
ROCK`N`ROLL PRZEZ CAŁĄ NOC: PIERWSZE HITY (1972-1975)
Amerykańska grupa założona w 1972 w Nowym Jorku jako Wicked Lester. W styczniu 1973 ugruntował się najsłynniejszy skład, pozostała do wymyślenia nowa nazwa. Wchodziły w rachubę takie jak: Albatros czy Fuck - ostatecznie wygrało Kiss, na którego pomysł muzycy wpadli ponoć spontanicznie podczas jazdy samochodem. Nazwa ta ujęła ich prostotą i wieloznacznością. W późniejszym czasie wymyślono także charakterystyczne logo, z dwoma literami S w kształcie pioruna. Przyniosło to zespołowi trochę dodatkowego "rozgłosu" w związku z oskarżeniami o propagowanie nazizmu, gdyż kształt liter był identyczny z oznaczeniami SS, co problemem stało się przede wszystkim podczas promocji zespołu w Niemczech i wymusiło lekkie skorygowanie napisu na Kizz. Pierwszy występ miał miejsce 30 stycznia 1973, ale nie przyciągnął zbyt wielu osób. W tamtym okresie muzyczna scena Nowego Jorku była porównywalna do tego co działo się 10 lat wcześniej w Liverpoolu. Glam rock był obecny w powietrzu klubów i barów, a kapele takie jak New York Dolls, The Planets czy Harlots Of 42nd Street, ze swoimi wysokimi butami i świecącym wyglądem sadowiły się w centrum uwagi. Kiss mieli dużo większe oczekiwania i ćwiczyli bez końca w "pełnym robactwa i szczurów" mieszkanku na Manhattanie. W wyobrażeniach Simmonsa i Stanley`a, ich formacja miała grać "łamiący kości rock`n`roll", aby wyróżnić się od swoich rówieśników. Ego każdego z muzyków realizowało się najpełniej podczas występów klubowych. Kiedy były manager i producent Flipside, Bill Aucoin, ujrzał Kiss w hotelu "Diplomat" w sierpniu 1973 od razu wiedział, że kapela posiadała energię, którą dystrybuować mogła nawet na ogromnych stadionach Aucoin załatwił więc muzykom kontrakt z nowo powstałą wytwórnią płytową Casablanca Records, założoną przez Neila Bogarta. W październiku grupa weszła do nowojorskich Bell Sound Studios, gdzie zarejestrowała materiał na pierwszy krążek wydany 18 lutego 1974. Na okładkę trafili sami muzycy w makijażach i kostiumach - nie był to specjalnie nowy pomysł, podobnych rozwiązań używali już Alice Cooper czy New York Dolls. Ale to właśnie Kiss z tego wszystkiego zbudował wyjątkowe charakterystyczne show. Czterej tworzący ją muzycy już na początku kariery wybrali dla siebie pseudonimy artystyczne: Paul Stanley (właśc. Stanley Eisen, ur 20 stycznia 1952) stał się Gwiezdnym Dzieckiem, Gene Simmons (właśc. Chaim Witz, ur 25 sierpnia 1949) - Demonem, Ace Frehley (właśc. Paul Frehley, ur. 27 kwietnia 1951) - Kosmitą, a Peter Criss (właśc. George Criscuola, ur. 20 grudnia 1945) - Kotem.
Debiut był nierówny, ale zawierał cztery kompozycje, które stały się żelaznymi punktami każdej późniejszej składanki, jak również większości występów na żywo. Mowa o otwierającym ognistym Strutter, zaśpiewanym przez Simmonsa Cold Gin, cechującym się świetnymi zagrywkami gitarowymi Deuce oraz przebojowym Black Diamond ze świetnym akustycznym początkiem (wpierw śpiewał Stanley, a potem Criss). Ponad przeciętność wybijał się także mniej znany i zdominowany przez bas 100 000 Years ze specyficznie ponurym klimatem. Pozostałe kawałki wypadły dość blado i przegrywały na starcie z wymienionymi hitami. Niewiele osób wówczas przeczuwało, że mieli do czynienia z przyszłą legendą hard rocka - numery oparto na prostych riffach z chwytliwymi refrenami. Teksty traktowały głównie o dziewczynach (Nothin` To Lose o seksie analnym), czasami robiło się mocno rock`n`rollowo (Let Me Know), znalazło się też miejsce dla przeróbki Kissin` Time Bobby`ego Rydella. Już w październiku tego samego 1974 roku, Kiss zdecydował się ponownie wejść do studia, gdyż podobno nie satysfakcjonowała muzyków liczba 75 000 sprzedanych egzemplarzy. Niestety, nowy materiał też nie okazał się niczym specjalnym, a jedyny singiel Let Me Go Rock`n`Roll szybko spadł z list przebojów. Rozpoczynający płytę niemrawy Got To Choose pozostał generalnie nieznany, ale i tak brzmiał znacznie ciekawiej niż wypełniacze z pierwszego krążka. Cięższy Parasite Frehley`a wzbijał się już na wyższy poziom z wachlarzem ciekawych riffów i bardzo dobrą solówką. Goin` Blind był piękną balladą zaśpiewaną ponownie przez Simmonsa. Hotter Than Hell próbował być na siłę przebojowy, ale brakowało mu hard rockowego ognia. Ostatnie cztery utwory również niczym specjalnym nie zachwycały i kariera Kiss stanęła pod znakiem zapytania. Wydawało się, że kwartet nie potrafił w studio nagraniowym w pełni odtworzyć atmosfery niesamowitych koncertów. Kiepsko prezentowały się przede wszystkim dwa numery zaśpiewane przez Petera Crissa: Mainline oraz Strange Ways.

Od lewej: Paul Stanley, Gene Simmons, Peter Criss, Ace Frehley
19 marca 1975 na półki sklepowe trafił [3], zawierający sporo potencjalnych przebojowych kawałków, ale tylko jeden z nich naprawdę się nim stał. Otwierający Room Service "kładł" mało porywający refren, w kolejnym Two Timer na wyżyny wokalne nie wspinał się z kolei Gene Simmons. Niewypałem było przydługie akustyczne intro do Rock Bottom. Na szczęście druga połowa płyty była ciekawsza. Nieźle wypadał pulsujący rock`n`rollowy szlagier C`mon And Love Me, wciągający mimo swej prostoty. She intrygował ponętną melodią z ciekawymi partiami gitar, a punktem kulminacyjnym Love Her All I Can była wyśmienita solówka Frehley`a - oba utwory pochodziły jeszcze z czasów Wicked Lester. W końcu wszystko kończył prawdziwy hymn Rock And Roll All Nite, stający się żelaznym punktem wszystkich występów na żywo. Czuć było pewną zadyszkę, czego dowodem był tylko jeden utwór autorstwa Ace`a Frehley`a (Getaway), w którym zaśpiewał zresztą Peter Criss. Ogólnie za dużo tu było beztroskiego rock`n`rollowego grania, kosztem bardziej drapieżnych hard rockowych numerów. Współprodukowana przez Neila Bogarta płyta osiągnęła już całkiem niezłe wyniki sprzedaży (32 miejsce na liście Billboardu), w dalszym ciągu jednak nie mogło być mowy o podboju muzycznego świata. Nowojorski kwartet grał wciąż jako support bardziej znanych grup, często stając się obiektem drwin i będąc wręcz odrzucany przez inne zespoły jak Queen. Ekipa póki co koncertowała wyłącznie w USA i Kanadzie - każdy występ otwierany był okrzykiem "You wanted the best, you've got the best, hottest band on the world...Kiss!", dochodziły do tego efekty pirotechniczne, plucie krwią przez Simmonsa, podnoszenie na windzie perkusji Crissa przy Black Diamond, a na koniec następował deszcz konfetti, a Paul Stanley niszczył swoją gitarę.
To właśnie [4] stanowił moment przełomowy w karierze Kiss - zawierał on fragmenty występów z Detroit, Cleveland, Wildwood i Davenport, między 16 maja a 23 czerwca 1975. Sukces komercyjny przyszedł we właściwym czasie, gdyż okazało się, że wytwórnia Casablanca stanęła na skraju bankructwa. Ze sceny atakowała fala rock`n`rolla, kiedy odziani w czarno-srebrne skóry Stanley i Frehley przemierzali ją wzdłuż i wszerz. Młode dziewczyny były wniebowzięte, kiedy eksplozja pomarańczowego ognia doprowadzała je do białej gorączki, a następnie basista wysuwał swój ośmiocalowy język i wskazywał na nie. Muzycy zaczęli dostawać setki listów od małoletnich fanek z dołączonymi roznegliżowanymi zdjęciami z Polaroida. Dla wielu osób koncerty Kiss stawały się niezapomnianym doświadczeniem i w podzięce wymyślali osobiste sposoby na wyrażenie swojego uznania czterem muzykom, którzy pojawiali się wśród płomieni, dymu i hard rockowego huku. Pierwsze 400 000 kopii [4] rozeszło się błyskawicznie w dwa tygodnie, następni musieli czekać trzy tygodnie na swoje egzemplarze. To był przełom, gdyż wcześniej więcej fanów przychodziło na koncerty Kiss, niż kupowało ich płyty. Mixując album skoncentrowano się, by nie ograniczać udziału publiczności do oklasków na początku i końcu utworów. Simmons uparł się, by koncert realizować takim jakim był naprawdę, z odgłosami tłumu także podczas trwania kompozycji. Założenie było takie, aby nagrywać wszystko co się działo na widowni. Stanley mówił w wywiadzie: "Chcieliśmy, żeby podczas koncertu nikt nie mógł nawet porozmawiać ze swoim sąsiadem. Jeśli chcesz pogadać, musisz wyjść, bo kiedy gramy, jesteśmy wystarczająco głośni, żebyś nie mógł słyszeć własnych myśli". Simmons dodawał: "Na scenie zbyt dużo się dzieje, żebyś mógł oderwać wzrok. Jeśli nie wstaniesz, nic nie zobaczysz, a ponieważ wszyscy przed tobą stoją, nie masz wyboru, też się podnosisz i włączasz do wspólnej zabawy". Każdy utwór na krążku posiadał moc dynamitu, a akordy i solówki wydobywały się z gitar z furią eksplodujących pocisków. Produkcją zajął się Eddie Kramer i album brzmiał po prostu doskonale i niemal wszystkie utwory wypadły lepiej niż w wersjach studyjnych. [4] osiągnął dziewiąte miejsce w USA, trzecie w Kanadzie, osiągnął też sukces w Australii i Wielkiej Brytanii. W Stanach ostatecznie krążek uzyskał status platynowego, a przez lata sprzedał się w liczbie ponad dziewięciu milionów kopii.
