublowaniu melodii w gorszych wersjach i wcieleniu się w rolę epigonów. Niemcy bowiem nagrali album dla gatunku wzorcowy i ze świecą szukać do dziś krążka tak doskonale oddającego ideę danego stylu - zarówno w doborze utworów, jak w sferze ich wykonania i brzmieniowej realizacji. [4] rozszedł się w ilości 7 milionów egzemplarzy, a Helloween osiągnęli szczyt swej kariery. Ogromny sukces obu albumów muzycy święcili na wielkiej trasie "Pumpkin Fly Free Tour", która objęła Europę, Japonię i Amerykę. Podczas tej trasy zarejestrowano w listopadzie 1988 koncert w Szkocji, który wydano w 1989 na trzech kontynentach pod różną nazwą (w Japonii jako "Keepers Live", w USA "I Want Out - Live!" a w Europie jako [5]. Do dziś jest on jednym z najlepszych albumów koncertowych w historii metalu. Miała na to z pewnością wpływ biegłość muzyków, autentyczna radość grania i cudowny kontakt Kiskego ze szkocką publicznością. Zwracała uwagę zwłaszcza wydłużona wersja Future World z cytatem z przeboju Elvisa Presley`a All Shook Up. Zespół wystąpił także na festiwalach "Monsters Of Rock" i "Donington", a na amerykańską trasę po USA wyruszył wraz z Anthrax i Exodus. Oba Keepery miały po latach być bazą wykorzystywaną przez młode zespoły do stworzenia gatunku zwanego euro-powermetalem.
W momencie kiedy Helloween był wymieniany - obok Iron Maiden i Metalliki - jako jeden z trzech największych zespołów metalowych swojej epoki, w tym obrazie sielanki pojawiły się pierwsze rysy. Wpierw muzycy zerwali kontrakt z wytwórnią Noise, oskarżając jej szefów o przywłaszczanie sobie tantiemów należnych muzykom. Atmosfera w samym zespole zaczęła się gwałtownie psuć. W końcu zespół opuścił Kai Hansen na wskutek nieporozumień z Weikathem co do pisania utworów i gry na gitarze. Wkrótce miał założyć własną grupę Gamma Ray, która szybko przerodziła się w jedną z najlepszych wśród melodyjnego metalu. Nowym gitarzystą został Roland Grapow - wówczas jeszcze nieznany, ale zdolny muzyk i kompozytor. Następnym szokiem jakiego doznała grupa i jej fani była informacja, że zespołowi zostaną odebrane dwie złote płyty za oba "Keepery". Powodem był błąd w obliczeniach, który spowodował, że podano jakoby zawyżoną liczbę sprzedanych albumów (potem zostały one zwrócone, ale olbrzymi niesmak pozostał). Kiedy wydawało się, że już nic gorszego nie może się przydarzyć, a zespół miał już wydać kolejną studyjną płytę w nowej wytwórni EMI, okazało się, że stary kontrakt z Noise został zerwany bezprawnie. Niemiecka wytwórnia wystąpiła na drogę sądową i 20 grudnia 1990 sąd w Berlinie wydał orzeczenie, iż unieważnienie kontraktu płytowego nie miało mocy prawnej, a Helloween byli nadal związani kontraktem z Noise. 29 stycznia 1991 ten sam sąd zabronił kapeli Helloween jakiejkolwiek promocji swojego materiału, a dzień później nakazano EMI zatrzymanie produkcji i powielania materiału stanowiącego nową płytę.