BÓG GRZMOTÓW: GLORIA I CHWAŁA (1976-1978)
[5] ukazał się 15 marca 1976 i poważnie wstrząsnął rockowym światem. Po raz pierwszy Kiss potraktowali swój materiał bardzo poważnie, o czym świadczyło choćby intro, będące czymś nowym w twórczości formacji. Detroit Rock City miażdżył niesamowitą energią i przebojowością, stając się jednym z najbardziej popularnych przebojów Kiss. Galopujące tempo i wspaniałe harmonie gitarowe w końcówce dały fundament opowieści o fanie grupy, który zginął jadąc na ich koncert. King Of The Night Time World wpisywał się w kolejkę kapitalnych rockowych refrenów, ale prawdziwą klasę grupa pokazała w odśpiewanym przez Simmonsa kroczącym God Of Thunder, utrzymanym w wolniejszym tempie i cechującym się niesamowitą atmosferą. Wpadką okazał się Great Expectations, w którym początkowy motyw zerżnięto z "Sonaty Patetycznej" Beethovena. Pojawiała się tu kolejna niezła partia wokalna Gene'a, ale sam numer raził banałem, ckliwością i patetycznością - to wrażenie dodatkowo potęgował pretensjonalny udział chóru Brooklyn Boys Chorus. Dla kontrastu naprawdę dobrze prezentowały się zgrabne Flaming Youth i naturalnie Shout It Out Loud - ten drugi szybko stał się koncertowym hymnem, posiadając najlepszą melodię na całym albumie i refren śpiewany wyjątkowo w duecie przez Stanley`a i Simmonsa. Kawałek był esencją stylu Kiss - z naiwnym tekstem, bez wirtuozerii i specjalnych ambicji, ale z nośnością potrafiącą porywać miliony. Sweet Pain zaskakiwał nietypową solówką, zagraną wyjątkowo nie przez Frehley`a, ale przez Steve`a Huntera - jednego z ówczesnych gitarzystów grupy Alice`a Coopera. Potem rozlazła ballada Beth z orkiestracjami i akompaniamentem na pianinie, autorstwa Petera Crissa i przez niego zaśpiewana, który w niezrozumiały sposób doszła na szczyty list przebojów. Kiss nie nagrał wcześniej niczego podobnego, ale romantyczny charakter piosenki zachwycił żeńską część audytorium. Była to okropna pościelówa, a śpiew Crissa - nazbyt płaczliwy. Przede wszystkim kiepsko wypadały tu same aranżacje, bo utwór sam w sobie posiadał pewien potencjał - w wersji z [20] wypadł dość zgrabnie, obdarty ze zbędnej orkiestry. Częstym gościem późniejszych składanek był również Do You Love Me? z typowym wokalem Stanley`a. Na sam koniec wrzucono tajemniczy 85-sekundowy Rock And Roll Party, umieszczony w celu wydłużenia płyty o tej półtorej minuty. To było w sumie żadne podsumowanie, składające się ze zbieraniny dźwięków, które trudno nawet było scharakteryzować (na chwilę pojawiał się cytat z Great Expectations). Dla wielu fanów dziś [5] jest największym dokonaniem w całej historii Kiss, ale materiał razi nierównością i to właśnie te eksperymentalne nietypowe fragmenty były ewidentnymi wpadkami. Krążek zrobił furorę także dzięki profesjonalnej produkcji Boba Ezrina, choć po zdobyciu statusu złotej płyty szybko spadł z list przebojów i odżył dopiero za sprawą singla Detroit Rock City / Beth z lipca 1976, który wspiął się na siódme miejsce w USA. Sama płyta okryła się później podwójną platyną, a grupa w końcu udowodniła, że także w studio nagraniowym potrafiła dokonywać rzeczy wielkich. Całość stanowiła duże przedsięwzięcie i po raz pierwszy w dużej mierze posiłkowano się autorami spoza zespołu, w większości utworów jako autor dopisał się Ezrin, ale też producent i kompozytor Kim Fowley (współpracujący z The Runaways). W 2012 wydano nową wersję krążka zatytułowaną Destroyer: Resurrected, nad którą czuwał sam Bob Ezrin. Poprawiono brzmienie instrumentów (m.in. uwypuklono bas), zmieniono tło okładki i dorzucono wersję Sweet Pain z solówką Ace`a. Podczas trasy koncertowej zespół na przełomie marca i czerwca 1977, Kiss po raz pierwszy zawitał do Japonii.

Od lewej: Gene Simmons, Peter Criss, Ace Frehley, Paul Stanley
Efektem wzmożonej pracy było wydanie 11 listopada 1976 [6]. Po kilku eksperymentach z brzmieniem i aranżacjami na poprzedniku, kwartet powrócił do bardziej surowego stylu znanego z pierwszych trzech krążków. Tym razem komponowanie odpuścił sobie Ace Frehley, skupiając się jedynie na wykonaniu stworzonych przez kolegów rzeczy. Płyta witała spokojną akustyczną zagrywką na początku I Want You, która dość szybko przechodziła w hard rockowy czad z bardzo dobrą solówką, wyjątkowo graną przez Paula Stanley`a. Calling Dr.Love stał się szybko rozpoznawalnym dziełem Simmonsa, głównie ze względu na jego tekst - basista wcielał się bowiem w rolę tytułowego doktora. Szereg utworów z niewiadomych przyczyn nie zdobyły większej popularności - Take Me, Ladies Room czy Mr.Speed spełniały wszystkie warunki ku temu by zostać szlagierami, ale wszystko oparło się na mocy promujących singli. Właściwie od reszty jakościowo odstawał jedynie banalny Love'Em And Leave`Em. Płyta miała zdecydowanie lepsza końcówkę: chwytliwy See In Your Dreams charakteryzował się kapitalną melodią i efektownymi popisami Frehley`a. Definitywnie wybijał się również lżejszy akustyczny Hard Luck Woman - utwór w klimacie solowych nagrań Roda Stewarta (w sumie Stanley napisał go dla Stewarta, ale po sukcesie Beth postanowił zachować go dla Kiss) i zaśpiewany przez Petera Crissa. Ostry zeppelinowy Makin` Love również pozostawiał po sobie bardzo dobre wrażenie, choć w paru miejscach Stanley mógł zaśpiewać go lepiej. Za to kapitalnie wybrzmiały obie gitary, szczególnie w trakcie niezwykle dynamicznej solówki. [6] pozostał na zawsze w cieniu [5], choć obie płyty były nierówne - na tej po prostu zabrakło killerów z prawdziwego zdarzenia.
Kolejnym przełomem okazał się [7], wydany 30 czerwca 1977, przedstawiający na okładce całą czwórkę ubóstwianą przez kobiety w znajomych makijażach. Przede wszystkim był pierwszym albumem Kiss, na którym zaśpiewał każdy z muzyków.
To był Kiss wedle sprawdzonej receptury i bez większych niespodzianek, czyli granie rozrywkowe, przystępne i melodyjne, ale jakościowo lepsze jako całość od dwóch poprzednich wydawnictw. Nie odczuwało się tutaj aż takiej chwiejności materiału, a nawet najgorsze momenty nie były aż takie słabe. Wszystko rozpoczynał rewelacyjny I Stole Your Love z intrygującym refrenem i dwiema przykuwającymi solówkami (wpierw Paula, a potem Ace`a), ale też z riffem nieco nasuwającym skojarzenia z Burn Deep Purple. Singlowy Christine Sixteen w wykonaniu Simmonsa popadał nieco w banał - to całkiem przyjemny, ale przy tym nadmiernie prosty kawałek z niepasującym pianinem, niepotrzebnie zmiękczającym nagranie (zagrał na nim producent Eddie Kramer). Żwawy "Got Love For Sale posiadał za to intrygujący riff, zgrabny refren i nie najgorsze wyczyny Frehley'a. Największą niespodzianką był zaśpiewany przez Frehley`a Shock Me, w którym zastosowano efekt gitar grających na zwolnionych obrotach. Gitarzysta przez lata nie mógł przezwyciężyć swoich oporów, lecz w końcu w kwestii wokalnej dołączył do pozostałej trójki. Pierwotnie utwór miał zaśpiewać Gene, ale basista zachęcił Frehley'a, by ten samodzielnie ją wykonał. Tekst zainspirowało porażenie prądem samego Ace`a podczas jednego z koncertów promujących [6]. Rock`n`rollowy luźny charakter niósł sobą Tomorrow And Tonight - numer sztampowy, ale idealny na koncerty czy do śpiewania w grupce. Tym bardziej dziwi fakt, że kawałek nie był w ogóle wykonywany na występach (niby znalazł się na [8], ale po prawdzie była to wersja studyjna z nałożonymi odgłosami publiczności). Największą sławę zyskał tytułowy Love Gun - prawdziwy stadionowy hymn, genialnie zaśpiewany przez Stanley`a. Zaraz jednak poziom obniżał wykonany przez Crissa Hooligan, który przez swoją nijakość nie potrafił zapaść w pamięci. Zupełnie inny poziom prezentował Almost Human - smakowite nagranie, podparte świetnym basem Simmonsa i wzbogacone o nietypowo ułożony refren. Gene wykreował tutaj wciągający psychopatyczny klimat, co stanowi miłą odskocznię od rozrywkowego charakteru poprzednich utworów. Podpisany także przez niego Plaster Caster to dla odmiany miły w odbiorze i charakterystyczny kissowy przebój ze znakomitym motywem głównym i prawdopodobnie najlepszym zawartym tu refrenem. Tekst dotyczył Cynthii Albritton, znanej z produkcji gipsowych odlewów penisów i biustów słynnych osób. Na końcu umieszczono Then She Kissed Me, pierwotnie wykonany w 1963 przez grupę The Crystals - oparty na prościutkim, ale bardzo chwytliwym motywie, granym przez znaczną część kompozycji. Tutejsza wersja pozbawiała całości orkiestracji i nadała jej zadziornego hard rockowego brzmienia. Zespół postarał się o wyjątkowo równy zestaw kompozycji, choć brzmieniowo wszystko mogło brzmieć nieco ostrzej. Nikt jeszcze tego nie wiedział, ale był to ostatni album studyjny Kiss nagrany całkowicie z pierwszym klasycznym składem. Z perspektywy muzyków w 1977 wszystko wydawało się być jak najbardziej na swoim miejscu. [7] sprzedał się w ponad trzech milionach egzemplarzy, pokrywając się potrójną platyną i dochodząc do czwartego miejsca list przebojów w USA. Zainteresowanie występami zespołu nie malało i od razu na rynek rzucono koncertowy [8], który zawierał utwory ze studyjnych dokonań z lat 1976-1977, uzupełnionymi pięcioma premierowymi nagraniami studyjnymi.