I tak [6] był gotowy, lecz nie mógł ukazać się na rynku, a zespołowi zabroniono koncertować i udzielać jakichkolwiek wywiadów. Cała sprawa trwała blisko dwa lata (w sierpniu 1991 wydano ostatnią płytę w barwach Noise - składankę The Best, The Rest, The Rare) i dopiero w lutym 1992 doszło do porozumienia między obiema stronami, czego dowodem było wydanie pod koniec marca zapowiadanego [6]. Był to krążek niezły, choć stylistycznie poważnie odbiegający od Keeperów. W dużym stopniu nastąpiło odejście w kierunku melodyjnego heavy i płyta nie zawierała już tylu numerów szybkich co poprzednio. Nadal było wesoło i pogodnie, jednak klimat ocierał się już bardziej o miły dla ucha komercyjny radiowy hard rock (Kids Of The Century, Goin` Home, Back On The Streets). Najlepszym mariażem hard rocka z powermetalową dynamiką był z pewnością Heavy Metal Hamsters, którego refren - wcale nie aż tak udany - zapamiętywało się na długi czas. Za to znakomicie wypadły tutaj utwory wolniejsze i nastrojowe - z mniej zagęszczonymi gitarami i odrobiną eleganckiej melancholii w The Chance, przypominającym dokonania Scorpions Your Turn oraz singlowym Number One z kapitalnie chwyliwym refrenem. Lekką potoczystość albumu zaburzał jednak Mankind, będący próbą zagrania niby cięższego i trudniejszego, jednak ten skład w podobnych kawałkach wypadł mało przekonująco. Dużym nieporozumieniem był I`m Doin` Fine, Crazy Man autorstwa Grosskopfa - hałaśliwa bezładna kompozycja zamierzona jako żart. Ten nieudolny muzyczny dowcip absolutnie nie pasował do ułożonej zgrabnie układanki tego wydawnictwa. Kwintet należało pochwalić za dobre wykonanie, choć oczywiście proste kawałki nie były takim wyzwaniem jak Keepery. Czuć było przede wszystkim ducha zespołowej gry, a Grapow zagrał śmiało i bez kompleksów. Kiske zaśpiewał bardzo rockowo, nie nadużywając najwyższych rejestrów, w wielu miejscach wkładając sporo autentycznych emocji. Producent Chris Tsangarides nadał materiałowi czyste i przejrzyste brzmienie, może nazbyt "wypucowane", ale pasujące do zwolnionych temp. W tamtym okresie album wielu fanom nie przypadł do gustu, bowiem mimo odejścia Hansena, większość oczekiwała trzeciego rozdziału Keeperów. Płytę jednak należy dziś docenić z perspektywy tego, co potem stało się z Helloween i całym niemieckim powermetalem przez wiele następnych lat.
Kompletną porażką okazało się bowiem wydanie [7], mogącego swobodnie konkurować na listach popowych z Michaelem Jacksonem czy Prince`m. Już pierwsze recenzje dowodziły, że coś jest nie tak. Niby wychwalano grupę za aranżacje, sześciostrunowy bas Markusa oraz masę dźwięków wydobytych z ogromnej ilości instrumentów, od smyczkowych zaczynając, aż na sekcji dętej kończąc. Tyle tylko, że oceniano go pod kątem albumu nie heavymetalowego, a rockowego. Właściwie żaden kawałek nie nadawał się do słuchania, choć zatwardziali fani zespołu wskazywali pozytywnie na Giants oraz I Believe. Zespół wyruszył na kolejną trasę, ale nie była ona udana. Kawałki z nowej płyty zostały przyjęte chłodno przez fanów (poza Japonią, gdzie [7] osiągnał status platynowy), a do tego doszedł jeszcze kłopot ze Schwichtenbergiem, który zaczął częściej sięgać po różnego rodzaju używki. Kiedy muzycy wzięli się do pracy nad nowym albumem, okazało się z kolei, że dalsza współpraca z Kiske nie będzie kontynuowana. Powodem było podobno zainteresowanie wokalisty mistycyzmem i sprawami religijnymi, przez co traktował ludzi jak gorszych od siebie tylko dlatego, że nie lubili jego i jego nowych muzycznych pomysłów (tak przynajmniej stwierdził w wywiadzie Weikath). Nowym frontmanem został Andi Deris z Pink Cream 69. Dodatkowo muzycy rozpoczęli poszukiwania nowego perkusisty, gdyż Schwichtenberg poddał się leczeniu schizofrenii.

ANDI DERIS

Przez większość krytyków [8] został uznany jako znak wyjścia grupy z kryzysu i należałoby się z tym zgodzić. Od potężnego Sole Survivor, poprzez przebojowy Where The Rain Grows, podniosły Mr.Ego (Take Me Down), balladę In The Middle Of A Heartbeat do chwytliwego Still We Go, płyta sprawiała wrażenie przemyślanej i naprawdę udanej. Zabrakło do pełni szczęścia tylko głosu Kiske, chociaż nic nie mozna zarzucić śpiewowi Derisa, który swoją prawdziwą wartość udowodnił dopiero na następnych albumach grupy. Zresztą Kiske obwiniono wkrótce za "dopuszczenie" do samobójczej śmierci Ingo Swichtenberga 8 marca 1995 (rzucił się pod pociąg w wieku 29 lat), jako że ci dwaj byli dwoma bliskimi przyjaciółmi. Perkusista cierpiał na schizofrenię, depresję, uzależnienie od alkoholu, kokainy i haszyszu. [9] był lepszy od poprzednika - jego tematem przewodnim były przepowiednie Nostradamusa. Pomysł na napisanie tego pseudo-konceptu wysunął Deris, a reszta zespołu przyjęła go z ochotą. Muzycznie album mocno przypominał oba Keepery, ale brzmienie było wyraźnie nowocześniejsze. Do najjaśnieszych momentów albumu należały Power, Kings Will Be Kings oraz ballada Forever And One (Neverland). Płyta zyskała uznanie wśród krytyków i fanów, a zespół został poproszony o nagranie jakiegoś utworu na tribute dla Judas Priest. Muzycy Helloween wybrali Hellion / Electric Eye. Koncertowy [10] był zdaniem części fanów - paradoksalnie - najlepszą płytą jaką grupa wydała od czasów [6], choć można był mieć wrażenie, że muzycy niespecjalnie się do tego przyłożyli.
Wydany 14 kwietnia 1998 [11] okazał się najlepszym albumem od czasów świetności. Krążek powalał na kolana spotęgowanym brzmieniem zagęszczonych partii gitarowych. Deris śpiewał agresywnie jak nigdy, zachowując specyficzną melodykę swego głosu. Krążek zyskał w Europie status złotej płyty, a w Japonii - platynowej. Od ciężkiego Push poprzez epicki Revelations, nostalgiczny Time, przebojowy I Can czy zaśpiewany po łacinie Laudate Dominum, album lśnił najlepszymi metalowymi barwami. Wspaniałe były również melodyjny Falling Higher i zamykająca wydawnictwo perełka Midnight Sun. Każdy utwór był zapamiętywalny i wykonany z dokładnością co do najmniejszych szczegółów. W tym czasie nowym grafikiem Helloween został Rainer Laws, którego dynie miały wygląd dużo groźniejszy niż u swojego poprzednika. Trasa promocyjna sprowadziłą zespół po raz drugi do Polski jako support Black Sabbath. [12] miało uświetnić 15-lecie grupy i zawierał zbiór coverów (m.in. Mexican Babe Ruth czy Lay All Your Love On Me ABBY).
Wydany w święto halloween 30 października 2000 [13] znów zaskakiwał - tym razem formacja zaprezentowała swoje mroczniejsze oblicze. Oprócz bowiem utworów typowych w stylu Salvation czy The Dark Ride, zamieszczono kawałki wolne i niemal złowieszcze w przekazie jak Mirror Mirror czy I Live For Your Pain. Uwagę zwracała również promowana singlowo ballada If I Could Fly. Jednak okazało się, że podczas trasy promocyjnej zaczęło między muzykami iskrzyć. Panowie nie mogli do końca porozumieć się w wyborze utworów na koncerty i przez to nie wszyscy czerpali pełną radość z występów na żywo. Po powrocie do domu, zespół opuścili Grapow i Kusch, którzy wkrótce założyli Masterplan. Za perkusją zasiadł Marc Cross (ex-Metalium), a wakat Grapowa zaproponowano gitarzyście Gamma Ray, Henjö Richterowi, co spowodowało kolejne już spięcia na linii Hansen–Weikath. W tym samym czasie wytwórnia Sanctuary wykupiła od Noise prawa do starych albumów i zdecydowała się na wydanie składanki Treasure Chest, na której znalazły się niemal wszystkie dawne przeboje, w tym 5 od nowa zmixowanych i przearanżowanych. Limitowana edycja zawierała dodatkową płytę z mało znanymi kawałkami ze stron B singli. W tym samym czasie Richter postanowił nie opuszczać Gamma Ray, a Helloween zatrudnili Saschę Gerstnera - gitarzystę Freedom Call.