Kiss stali się trybikiem wielkiego przemysłu - wspaniale sprzedawały się zestawy do makijaży, maski, gry planszowe i wszelkie inne gadżety. Oficyna "Marvel" wydała dwa komiksy z muzykami jako superbohaterami, a wytwórnia Hanna Barbera nakręciła w 1978 dla telewizji NBC pełnometrażowy film s-f "Kiss Meets The Phantom Of The Park". Na jego planie pojawiły się jednak pierwsze spięcia między muzykami - Ace Frehley był niezwykle sceptyczny w podejściu do filmu, widząc siebie przede wszystkim jako muzyka. To spowodowało pierwsze poważnie napięcia między nim a Simmonsem, dla którego był to po prostu biznes, do którego podchodził śmiertelnie poważnie. Ace tymczasem był wolnym duchem - często spóźniał się na plan, albo przychodził nabuzowany alkoholem i narkotykami. Szeregi fan-clubu "Kiss Army" błyskawicznie urosły do wielkości wyrażającej się sześciocyfrową liczbą. Mało kto mógł wówczas koncertowo dorównać tym czterem wymalowanym facetom. 18 września 1978 nastąpił precedens: tego samego dnia każdy z członków zespołu wydał solową płytę. Z tych czterech krążków największy sukces odniosło dzieło Frehley`a (m.in. przebojowy singiel New York Groove), geniusza gryfu gitarowego, technika o niespotykanych wprost umiejętnościach. Simmons z kolei zaprosił do studia imponujący zestaw gości (m.in. Cher, Donna Summer i Bob Seger), odnosząc sukces w Wielkiej Brytanii singlem Radio-active. W tym samym roku basista zakończył swój głośny romans z Cher. Za najsłabszy generalnie uznano krążek solowy Petera Crissa, zawierający w większości rhythm`n`bluesowe ballady. Wówczas jeszcze nie było to oczywiste, ale fakt działalności solowych tylko pogłębił kryzys personalny wewnątrz Kiss.

STWORZENIA NOCY: CZAS EKSPERYMENTÓW (1979-1982)
Wydany po dwóch latach milczenia [9] był przez wielu fanów (niesprawiedliwie) "ostatnią wielką płytą Kiss". Z pewnością był to ostatni rozdział największej kissomanii. Nie było sekretem, że Peter Criss od zawsze lubił prowadzić rozrywkowy tryb życia. W końcówce lat 70-tych jego słabości do używek osiągnęły apogeum. Perkusista nie stawiał się w studiu nagraniowym, coraz bardziej popadał w narkotyczne otępienie i w końcu wykonał z grupą tylko Dirty Livin` (również zaśpiewał). Criss nie był już w najlepszej dyspozycji wokalnej, a od strony muzycznej nagranie było kiepskie. Oficjalnie Peter rozpowiadał w wywiadach, że to on odszedł z Kiss, tak naprawdę został z zespołu po prostu wywalony. Jego partie ukończył muzyk sesyjny Anton Fig (ur. 8 sierpnia 1952) - pochodzący z RPA bębniarz, którego Frehley zaprosił do nagrania swojego solowego krążka. Na wstępie kwartet atakował hitem I Was Made For Lovin` You, który błyskawicznie stał się przebojem i jednym z najbardziej rozpoznawalnych utworów Kiss. Jak zwykle o jego powodzeniu zadecydowały klasyczne elementy w postaci prostej linii melodycznej, wysuniętego na pierwszy plan basu i chwytliwego tekstu. W aranżację wpleciono ducha disco, ale pomimo tanecznego charakteru, kompozycja oferowało również zadziorne partie gitary i ostrą solówkę. Ace Frehley wziął na warsztat 2000 Man z repertuaru The Rolling Stones i ta wersja przebiła całkowicie niepoukładany oryginał. Wersja Kiss cechowała się specyficzną lekkością wykonania, a refren w interpretacji gitarzysty był po prostu rewelacyjny. Sprawiający balladowe wrażenie Sure Know Something w refrenie nabierał mocy i był bezczelnie przebojowy w swym dyskotekowym rytmie - nieźle zaśpiewanym przez Stanley`a i z potężnym podkładem basowym Simmonsa. Magic Touch sunął zadziornie oparty na prostej zagrywce, a w drugiej połowie pojawiało się nawet delikatne zwolnienie. Przyjemny feeling posiadał kolejny utwór Ace`a Hard Times, prawdziwy popis Frehley`a następował w Save Your Love - intrygującym zakończeniem płyty z nietypowym jak na Kiss refrenem i kolejnymi wyjątkowymi popisami gitarzysty. X-Ray Eyes autorstwa Gene`a wpisywała się gładko w równy poziom całości i w rezultacie najsłabszym momentem albumu był Charisma Simmonsa i Howarda Marksa (fatalny refren). Kiss polał cały materiał pokaźną warstwą lukru, ale zrobił to ze znanym sobie wdziękiem. W tym pokrytym błyszczącą warstwą lakieru graniu, ukryto sprytnie hard rockowy pazur. [9] doszedł do dziewiątego miejsca na amerykańskiej liście przebojów, osiągając platynowy status. Dotychczasowi fani grupy podchodzili do płyty ostrożnie, czasem nawet niczym lis do jeża. Tak naprawdę materiał nie odbiegał poziomem od wcześniejszych dokonań dzięki większemu zróżnicowaniu i równie dobremu wykonaniu.
[10] był ostatnim krążkiem, na której spółka kompozytorska Simmons-Stanley-Frehley trzymała się mocno. Peter Criss widniał na okładce w składzie, jednak wszystkie partie perkusji nagrał ponownie Anton Fig. Peter Criss nie zagrał ani sekundy, wystąpił jeszcze w teledysku do Shandi, po czym opuścił zespół. Nie była to wtedy wielka strata: perkusista miał symboliczny udział już na poprzednim albumie, był uzależniony od narkotyków, a podczas trasy promującej [9] zawodził na koncertach. Album zrywał z flirtami z muzyką disco, ale też nie przewidział nadchodzącej niczym tajfun NWOBHM. W zamian romans zespołu z "ładnym" popowym graniem osiągnął apogeum, a idealnym przykładem na dobry ożenek hard rocka z graniem radiowym stanowił Is That You?. Z jednej strony gitarzyści grali riffy zdecydowane, ale już w refrenie robiło się nadzwyczaj słodko, głównie za sprawą partii wokalnych w stylu Bee Gees. Numer napisał dla Kiss tekściarz Gerard McMahon (istnieje nawet demo z jego wokalem, zresztą niezbyt udanym). O wiele lepiej na listach przebojów radził sobie rzewny Shandi - pop absolutny, ale w wykonaniu Kiss chwytający za gardło. Ace Frehley zaproponował trzy utwory, wpierw dwa wygładzone Talk To Me i Two Sides Of The Coin - trzymały one dobry poziom, leżąc jednak daleko od stylu jego solowego albumu. Ciekawiej prezentował się trzeci numer Ace'a Torpedo Girl z funkowymi motywami gitarowymi, zupełnie nie w stylu Kiss. Opus magnum albumu stanowił jednak Naked City - inspirowany starym kryminalnym serialem, o dość posępnym nastroju i z mocniejszym riffem. Co ciekawe, mimo zdecydowanej hard rockowej stylistyki, gitara w zwrotce pobrzmiewała na wzór reggae, a riff nasuwał skojarzenia z X-Ray Eyes z [9]. Simmons śpiewał też w lżejszym She`s So European i na swój sposób romantycznym You`re All I Want. Z kolei Stanley przedstawił kilka bliźniaczo podobnych do siebie numerów, ale rewelacyjnie zaaranżowanych i przebojowych (What Makes The World Go 'Round, Tomorrow, Easy As It Seems). Muzycy udowodnili, że bez wbijania się na siłę w skórę twardych hard rockowców, potrafili tworzyć przede wszystkim przebojowe piosenki. Ta płyta spełniała prawie wszystkie kryteria "kissowości" - zestawu bezpretensjonalnych i świetnie wyprodukowanych utworów, choć bez liderującego przeboju. Poza dalszym złagodzeniem brzmienie uwagę zwracały partie klawiszy, które wrzucono do kilku kawałków. Płyta budziła mieszane uczucia i nie dorównała poziomem poprzedniczce.
W celu znalezienia odpowiedniego zastępcy Petera Crissa postanowiono podziękować Figowi i przeprowadzić przesłuchanie kandydatów. Eric Carr (właśc. Paul Charles Caravello, ur. 12 lipca 1950) zamieścił swoją aplikację w rzucającej się w oczy jaskrawo-pomarańczowej teczce, co okazało się pomysłowym posunięciem. Dzień przesłuchania wyznaczono na 23 czerwca 1980 - miały wówczas być przetestowane techniczne umiejętności oraz sceniczna prezencja na bazie pięciu wskazanych utworów (Strutter, Firehouse, Is That You?, Detroit Rock City, Black Diamond). Po wyjściu z przesłuchania, Carr wziął autografy od pozostałych członków zespołu na wypadek, gdyby nigdy więcej ich nie spotkał. Jednak ich wybór padł właśnie na niego i 1 lipca 1980 Carr został oficjalnie perkusistą Kiss. Kolejnym krokiem było ukrycie twarzy za makijażem, co wiązało się również z wykreowaniem własnego charakteru. Po sprawdzeniu wielu pomysłów np. makijażu jastrzębia (Gene Simmons nazwał go "przerośniętą kurą"), Eric ostatecznie stworzył postać Lisa (The Fox). Charakterystyczną cechą Carra była ogromna fryzura, na którą zużywał dziesiątki puszek z lakierem. Ze względu na przeciętny wzrost (172 cm) i silną budowę ciała, Carr był prezentowany na koncertach przez Stanley`a: "Ten mały chłopiec zbudowany jest jak mężczyzna". Bębniarz nie był typem wirtuoza, ale dysponował mocniejszym uderzeniem. Władała nim młodzieńcza inspiracja Ringo Starrem i Johnem Bonhamem. Ciekawostkę stanowił fakt, że był leworęczny, a grał na całkowicie praworęcznym zestawie.