[14] okazał się jednak przykładem ogólnej niemocy i indolencji. Deris jak nigdy próbował śpiewać pod Kiske, a szczyt kompozycyjnej bezradności stanowił The Tune z fatalnym refrenem. Zastanawiała monotonia kolejnych numerów, w których silono się na coś więcej niż powermetal i takie eksperymenty jak Liar czy Don`t Stop Being Crazy należało pominąć milczeniem. Także Do You Feel Good? nie powinien stworzyć zespół, którego sama nazwa ustawiałą w hierarchii niemieckiej ekstraligi grania. W czasie sesji nagraniowej chorego Marka Crossa (cierpiał na mononukleozę - chorobę powodującą zanik mięśni), zastąpił Mike Dee z Motörhead, ale niczego specjalnego nie pokazał i ta rytmika w niby-mrocznym Back Again The Wall jawiła się jako wymuszona i nieautentyczna, do tego skutecznie niweczona fragmentami zupełnie przeciwstawnymi. Bezsensowny Nothing To Say sięgał dna i udowadniał, że Gerstner był gitarzystą przeciętnym. Na płycie znalazło się kilka przebłysków dawnego Helloween, które można było wyłowić torturując się słuchaniem całości. W większości jednak tonęły one w powermetalowej papce i te pomysły z Just A Little Sign, Open Your Life i Hell Was Made In Heaven zostały w większości zmarnowane i zatracone. Ten pierwszy singlowy kawałek prawdopodobnie posiadał moc głównie dzięki występowi Stefana Schwarzmanna (Weikath poznał go przy nagrywaniu coveru Accept Fast As A Shark). Czasem bezczelnie radosne refreny stanowiły przykład dobrego samopoczucia grupy, której się wydawało, że gra dobry i interesujący metal. Nawet brzmienie krążka było koszmarne ze względu na sztuczność ustawienia wszystkich instrumentów i ta sterylność dręczyła już od trzeciego utworu. Powstała rutyniarska płyta cwaniaków, którzy tym razem nie mieli kompletnie nic do powiedzenia. Promując ten krążek, Helloween po raz kolejny zagrali w Polsce. Po świąteczno-noworocznej przerwie Helloween wyruszył na drugą część trasy, którą zakończył występ na "Wacken Open Air", z gościnnym udziałem Kaia Hansena, występującego z chłopakami podczas How Many Tears i Future World.
Wkrótce kapela przeszła do wytwórni SPV/Steamhammer, która jeszcze w latach 80-tych zajmowała się dystrybucją obu Keeperów. W zespole nastąpiła kolejna zmiana - Schwarzmann ledwo zdążył zagrzać stołek po koncertach z zespołem, a już odszedł - oficjalnie z powodu rozbieżności w gustach muzycznych. Prawda była jednak taka, iż część partii perkusyjnych przygotowywanych na nowy album była dla Stefana zbyt skomplikowana. Wszyscy teraz czekali na [15], który miał być niby kontynuacją [3] i [4]. Złym omenem był już singlowy Mrs. God - dziwny kawałek, zupełnie nie pasujący do Helloween. Studyjną płytę wydano w formie podwójnej - pierwszy CD był podobno dedykowany dla starych fanów Helloween, drugi dla nieco młodszych. Niestety, album zawodził na całej linii. Utwory takie jak King For A 1000 Years były przesadnie rozbudowane, a ich długośc nużyła. Także głos Derisa nie błyszczał jak na poprzednich albumach - muzycy Helloween tym razem po prostu przekombinowali. Żaden kawałek nie tkwił w pamięci zbyt długo - tym bardziej, że sekcja rytmiczna dwoiła się i troiła w wymyślnych kombinacjach basowo-perkusyjnych. Z trasy promocyjnej warto podkreślić koncert na festiwalu "Masters Of Rock 2006", gdzie na scenie można było zobaczyć muzyków Helloween i Gamma Ray wykonujących razem I Want Out i Future World. Na szczęście grupa wróciła dobrym [17], na którym połączono mroczne ciągoty muzyków z bardziej tradycyjnym obliczem Helloween - ciepłym, dowcipnym i wesołym. Warto wspomnieć: pędzący do przodu Kill It, niesamowicie energetyczny The Bells Of The Seven Hells, klasyczny The Saints oraz lżejszy w przekazie Fallen To Pieces. Płytę wieńczył Can Do It, niosący ze sobą dużą dawkę optymizmu i dobrej energii. Wydana 16 grudnia 2009 kompilacja [18] przedstawiała zespół z negatywnej strony. W jej skład weszło 11 znanych już kawałków, przerobionych jednak w fatalny sposób na akustyczną popową modłę, niekiedy wręcz z odrażającymi jazzującymi wstawkami. Kompozycjom nie pomogły nawet występy chórzystów czy praskiej orkiestry symfonicznej. W nowych aranżacjach tak nieśmiertelne utwory jak Dr.Stein, Future World czy Keeper Of The Seven Keys traciły wszystko ze swego uroku i wypadły po prostu koszmarnie. Jeśli miał to być prezent dla fanów z okazji 25-lecia istnienia Helloween, nie można było sobie wyobrazić posunięcia bardziej chybionego.
Dyskografię uzupełniają składanki Ride The Sky - The Very Best Of The Noise Years 1985-1998 z 2016 i Sweet Seductions z 2017, jak również utwór Pumpkins United z października 2017, nagrany w składzie: Kiske-Deris-Hansen-Weikath-Gerstner-Grosskopf-Löble. Na [22] wystąpili również Michael Kiske i Kai Hansen.