Ugładzone typki z czasów [11].
Od lewej: Paul Stanley, Gene Simmons, Eric Carr, Ace Frehley
16 listopada 1981 ukazał się [11] i o ile [10] nierzadko równano z błotem, to nowy album został po prostu zignorowany. Prawdopodobnie był to rezultat szoku fanów, którzy przeczytali pochlebne opinie krytyków na jego temat tego albumu, a po kupnie nie mogli uwierzyć własnym uszom. To nie była zła płyta, po prostu nie brzmiała jak Kiss i wydano ją w fatalnym momencie. Wytwórnia PolyGram narzuciła grupie nowego producenta Boba Ezrina, który miał przywrócić Kiss tak desperacko potrzebne sukcesy. Ezrin uznał, że należało skorzystać z pomocy osób z zewnątrz, co miało wprowadzić obiektywizm i nową perspektywę do procesu tworzenia. Już wtedy Stanley sugerował, by pozbyć się makijażu, ale zadecydowano, że na razie ten element image pozostanie bez zmian. Zrezygnowano za to z wysokich obcasów, skrócono włosy i uszyto skromniejsze kostiumy. Nie jest do dziś jasne kto nadał materiałowi charakter koncepcyjny, choć niektóre źródła sugerują, że promotorem tej idei był właśnie Ezrin. Podobno krążek miał stanowić pierwszą część trzyalbumowej sagi, a sam Stanley zapowiadał, że The Elder 2: War Of God`s będzie "heavymetalowym majstersztykiem" opowiadającym o konflikcie pomiędzy dobrem i złem w mitycznym świecie Morfeusza. Plan wydania materiału jako dwupłytowy został odrzucony ze względu na koszty, których PolyGram nie chciał ponieść. W tym czasie Kiss rozpoczął pracę nad kawałkiem Eskimo Sun, wyciągniętym z szuflady Simmonsa, który wkrótce przybrał postać Only You. Z kolei A World Without Heroes nagrano przy asyście Lou Reeda, który też zajął się pisaniem mroczniejszych piosenek w rodzaju Mr Blackwell. Nawet Eric Carr dorzucił swoje trzy grosze, wspomagając Simmonsa w procesie tworzenia Under The Rose. Perkusista otrzymał także więcej miejsca w instrumentalnym Escape From The Island. Po jakimś czasie muzycy przenieśli się na farmę Ezrina, by kontynuować nagrywanie, ale Frehley został w domu i tym samym powstrzymał się od konkretnego wkładu w pracę nad albumem. Decyzja o zatrudnieniu producenta prawdopodobnie przelała czarę frustracji gitarzysty. Zresztą pozbawiony towarzystwa Crissa znalazł się teraz pod ostrzałem, gdyż tak jak był bębniarz miał problemy z nałogami. Album otwierało nietypowe intro Fanfare, zaaranżowane na średniowieczną modłę przy udziale rogu i od razu było wiadomo, że grupa porzuciła granie prostych rock`n`rollowych piosenek o dziewczynach. Ten element orkiestry i mnisich chórów był najbardziej zaskakujący, podobnie jak (nieco queenowy) balladowy cover Tony`ego Powersa Odyssey. Stanley bardzo dobrze wykonał Just A Boy z wybuchowym refrenem,, uwagę zwracała dostojna melodia, nadająca kawałkowi specyficznego charakteru. Simmons stworzył Only You, brzmiący bardziej standardowo, a najciekawiej wypadła tu nagła zmiana tematu muzycznego w połowie. Teatralny charakter nadano za to Under The Rose, z mocniejszym refrenem i grą Erica Carra na gitarze akustycznej. Dark Light startował krótkim gitarowym cytatem motywu przewodniego ze "Szczęk" Stevena Spielberga - główny riff wymyślił Anton Fig, a kawałek zaśpiewał Ace Frehley - uwagę zwracał dość nietypowy jak na Kiss rytm, a wisienką na torcie była płynna precyzyjna solówka Frehley'a. Uczuciowy A World Without Heroes wsparto orkiestrą, która przygrywała w tle i nie starała się wysuwać na pierwszy plan. Tutaj z kolei gitarowy popis pod Davida Gilmoura z Pink Floyd dał Paul Stanley, a reszty dopełnił przejmujący wokal Simmonsa. W końcu uderzał The Oath z efektownym rasowym riffem i tak agresywne kawałki nieczęsto gościły wcześniej na wydawnictwach Kiss. Słychać również było inne podejście do warstwy wokalnej - Stanley śpiewał nieraz falsetem, co wcześniej rzadko mu się zdarzało. Pojawiał się również klimatyczny fragment z użyciem syntezatora - na tyle udany, że mógłby być nawet dłuższy. Mr. Blackwell zaskakiwał suchym spłaszczonym brzmieniem instrumentów, które pasowało do psychopatycznego klimatu tego kawałka. Instrumentalny Escape From The Island zwracało uwagę mnóstwem przejść perkusyjnych, a co ciekawe numer powstał bez udziału Stanley`a i Simmonsa. Całość nagrali Frehley, Carr i Bob Ezrin na basie i zapewne dlatego kompozycja brzmiała tak intrygująco. Muzycy grali jeden motyw, który z biegiem czasu stawał się jakby coraz bardziej intensywny.
I odzwierciedlał rozdrażnienie Gene`a związane z trybem życia Frehley`a, mającego problemy z alkoholem. Finale z powtórzonym motywem z Fanfare to już formalne zakończenie całości i domknięcie historii zawartej w tekście. Warto dodać, że w Odyssey oraz I na perkusji zagrał muzyk sesyjny Allan Schwartzberg (ex-Mountain, ex-Roxy Music) co mogło dziwić, ponieważ partie te były tak proste, że Carr odegrałby je bez problemu. W ogóle muzycy w czasie nagrywania często zamieniali się rolami: Ace wykonał partie gitary basowej w The Oath, Dark Light i Under The Rose, a Paul partie prowadzące w Just A Boy, The Oath oraz A World Without Heroes. Ostatecznie Ezrin musiał zebrać to wszystko w jedną całość - mimo, że ilość przeróżnych zmixowanych masterów przerósł ilością te z przeszłości, ponadto było kilka wersji albumu w zapasie. Ace sugerował, żeby jedna z taśm zawierała jego surowe solówki, które jednak samowolnie zostały wycięte przez Ezrina. [11] stanowił totalną odskocznię od dotychczasowych dokonań Kiss. Muzycy podjęli ryzyko wychodząc poza utarte schematy i próbując się sprawdzić na ambitniejszych polach. Pod względem wykonawczym Kiss dał z siebie wszystko, ale nie znalazł tą płytą zrozumienia wśród fanów. Krążek okazał się klapą finansową i do dziś pozostaje jedną z najsłabiej sprzedających się płyt w karierze zespołu - dotarł jedynie do 75 miejsca amerykańskich list przebojów. Fani odrzucili ten materiał do tego stopnia, że muzycy postanowili nie promować go żadną trasą koncertową, zaś same utwory były grane tylko w programach telewizyjnych typu "Fridays". Album pozostał najbardziej kontrowersyjnym i intrygującym epizod w całej historii Kiss.
Podczas, gdy [9] i [10] zraniły image Kiss w oczach fanów, to [11] prawie zniszczył zespół. Reakcja amerykańskiej publiczności ocierała się o ignorancję i to w czasie, kiedy konkurencyjne kapele podejmowały rękawicę. I właśnie w tym momencie największego zwątpienia, z grupy postanowił odejść Ace Frehley. Krążyła sławna historia o tym, że gdy gitarzysta usłyszał końcowy mix albumu, cisnął taśmą o ścianę. Prawda jednak była też taka, że wówczas Ace nie czuł już pokrewieństwa z grupą. Jego prywatne życie było poza jakąkolwiek kontrolą, a po odejściu Crissa nie miał szans, by w czymkolwiek demokratycznie przegłosować Paula i Gene`a. Kiss zgodzili się jeszcze wystąpić w telewizyjnym programie "Solid Gold", w styczniu 1982 pojawili się w "ABC Fridays", grając The Oath, A World Without Heroes oraz I. W lutym 1982 formacja grała z playbacku ze Studia 54 poprzez satelitę dla Festivalu San Remo, gdzie miała otrzymać nagrodę. Ku zaskoczeniu wszystkim, Kiss pokazało się jako trio Stanley-Simmons-Carr, gdyż Ace po prostu "odszedł bez pozwolenia" i nie zawracał sobie głowy by się pojawić. Zreszta po drodze przydarzył mu się wypadek samochodowy. Podczas, kiedy Frehley wraz z Figiem kompletowali skład Frehley`s Comet, w Kiss gorączkowo trwały poszukiwania nowego gitarzysty. Brano pod uwagę nawet Eddie Van Halena.
W czerwcu 1982 ukazała się składanka Killers, na którą trafiły cztery premierowe nagrania (I`m A Legend Tonight, Down On Your Knees, Nowhere To Run oraz Partners In Crime) - we wszystkich zagrał Bruce Kullick. Były one niejako zapowiedzią nadchodzącej płyty. Na okładce [12] widniał jeszcze Ace Frehley, co wynikało z postanowień kontraktu. Ostatecznie partie gitar zagrało kilku różnych muzyków. Płytę otwierał niezły Creatures Of The Night, w którym na gitarze prowadzącej zagrał Steve Ferris. Od razu słychać, że zespół grał ostrzej i ciężej niż na wcześniejszych krążkach. Już tutaj formacja odzyskała wcześniejszą hard rockową wiarygodność. Niezbyt interesującym riffem nasycono śpiewany przez Simmonsa Saint And Sinner, a solówka Vincenta nasuwała skojarzenia z muzyką hawajską. Warto było zwrócić uwagę na Vinniego, (właśc. Vincent John Cusano, ur. 6 sierpnia 1952), gdyż wkrótce miał on dołączyć do Kiss na stałe jako Egipski Wojownik (The Egyptian Ankh Warrior). O niebo lepszym rockerem był wykonany przez Stanley`a Keep Me Comin` z energetycznymi zagrywkami gitar, choć niezbyt dopracowanymi melodycznie chórkami i pewnymi echami Aerosmith. Dość zaskakującym współkompozytorem Rock And Roll Hell okazał się Bryan Adams - powstał w ten sposób utwór mało przebojowy, mimo usilnie stawiającego na chwytliwość refrenu. Kawałek przypominał późniejsze dokonania Alice`a Coopera z drugiej połowy lat 80-tych. Bardzo dobre wrażenie sprawiał gnający na złamanie karku Danger z intrygującymi partiami wokalnymi (również tymi z refrenu) i efektownymi popisami gitarowymi. Najbardziej do dawnej przeszłości nawiązywał I Love It Loud, w którym wykrzyczana energia w chórkach idealnie sąsiadowała ze śpiewem Simmonsa i te atuty (pomimo sztampy i luźniejszego charakteru) uwypuklał także zgrabnie nakręcony teledysk. Vincent z Simmonsem byli autorami wyśmienitej power-ballady I Still Love You - delikatne zagrywki na początku przechodziły w typowe zaostrzenia, po których następowały przeszywające partie solowe. To jeden z najdłuższych utworów w katalogu Kiss, przekraczający czas sześciu minut, ale przykuwający uwagę swoim majestatem przez cały czas. Ciekawostkę stanowił fakt, że na basie zagrał tutaj Eric Carr. Vinnie przyczynił się również do powstania Killer, którego skoczne tempo tworzyło jednak dyskusyjną przebojowość. Na koniec prawdziwy heavymetalowy wymiatacz - War Machine: niezwykle ciężki, z raczej mrocznym klimatem, złowieszczym wokalem Gene`a i dudniącymi bębnami Carra. [12] został ciepło przyjęty przez fanów i w pewnym stopniu przywrócił zainteresowanie zespołem. Wielu zawiedzionych [11] kupowało album i tłumnie kupowało bilety na trasę koncertową (pierwszą od 1980). Nigdy wcześniej ani później Kiss nie zabrzmiał tak ciężko jak na tym krążku.
POLIŻ TO: MASKI ZOSTAJĄ ZRZUCONE (1983-1985)
25 czerwca 1983 w brazylijskim Sao Paulo odbył się ostatni koncert zespołu z makijażami i w kostiumach. Spadek popularności wśród dawnych fanów nastąpił 18 września 1983, kiedy podczas telewizyjnego występu w MTV, muzycy publicznie wystąpili bez makijaży. Był to spory szok dla fanów, ale z drugiej strony intrygujący pomysł marketingowy. Zmiany najlepiej przedstawia okładka [13] - zabieg odniósł pożądany skutek, ponieważ krążek sprzedał się rewelacyjnie, a dodatkowo po raz pierwszy notowania na listach przebojów w Wielkiej Brytanii były wyższe niż w rodzimym kraju muzyków. Na początek przyciężkawy motoryczny Exciter, pochodzący jakby z sesji nagraniowej [12]. Vinnie Vincent nie brał tutaj zakładników i ten motyw wykorzystał później Dimebag Darrell w Cowboys From Hell Pantery. Mniej więcej w tym samym stylu utrzymano Young And Wasted, napędzany świetną grą Erica Carra, a Gene wspinał się na wyżyny swoich wokalnych możliwości. Zupełnym przeciwieństwem był utrzymany w średnim tempie Not For The Innocent - posępny numer z mocnym wokalem Simmonsa, a zaraz po nim wchodził radiowy Lick It Up ze skandowanym refrenem. Kawałek jako jedyny utrzymał się w setliście na późniejszych trasach Kiss, aczkolwiek jego poziom nie do końca powalał. Wałkowany w kółko teledysk w MTV skumulował całą rozpustną filozofię zespołu, choć zwracał uwagę brak gitarowej solówki. W videoklipie muzycy trafiali na perwersyjną ucztę pełną dzikich kobiet, musztardy i ketchupu. Przy energetycznym Gimme More aż się prosiło o więcej podobnych kawałków. All Hell`s Breakin` Loose to niezły bas i pulsujący riff, ale też i nijaki chóralny refren. Zapowiedzią konwencji następnej płyty był A Million To One - otwarte drzwi do pełnych blichtru lat 80-tych, ze Stanley`em w swoim żywiole. Po raz raz kolejny Vincent potwierdzał, że to właściwie jego kunszt lekko i sprawnie wprowadził Kiss w nową dekadę. Kiss wracał do formy dopiero w dynamicznym Fits Like A Glove - utworze z wielką dawką werwy i energii, a zaraz nadchodziły dość zaskakujące Dance All Over Your Face oraz And On The 8th Day z riffami i refrenami podchodzącymi pod AC/DC ku chwale rock`n`rolla. Płyta nie była równa, ale i tak z perspektywy czasu przewyższał jakościowo kilka następnych pły. Kwartet zaczął tzw. etap bez masek w całkiem dobrym, nie przynoszącym wstydu stylu. Zrzucając maski, ci faceci jakby na nowo posiedli wszystkie moce wszechświata, by grać porywającą muzykę. Podczas tournee pojawiły się jednak kłopoty z Vincentem, który nie zamierzał rezygnować ze swoich rozbudowanych popisów, trwających od pięciu do ośmiu minut. Zdarzało się, że pozostała trójka stała bezczynnie na scenie, czekając aż gitarzysta skończy. Wydawało się, że Vinnie próbuje stać się drugim Randy`m Rhoadsem czy Jake`m E. Lee. W styczniu 1984 podczas koncertu w Los Angeles, Vinnie grał dalej mimo wyraźnych protestów Stanley`a. Doprowadziło to potem do szarpaniny między oboma muzykami, których musieli rozdzielać Simmons i Carr. Podczas marcowego występu w Quebec, w chwili kiedy Kiss zamykali podstawowy set, Vincent rozpoczął nagle eksplodującą solówkę, wywołując tym razem wściekłość całej trójki. Kiedy w dwa tygodnie później tournee się zakończyło, gitarzystę wyrzucono z hukiem. W sierpniu 2008 ukazała się składanka "Kiss My Ankh: A Tribute To Vinnie Vincent". W 2009 Vinnie pozwał Kiss i telewizję A&E za wykorzystanie bez pozwolenia jego wizerunku scenicznego w jednym z odcinków "Gene Simmons Family Jewels". Z dzisiejszego punktu widzenia wydaje się, że Vincent wówczas uratował Kiss, ale wzbudził tylko zazdrość Stanley`a będąc w centrum uwagi i musiał odejść.

1982-1983. Od lewej: Gene Simmons, Vinnie Vincent, Eric Carr, Paul Stanley
Następcą Vincenta został Mark Leslie Norton (ur. 7 lutego 1956), który przybrał pseudonim Mark St.John. Już [14] udowadniał, że nowy nabytek grał sprawnie, ale nie był w stanie dorównać Vinniemu. O ile do tej pory Kiss poczynał sobie w miarę ostro, to na nowym krążku zmetalizowaniem brzmieniem cechował się tylko I`ve Had Enough To. Duet Simmons-Stanley robił wszystko, by nie zostać w tyle i dotrzymać tempa młodej konkurencji. Chwytliwa prostota biła z Heaven`s On Fire, w którym Stanley o wiele odważniej eksponował swój głos, wchodząc w nieprzyzwoicie wysokie rejestry. Dobry poziom trzymał jeszcze Burn Bitch Burn Simmonsa ze świetnym refrenem, ale już Get All You Can Take Stanley`a stanowił rzecz absolutnie przeciętną. Blade Lonely Is The Hunter i Under The Gun sprowadzały się do wokalnego skrzeku, pędu na dwie stopy i bezsensownych jak na tą grupę pościgów gitarowych. Sytuację gigantów ratował dumny Thrills In The Night, w którym nikt się spieszył, nadając refrenowi wszelkie cechy własnego stylu. Niestety While The City Sleeps i kończący album aerosmithowy Murder In High Heels raziły bezpłciowością i pozostawiały słuchacza zupełnie obojętnym. Po prawdzie płyta mogła wyjść równie dobrze jako solowe dzieło Stanley`a - Paul stworzył pięć z dziewięciu kompozycji i wyprodukował całość. Simmons był w tamtym okresie bardziej zainteresowany aktorstwem i rozwijaniem biznesu. Dlatego też jego cztery numery nie w pełni przekonywały, były toporne i jakby bezbarwne. Krążek jawił się jako przeciętny i utonął w morzu podobnych płyt z tamtego okresu.
W dodatku różnica jakości pomiędzy [13] a [14] była spora, gdyż ucieczka w glamowe klimaty odarła muzykę z odpowiedniej zadziorności.
St.John nie pomógł w takim stopniu jakby mógł w stworzeniu atrakcyjnego materiału. Podczas sesji nagraniowych Mark często ścierał się z pozostałymi muzykami. Zdaniem Erica Carra, gitarzysta była zadufany w sobie i zachowywał się arogancko w studiu. Gene Simmons poprosił St. Johna o nagranie partii basowej, a Carr później stwierdził, że jego zdaniem jedna z nut brzmiała źle. Wściekła reakcja St.Johna pozostawiła Simmonsa niewzruszonym, a wywołała gniew perkusisty. Po tym incydencie, Simmons i Stanley wzięli St. Johna na bok i jasno dali do zrozumienia, że takie zachowanie nie będzie tolerowane. Stanley twierdził po latach, że nagrywanie solówek było droga przez mękę, gdyż Mark nie był w stanie zagrać tego samego utworu dwa razy. Kiss wydał komunikat prasowy, w którym poinformował, że St. John cierpi na ciężkie reaktywne zapalenie stawów i nie może grać na gitarze. Bruce Kulick miał go tymczasowo zastąpić podczas pierwszego europejskiego etapu trasy "Animalize World Tour". St.John dołączył ponownie do Kiss wkrótce po powrocie zespołu do USA. Polecono mu, aby oglądał koncerty i zapoznał się z dynamiką występów na żywo, aby mógł płynnie włączyć się do występów. St.John zadebiutował z Kiss 27 listopada 1984 w Baltimore - Kulick zagrał pierwsze pięć utworów, Mark zagrał pięć kolejnych, a Kulick wrócił, aby dokończyć koncert. St.John i Kulick pojawili się razem na końcu koncertu, kłaniając się wraz z resztą członków zespołu. Następnego dnia, 28 listopada 1984, St.John zagrał swój pierwszy pełny koncert w Poughkeepsie (został on potem wydany w 2023 jako Off The Soundboard). Szybko stało się jasne, że Kulick bardziej pasował do Kiss niż St.John. W rezultacie został zwolniony 7 grudnia 1984 roku po koncercie w Fort Wayne w stanie Indiana . Bruce Kulick (ur. 12 grudnia 1953) został ogłoszony nowym, stałym gitarzystą prowadzącym Kiss. ??Podano do powszechnej wiadomości, że u Marka zdiagnozowano zespół Reitera (reaktywne zapalenie stawów) - była to jedynie zasłona dymna dla przyczyn personalnych, których nie można było przekazać fanom. Muzycy zakończyli rok 1984 występując gościnnie na debiucie Wendy O. Williams WOW: Paul Stanley zagrał w Ready To Rock, Eric Carr w Legends Never Die, w studio pojawił się nawet Ace Frehley z solówką w Bump And Grind.