Byli i obecni członkowie Helloween udzielali się później w rozmaitych grupach:

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA BAS PERKUSJA
[1-2] Kai Hansen Michael Weikath Markus Grosskopf Ingo Swichtenberg
[3-6] Michael Kiske Kai Hansen Michael Weikath Markus Grosskopf Ingo Swichtenberg
[7] Michael Kiske Roland Grapow Michael Weikath Markus Grosskopf Ingo Swichtenberg
[8-13] Andi Deris Roland Grapow Michael Weikath Markus Grosskopf Uli Kusch
[14] Andi Deris Sascha Gerstner Michael Weikath Markus Grosskopf Mikkey Dee / Mark Cross
[15-22] Andi Deris Sascha Gerstner Michael Weikath Markus Grosskopf Dani Löble
[23-24] Andi Deris / Michael Kiske Sascha Gerstner / Kai Hansen Michael Weikath Markus Grosskopf Dani Löble

Kai Hansen (ex-Gentry, ex-Second Hell, ex-Iron Fist), Michael Kiske (ex-Ill Prophecy), Roland Grapow (ex-Rampage), Andi Deris (ex-Pink Cream 69),
Uli Kusch (ex-Holy Moses, ex-Gamma Ray, Axe La Chapelle), Sascha Gerstner (ex-Freedom Call),
Mikkey Dee (ex-King Diamond, Motörhead), Dani Löble (ex-Rawhead Rexx, Glenmore)

Rok wydania Tytuł TOP
1985 [1] Helloween EP
1985 [2] Walls Of Jericho #3
1987 [3] Keeper Of The Seven Keys 1 #3
1988 [4] Keeper Of The Seven Keys 2 #2
1989 [5] Live In The U.K. (live)
1991 [6] Pink Bubbles Go Ape
1993 [7] Chameleon
1994 [8] Master Of The Rings
1996 [9] The Time Of The Oath
1996 [10] High Live (live / 2 CD)
1998 [11] Better Than Raw #8
1999 [12] Metal Jukebox
2000 [13] The Dark Ride
2003 [14] Rabbit Don`t Come Easy
2005 [15] Keeper Of The Seven Keys - The Legacy
2007 [16] Live In Sao Paulo (live / 2 CD)
2007 [17] Gambling With The Devil
2009 [18] Unarmed (kompilacja)
2010 [19] 7 Sinners
2013 [20] Straight Out Of Hell
2015 [21] My God-Given Right
2019 [22] United Alive (live / 2 CD)
2021 [23] Helloween
2025 [24] Giants & Monsters

          

          

          

          

Powrót do spisu treści