[15] był lepszą kontynuacją poprzednika. Kompozycje przebojowe przeważały nad wypełniaczami, pojawiły się nawet przebłyski polotu. Wydawało się, że między Kulickiem a pozostałą trójką od razu pojawiła się chemia. Mocne wejście w postaci King Of The Mountain rozpoczynał perkusyjny popis Carra - to był Kiss, którego chciało się słuchać. Przebojowo i chóralnie było też w Who Wants To Be Lonely, niejako doskonała definicja co w połowie lat 80-tych uważano w mediach za "metal". O atrakcyjności krążka świadczył hit Tears Are Falling, w którym piękną i nieco rozmarzoną melodię osadzono na mocnym jednostajnym rytmie bębnów i wyważonej solówce Kulicka. Do miana kolejnego ewidentnego przeboju pretendował też Uh! All Night. Gene Simmons w późniejszym wywiadzie udzielonym pismu "Classic Rock" dość chłodno wypowiadał się o tej płycie - podkreślił wręcz, że jego wkład w powstanie materiału był zaledwie mentalny. Pomimo to napisany i zaśpiewany przez niego quasi-autobiograficzny Trial By Fire zahaczał o rozbujany rock`n`roll, który wieszczył nadejście [17] cztery lata później. Any Way You Slice It bronił się bluesową końcówką, ale już I`m Alive i Love`s A Deadly Weapon przybierały znaną już i niepokojącą formę metalowych galopad, co nigdy Kiss nie wychodziło najlepiej. Atutem płyty było brzmienie, dalekie od soundu "tępej żylety" z [14]. Producenci postawili tym razem na przebojowość - podstawowy wyznacznik Kiss. Mimo swoich minusów, płyta zdawała się zapowiadać lepsze czasy. Bruce Kulick w intrygujący sposób połączył szlachetny styl Frehley`a z fajerwerkami Vincenta, pomagając znacząco w powstaniu albumu solidnego, gdzie wzloty przeważały nad upadkami. Główny mankament tej płyty polegał na tym, że nie zadowalała w pełni miłośników ciężkiego grania, a w ramach stylistyki glamowej też nie wzbijała się na wyżyny. Nagrano pozycję właściwie tylko dla zatwardziałych fanów Kiss.
SZALONE NOCE: PUPILE MTV (1986-1994)
Kiedy trasa promocyjna zakończyła się w kwietniu 1986, muzycy zdecydowali o przerwie. Po 10 miesiącach relaksu kwartet spotkał się w Los Angeles z producentem Ronem Nevisonem w celu omówienia detali dotyczących nagrywania [16]. Podczas pisania materiału na ten album, Stanley wytknął Simmonsowi jego brak zaangażowania w ogólną działalność Kiss. Na szczęście basista zrozumiał ten punkt widzenia. Crazy Crazy Nights otwierał zgrabny riff, gotowy do zaprezentowania się na środku stadionu z tysiącami fanów, a sam głos Stanley`a był przepełniony radością. W I`ll Fight Hell To Hold You najmocniejszą stroną był popis umiejętności Kulicka, choć nieźle wypadł także początek podbarwiony klawiszami w wykonaniu Phila Ashley`a i zbliżenie się do klimatu AOR w stylu Survivor. Gdyby kompozycja ukazała się pięć lat wcześniej, mogłaby być wielkim hitem. Przy powstaniu Bang Bang You palce maczał Desmond Child - kawałek przypominał nagrania Kiss z poprzedniej dekady, w czym duża zasługa nadzwyczaj prostej gry Carra. Ponownie numer ratował Kulick i można by się zastanawiać, co ten zespół wówczas by zrobił bez tego gitarzysty. Konotacje z twórczością Van Halen przedstawiał No, No, No, natomiast Hell Or High Water nawiązywał do dokonań T.Rex z lat 70-tych, ze sporą dawką glamu. Formę kolejnego AOR-owego przeboju przybierał również silnie nasycony klawiszami My Way. Bruce Kulick prezentował solówkę na wzór Derry`ego Grehana z Honeymoon Suite w When Your Walls Come Down. Desmond pojawiał się raz jeszcze w Reason To Live i tym razem odwalał kawał naprawdę dobrej roboty. Gitara stawiała tutaj bardziej na kontekst wyszukanego bluesa, a obecne w tle klawisze emanowały romantyczną atmosferą. Lekkostrawny Turn On The Night Stanley napisał przy współudziale Diane Warren. Powstał jeszcze jeden kawałek nastawiony na podbój stacji radiowych, przypominając niektóre piosenki Bonnie Tyler i innych popowych gwiazd tego okresu. Ciekawy riff otwierał Thief In The Night, ale muzycy nie utrzymali tego mocnego wejścia i album kończył niestety bezbarwny numer ze zwrotkami, którym było nawet daleko do przeciętności. Największą zaletą [16] był wachlarz wspaniałych solówek Kulicka, jak również komercyjne podejście grupy w dopasowaniu się do okresu, w którym przyszło jej grać. Kiss ruszyli w światową trasę po Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Włoszech, Francji, a nawet Japonii (w której ostatni raz byli w 1978). Następnie kwartet zagrał zbiór klasycznych hitów w różnych małych klubach w Nowym Jorku i Londynie, by uczcić 15-lecie istnienia. W sierpniu 1988 zespół po raz pierwszy zawitał na festiwal "Monsters Of Rock". W listopadzie tego samego roku ukazała się składanka "Smashes, Trashes & Hits", zawierająca dwa niepublikowane numery - Let`s Put The X In Sex oraz (You Make Me) Rock Hard.
[17] zamykał lata 80-te i do dziś stanowi obok [11] jedną z najbardziej nielubianej płyty Kiss wśród ich fanów. W 1989 wyszła cała masa kapitalnych płyt, z którymi ciężko było weteranom konkurować. Pozbyto się klawiszy, przez co dzieło wydawało się mniej komercyjne. Zabrakło także przebojów, a przy tym nie zrezygnowano z eksperymentowania. Rise To It otwierały kowbojskie akustyki i Kiss popadali tutaj w stylistykę Poison czy Cinderelli. Późniejszy rock`n`rollowy refren na szczęście częściowo ratował ten utwór wraz z techniczną solówką Kulicka. Następujący po nim Betrayed z Simmonsem na wokalu plasował się ze dwie klasy niżej - co ciekawe najsłabiej wypadły partie perkusji Carra, ale zapewne zrobiono to celowo, aby kojarzyły się z klasykami kapeli. Hide Your Heart był potencjalnym hitem autorstwa Desmonda Childa - ten kawałek wykonywała później Bonnie Tyler, a bliźniacze melodie znalazły się w jednym z utworów Richiego Sambory na jego pierwszym solowym albumie. Od rasowego hard rockowego riffu zaczynał się Prisoner Of Love, chociaż przyozdobiono go niezbyt udanymi krótkimi solówkami w stylu Twisted Sister. Wyśmienicie za to jawił się Read My Body, choć niepotrzebnie wrzucono instrumenty perkusyjne na początku, nie pokuszono się za to o większe dopieszczenie linii wokalnych, brzmiących chwilami jak rapowanie z Walk This Way Aerosmith. Rock`n`rollowy Love`s A Snap In The Face raził jednostajnością i ta próba w stylistyce pop nie wypadła okazale. Przebojowo za to robiło się w balladzie Forever - dość sztampowej, lecz z intrygującą solówką Kulicka na gitarze akustycznej i wzorcowo zaśpiewanym refrenem przez Stanley`a. Prosty strukturalnie i melodyjnie Silver Spoon nie był zapamiętywalny w żadnym zakresie, a Cadillac Dreams nawiązywał w pewien sposób do późnych lat 60-tych, a nawet częściowo do klasyki heavy-rocka w stylu Led Zeppelin. Większy potencjał zawarto w King Of Hearts, choć zabrakło silnego refrenu. Z kolei humorystyczny The Street Giveth And The Street Taketh Away skomponowano przy pomocy Tommy`ego Thayera, który został stałym członkiem Kiss w 2002. Desmond Child ponownie wkraczał przy You Love Me To Hate You, lecz tym razem się nie popisywał - numer był za wolny i odarto go z emocji. Eric Carr zaśpiewał w Little Caesar i pod tym względem spokojnie dorównał swoim kolegom. Zamykał krążek Boomerang, w którym ciężko było znaleźć jakiekolwiek plusy - kompozycja sprawiała wrażenie skleconej na kolanie i odegranej bez aranżacyjnego ładu. Z 15 numerów w zestawie niespełna połowa prezentowała pozytywną wartość. Trudno było nie oprzeć się wrażeniu, że płytę zbudowano z wypełniaczy i piosenek niedopracowanych, do których zupełnie przypadkowo dołożono kilka hitów. Ten krążek polecany był jedynie na własne ryzyko słuchającego.

Gene Simmons
W tydzień po Walentynkach 1991, Eric Carr poczuł się źle, podejrzewając zapalenie płuc. Badania wykazały rzadko spotykany złośliwy nowotwór serca. Na przełomie maja i lipca nastąpiły przerzuty do płuc. Po wyniszczającej hemioterapii, dzięki rodzinie i niesamowitej sile woli, Eric wrócił jeszcze na jakiś czas do normalnego życia. Nie brał jednak udziału w nagrywaniu nowego albumu Kiss - za bębnami usiadł Eric Singer (właśc. Eric Doyle Mensinger, ur. 12 maja 1958). Wówczas nie było mowy o jakiejkolwiek zmianie perkusisty na stałe. Potwierdzał to udział Carra w sesji do teledysku God Gave Rock And Roll To You w dniach 27-28 lipca. 14 września 1991 bębniarz pokazał się jeszcze na uroczystości MTV Video Music Awards, ale było to jego ostatnie oficjalne publiczne wystąpienie. W dwa dni później stan zdrowia Carra znacznie się pogorszył - dostał pierwszego z dwóch krwotoków w mózgu, co spowodowało zapadnięcie w śpiączkę. Eric Carr zmarł w niedzielę, 24 listopada 1991, w Bellvue Hospital w wieku 41 lat i został pochowany na cmentarzu Cedar Hill Mausoleum w Middlehope, na północ od Nowego Jorku. Na nagrobku pod napisem Caravello umieszczono inskrypcję "Eric Carr 1950-1991". Rodzina stwierdziła, że właśnie pod tym pseudonimem był znany i tak właśnie miał zostać zapamiętany.
Nagrany z Singerem [18] poświęcono pamięci Erica. Ponad dwuletnia przerwa dobrze wpłynęła na świeżość materiału, poprawiła się też produkcja, którą powierzono znanemu już Bobowi Ezrinowi. Mimo tych zalet sprzedaż płyty stała na podobnym poziomie co kiepski poprzednik. A jednak w maju 1992, wobec naporu muzyki grunge, półmilionowy nakład i tak był nie lada wyczynem. Unholy kojarzył się z Trash i Hey Stoopid Alice`a Coopera. Ten skomponowany przez Simmonsa i Vinniego Vincenta numer idealnie otwierał nowy krążek, a głos basisty wsparły utrzymane na nutę lat 80-tych chórki. Solówkę Kulick najprawdopodobniej zaimprowizował, ale pasowała ona do mrocznego klimatu kawałka. Wstęp Take It Off nasycono niesamowitą energią - tym razem śpiewał Stanley, a jedynym elementem rażącym były aranżacje perkusji stylizowane na lata 70-te. Nazbyt pospolicie za to wypadł Tough Love, z wokalem stylizowanym na młodego Ozzy`ego Osbourne`a i pełnym "dziwnych" dźwięków popisem Kulicka. W Spit Simmons i Stanley wymieniali się na zmianę mikrofonami - Gene starał się śpiewać na wzór funkujących czarnoskórych wokalistów, Panowie serwowali cover Roda Argenta God Gave Rock & Roll To You 2 i dobrze, że zarzucono kilka progresywnych elementów obecnych w oryginale. Heart Of Chrome powstał przy współpracy Vincenta i Ezrina - stylistycznie odbiegał trochę od dokonań Kiss, poza liniami wokalnymi i typowymi chórkami. Bliżej mu było do dokonań Alice`a Coopera z czasów Constrictor i Raise Your Fist And Yell. Z kolei podobieństw do niektórych numerów Warrant i L.A Guns można było doszukać się w Thou Shalt Not - numerze niczym z rockowego party, którego nie powstydziłby się też Poison. Opartego na akustykach Every Time I Look At You, z gitarą prowadzącą Dicka Wagnera na szczęście nadmiernie nie przesłodzono. Wspólne dzieło Simmonsa i Ezrina Paralyzed potrafiło rozbujać, chociaż wcześniej zespół nagrał dziesiątki podobnych kawałków. W tym przypadku sprawdzała się zasada: lepszy odgrzany kotlet niż wyszukany zapychacz. Takim był właśnie I Just Wanna, utwór wyjątkowo rażący rock`n`rollowym prymitywizmem. Dodatkowo w środkowej części kwartet próbował nieudolnie naśladować chóralne patenty Queen. Krążek kończył znakomity Carr Jam 1981 - przerobiona nieco demówka z popisami Erica z czasów, gdy dołączył on do zespołu. Modyfikacją w stosunku do oryginalnego nagrania była podmiana partii gitar, ze ścieżek Frehley`a na te w wykonaniu Kulicka. Zawarto tu sporo perkusyjnych pomysłów i aż dziw brał, że formacja nie zamieściła tego na którymś ze starszych krążków (główny motyw z tej demówki wykorzystał Ace w Breakout na debiucie Frehley`s Comet). [18] był odpowiednią rekompensatą za nie do końca przemyślany [17]. Na tamten moment Kiss miał na swym koncie 70 milionów sprzedanych płyt. Paul Stanley pozwolił sobie na chwilę relaksu, śpiewając gościnnie w Can`t Fight Love House Of Lords na płycie Demons Down. Na koncertowym [19] grupę wspomógł klawiszowiec Derek Sherinian, z kolei [20] rejestrował akustyczny występ w MTV z 9 sierpnia 1995, podczas którego gościnnie wystąpili Frehley i Criss.
CYRK PSYCHOLI: REUNION I CZASY WSPÓŁCZESNE (1995-dziś)
Wchodząc do studia nagraniowego w celu realizacji [21], muzykami targały wątpliwości. Rozważali jak blisko powinni eksperymentować z mocniejszym i alternatywnym brzmieniem - w końcu grunge był na fali, choć powoli słabnącej. Sugestie z występu unplugged dały do zrozumienia, że fani oczekują powrotu oryginalnego składu. Ostatecznie nowa płyta pełna była sprzeczności. W listopadzie 1995 Kiss byli gotowi nagrywać z Ezrinem, jednak ostatecznie zdecydowali się na Toby`ego Wrighta, który asystował Bobowi w przeszłości (ale też współpracował z Alice In Chains). Stało się jesne, że Simmons i Stanley coraz konkretniej kroczyli w stronę nowomodnej stylistyki. Rozeszły się plotki, jakoby Master & Slave miał trafić na soundtrack "Ucieczki Z Los Angeles" i że trwały negocjacje, by umieścić dwa utwory na ścieżce dźwiękowej do "Spawn". Nic z tego nie wyszło. W listopadzie 1996 Simmons otwarcie wyznał, że decyzja wydania (lub nie) płyty leży po stronie wytwórni płytowej. Ostatecznie album był dzieckiem Bruce`a Kulicka - nie tylko współtwórcy dziewięciu kawałków, ale też wykonawcy większości ścieżek gitarowych. Album wydano 28 października 1997, niemal w dwa lata po jego ukończeniu. Był mocno "zbootlegowany", cyrkulując pomiędzy fanami od marca 1995. Do końca nie wiadomo kto doprowadził do przecieku albumu. Gene Simmons był wściekły - tracił kasę, podczas gdy albumu oficjalnie nie wydano, a na rynku krążyło co najmniej pięć niezależnych bootlegów ze zdjęciami - nie wspominając o fanach, którzy wymieniali się kopiami w internecie. Już sama okładka oraz podtytuł "The Final Sessions" mogły sugerować, że coś nie do końca tu pasowało. Materiał zarejestrowano na przełomie 1995 i 1996, gdy Bruce Kulick i Eric Singer byli jeszcze w zespole, a gdy podjęto decyzję o powrocie Crissa i Frehley`a całość odłożono na półkę. [21] znacznie różnił się od typowego Kiss, gdyż dominowały powolne i masywne numery, okraszone przybrudzonym brzmieniem gitar. Niektórym momentom blisko było [18], ale nawet tam brzmienie nie było tak ciężkie (Hate), a utwory tak mroczne (Rain). Bardziej melodyjnie robiło się natomiast w Master & Slave z ciekawym podkładem basu, a Childhood`s End mógł się pochwalić chwytliwą melodią w refrenie. Wpływy wspomnianego już Alice In Chains przewijały się przez Jungle, a w In My Head znalazło się kilka brzmień bliskich wczesnemu Pearl Jam. Większa gitarowa moc cechowała In The Mirror, w którym popis dał Eric Singer. W końcu nadchodził finałowy I Walk Alone - jedyny utwór w historii Kiss z wokalnym udziałem Bruce`a Kulicka. Nie dość, że pod tym względem gitarzysta poradził sobie dobrze, to jeszcze wraz z Simmonsem stworzył niezwykle intrygującą kompozycję, opartą na hipnotyzującym motywie. Album nie zyskał uznania fanów, prezentując cięższe eksperymentalne oblicze kwartetu i to nie było zbyt ciekawe wcielenie pod względem artystycznym. Czasami gdyby nie charakterystyczny głos Stanley`a, trudno byłoby w ogóle poznać, że był to Kiss. W tym granie nie było nic rozrywkowego, a całości nadano ponury nastrój.
Sprawy tymczasem biegły szybko. Na 38 gali wręczenia nagród Grammy, 28 lutego 1996, raper Tupac Shakur oznajmił powrót składu Stanley-Frehley-Simmons-Criss. 16 kwietnia zespół zorganizował konferencję prasową na pokładzie statku USS "Intrepid". 28 czerwca panowie rozpoczęli światowe tournee w Detroit, przed blisko 40 000 fanami. Trasa trwała 11 miesięcy, zawierała 192 występy i dała zysk w wysokości 43.6 milionów dolarów. 22 września 1998 ukazał się kapitalny [22], dochodząc do pierwszego miejsca w Australii i Szwecji, drugiego w Kanadzie, trzeciego w USA. Na materiał złozyło się dziesięć zróżnicowanych numerów, w których wokalnie udzielała się cała czwórka. Problem polegał na tym, że pod względem personalnym zaprzepaszczono wielką szansę. Wielka Czwórka razem wystapiła tylko (instrumentalnie) w jednym nagraniu Into The Void, Criss zaśpiewał ponadto w innym kawałku, a na reszcie płyty bębnił Kevin Valentine. Marketingowo było to więc oszustwo, gdyz promowano slogan o powrocie oryginalnego składu Kiss. Wszystko rozpoczynał wyśmienity tytułowy Psycho Circus - potężna hard rockowa kompozycja zaśpiewana przez Stanley`a, z ognistym popisem Frehley`a i wyciszoną częścią środkową. Po mocnym początku następował Within, zaśpiewany dla odmiany przez Simmonsa - wyjątkowo mało melodyjny, ale daleki od bezbarwności. Ta kompozycja została oryginalnie napisana na [21], ale zawierała oryginalne intro z wersji demonstracyjnej zagrane przez Bruce`a Kulicka. I Pledge Allegiance To The State Of Rock`n`Roll przypominał pierwotny Kiss ery rock`n`rolla. Ace Frehley podszedł do mikrofonu we wspomnianym Into The Void, przypominającym nawet nieco dokonania Frehley`s Comet. Piosenkowa ballada We Are One nie stwarzałą wrażenia lukrowatości, a atomowe uderzenie w postaci You Wanted The Best, w którym śpiewali wszyscy, stanowiło oczywisty ukłon w stronę AC/DC. Był to jedyny utwór w historii grupy, gdzie główny wokal został podzielony na czterech muzyków. Klasycznie hard rockowy Raise Your Glasses posiadał nadzwyczaj chwytliwy, pełen witalności refren. Dla miłośników AOR spod znaku REO Speedwagon podano nadzwyczaj kiepską pościelówę I Finally Found My Way ze śpiewem Petera Crissa i kiczowatą orkiestrową aranżacją. Ten koszmarek niewątpliwie kojarzył się z Beth. Ciekawą zagrywką rozpoczynał się Dreamin` - soczysty hard rock kojarzący się z późną twórczością Kiss. Spinał wszystko klamrą (pojawiał się cytat z tytułowego Psycho Circus) zdecydowanie za krótki Journey Of 1000 Years, którego przestrzenny temat można było pociągnąć jeszcze parę minut. Tym razem orkiestra wpasowała się idealnie w aranżację, wprowadzając odpowiedni pretensjonalny charakter. W sześciu utworach partie gitary prowadzącej wykonał Tommy Thayer, który dołączył parę lat później do Kiss na stałe. Sam Frehley zagrał za to w Into The Void, You Wanted the Best oraz bonusie na japońskiej edycji In Your Face, jak również partie gitary akustycznej w We Are One i I Finally Found My Way. Historycznie był to pierwszy od 1977 i zarazem ostatni czas wspólnie spędzony przez Wielką Czwórkę w studio. W 2000 z Kiss po raz trzeci odszedł Peter, a w 2002 - Frehley. O ile gitarzysta już nigdy nie powrócił do grupy, Criss pojawiał się jeszcze na koncertach w latach 2002-2004. Legendarny skład nie miał już nigdy zrealizować razem jakiegokolwiek numeru - podobno podczas powstawania [22] Stanley i Simmons odrzucili sporo pomysłów pozostałej dwójki. To zbyt oszczędne wykorzystanie muzyków, którzy przyczynili się w latach 70-tych do fenomenu Kiss było (nawet marketingowo) dużym błędem.
Płytę cechował nierówny poziom i ten powrót do lekkich rozrywkowych klimatów nie udał się pod względem całokształtu. Podsumowaniem tego etapu działalności było dołączenie do Hollywood Walk Of Fame 11 sierpnia 1999.

Reunion 1998: Gene Simmons, Paul Stanley, Peter Criss, Ace Frehley
[23] był zapisem koncertu z udziałem orkiestry z Melbourne z 28 lutego 2003. Wówczas już w zespole nie było już Petera Crissa, który odszedł niezadowolony z kwoty honorarium. Na wylocie był także Ace Frehley, nie związany już kontraktem, który opuścił szeregi Kiss ostatecznie 6 marca 2002. Jednym z ostatnich wystepów oryginalnego składu było wykonanie Rock And Roll All Nite na ceremonii zakończenia zimowej olimpiady w Salt Lake City. Do Kiss powrócił Eric Singer, a gitarę powierzono Tommy`emu Thayerowi. 15 kwietnia 2003 zmarł Sean Delaney, pierwszy road-manager grupy. W latach 2005-2006 Kiss zagrali tylko pięć koncertów, z czego cztery podczas krótkiej trasy po Japonii "Rising Sun Tour" oraz w 2005 na "Rockin` The Corps Concert" wraz z innymi grupami dla żołnierzy amerykańskich walczących w Iraku. Większość czasu muzycy poświęcali jednak swoim hobby - Stanley zabrał się za malowanie obrazów, a Simmons za nagrywanie seriali ("Rock School" i "Family Jewels"). Pod koniec listopada 2005 Stanley poślubił wieloletnią przyjaciółkę Erin Sutton.
[24] zwiastował ciężki riff Modern Day Delilah stanowiący niezłe nawiązanie do otwierającego [18] Unholy. Stanley wykonał ten numer głosem niższym niż zwykle, zachrypniętym i naznaczony latami rock`n`rollowego doświadczenia. Stworzony według sprawdzonym wzorców Never Enough, natomiast Russian Roulette ukazywał dobrą formę Simmonsa w hard rockowym melodyjnym rockerze o zwartej aranżacji i fajnym refrenie. Luźno brzmiący Yes I Know (Nobody`s Perfect) zabierał słuchaczy w miłą podróż do lat 70-tych, a sam numer śmiało mógłby zagościć na [7]. Absolutnym killerem był hymnowy Stand - niby poskładany z elementów dla Kiss specyficznych i wyeksploatowanych, ale za to mistrzowsko wykonanych: mistrzowski dialog Stanley-Simmons, doskonały refren plus obłędne zwolnienie, gdzie zespół popisał się doskonale zaaranżowanymi harmoniami wokalnymi. Po raz drugi atmosferę [18] przywoływał Danger US, a masywny I`m An Animal nawiązywał w prostej linii do monumentalnego God Of Thunder. Żeby tradycji stało się zadość, do mikrofonu zaproszono również resztę zespołu, co dało nadspodziewanie piorunujący rezultat. Zaśpiewany przez Erica Singera All For The Glory stanowił jeden z najlepszych numerów na płycie - perkusista zaskoczył dysponując świetnym rockowym głosem, który doskonale odnalazł sie w połączeniu z kompozycją o niezwykle wyraźnym refrenie. Wykonany przez przez Tommy`ego Thayera When The Lightning Strikes także mógł się podobać. Jedynym poważnym minusem krążka był brak ballady, niektórym też nie przypadła do gustu próba wejścia w skórę Ace`a Frehley`a przez Thayera. Ogólnie jednak, wydany po 11 latach przerwy album nie mógł okazać się zły. Ekskluzywną edycję poszerzono o dodatkowy CD, który wcześniej ukazał się w Japonii jako Jigoku Retsuden. Te bonusy nużyły - słuchanie 60-latków jeszcze raz siłujących się ze swoimi młodzieńczymi przebojami w studio, nie należało do najmilszych doświadczeń. Plusem za to było DVD z sześcioma koncertowymi wykonaniami niezapomnianych przebojów.
[25] wydano niemalże na rocznicę 40-lecia zespołu. Od poprzedniej płyty minęło trzy lata, a od [22] aż 14. Wydawało się, że muzykom nie opłacało się wydawać nowych albumów, bo publiczność i tak wolała słuchać na żywo utworów z klasycznych dokonań. Jednak czasem nowy materiał może być pretekstem do rozpoczęcia nowej trasy koncertowej. Nowe dzieło w prostej linii kontynuowała stylistykę [24] - tym razem jednak bez większego przekonania. Mimo że niektóre kompozycje miały swoje mocne punkty i udane fragmenty, to w całości były niezapamiętywalne. Jedną z niemiłych niespodzianek była słaba predyspozycja wokalna Paula Stanley`a. O ile w 2009 nie raziło to jeszcze w takim stopniu, tym razem ten głos miał swoje najlepsze czasy dawno za sobą. Wokalnie dobry poziom utrzymał za to Gene, którego tonacja wydawała się opierać próbie. Znów po jednym kawałku zaśpiewali Tommy Thayer (Outta This World) oraz Eric Singer (All For The Love Of Rock & Roll), spełniając swoją robotę zaledwie poprawnie. Bezbarwnością raziły Long Way Down, Shout Mercy i Last Chance, ale szczytem tandety okazał się Eat Your Heart Out z okropnymi chórkami, przypominającymi nieco Kiss z glamowej ery. Z pozytywów wyróżniał się mocniejszy The Devil Is Me, w pewnym sensie nawiązujący do klasycznych ciężkich kompozycji Simmonsa typu God Of Thunder. Uwagęzwracał ponadto Take Me Down Below z wokalnym duetem Simmons-Stanley. Płyta udowadniała niemoc duetu twórczego - Stanley i Simmons nie radzili sobie po prostu w XXI wieku z tworzeniem nowego materiału. Muzykom po prostu zabrakło ciekawych pomysłów i ostatecznie [25] nie stanowił godnego zwieńczenia wspaniałej kariery Kiss.
Losy poszczególnych muzyków:
| ALBUM | ŚPIEW, GITARA RYTMICZNA | GITARA PROWADZĄCA | BAS, ŚPIEW | PERKUSJA |
| [1-8] | Paul Stanley | Paul `Ace` Frehley | Gene Simmons | Peter Criss |
| [9-10] | Paul Stanley | Paul `Ace` Frehley | Gene Simmons | Anton Fig |
| [11] | Paul Stanley | Paul `Ace` Frehley | Gene Simmons | Paul `Eric Carr` Caravello |
| [12] | Paul Stanley | różni | Gene Simmons | Paul `Eric Carr` Caravello |
| [13] | Paul Stanley | Vincent `Vinnie Vincent` Cusano | Gene Simmons | Paul `Eric Carr` Caravello |
| [14] | Paul Stanley | Mark `St.John` Norton | Gene Simmons | Paul `Eric Carr` Caravello |
| [15-17] | Paul Stanley | Bruce Kulick | Gene Simmons | Paul `Eric Carr` Caravello |
| [18-21] | Paul Stanley | Bruce Kulick | Gene Simmons | Eric Singer |
| [22] | Paul Stanley | Paul `Ace` Frehley / Tommy Thayer | Gene Simmons | Kevin Valentine / Peter Criss |
| [23-25] | Paul Stanley | Tommy Thayer | Gene Simmons | Eric Singer |
Peter Criss (ex-Chelsea), Vinnie Vincent (ex-Warrior), Eric Singer (ex-Black Sabbath, ex-Badlands), Tommy Thayer ((ex-Black N'Blue)
| Rok wydania | Tytuł | TOP |
| 1974 | [1] Kiss | #10 |
| 1974 | [2] Hotter Than Hell | #17 |
| 1975 | [3] Dressed To Kill | #25 |
| 1975 | [4] Alive! (live) | |
| 1976 | [5] Destroyer | #9 |
| 1976 | [6] Rock And Roll Over | #22 |
| 1977 | [7] Love Gun | #9 |
| 1977 | [8] Alive 2 (live / 2 CD) | |
| 1979 | [9] Dynasty | #19 |
| 1980 | [10] Unmasked | |
| 1981 | [11] Music From The Elder | |
| 1982 | [12] Creatures Of The Night | #28 |
| 1983 | [13] Lick It Up | |
| 1984 | [14] Animalize | |
| 1985 | [15] Asylum | |
| 1987 | [16] Crazy Nights | |
| 1989 | [17] Hot In The Shade | |
| 1992 | [18] Revenge | |
| 1993 | [19] Alive 3 (live) | |
| 1994 | [20] MTV Unplugged (live) | |
| 1997 | [21] Carnival Of Souls | |
| 1998 | [22] Psycho Circus | |
| 2002 | [23] Alive 4 (live / 2 CD) | |
| 2009 | [24] Sonic Boom | |
| 2012 | [25] Monster |




